wtorek, 30 września 2014

Rozdział 23



Słowa Baku odbijały się echem w jej głowie, zabierając jej resztki spokoju i opanowania. Nie mogła dalej walczyć dla wioski, jeśli w całym jej ciele dudniła świadomość o poświęceniu tej rudowłosej dziewczyny. Zagryzła wargi i spojrzała w stronę, w którą odeszła bijū siódmego. Chociaż mówiła jej, że nic się nie dzieje, to Sakura swoje wiedziała. Baku była przerażona i starała się uporać ze strachem, który próbował przejąć nad nią kontrolę. 

- Sakura – usłyszała znajomy głos i zdrętwiała. Krew w jej ciele wzburzyła się, jednak panika uniemożliwiła jej wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Zaczerpnęła gwałtownie powietrza, gdy poczuła na karku dotyk dłoni.

- Daisuke – wyszeptała.

* * *

Sasuke przechadzał się tam i z powrotem, czekając na powrót Sakury. Nienawidził chwil, w których tracił kontrolę nad sytuacją i wydarzenia działy się bez jego udziału. Czuł się bezużyteczny i ogarniała go wściekłość. Miał wrażenie, że jego zmysły są otępiałe i nie reagują na żadne bodźce z zewnątrz, co czyni go łatwym celem. 

- Kuso – warknął, kiedy zorientował się, że minęło zaledwie dziesięć minut odkąd spoglądał na zegarek ostatnim razem. Usiadł przy biurku i wyjął raporty dla ANBU, ale nawet ich nie otworzył. Wpatrywał się w stos teczek niewidzącym wzrokiem, nie poruszając się choćby o milimetr. Już wiedział, że nienawidzi niewiedzy związanej z Sakurą. Po prostu, jeśli chodziło o nią, to musiał mieć wszystko pod kontrolą. 

- Wróciła? – poziom jego irytacji wzrósł, kiedy usłyszał zmartwiony głos Itachi ‘ego. 

- Nie – odparł tnącym tonem i z wściekłością otworzył pierwszą teczkę z raportem.

 Ostentacyjnie złapał za pióro i zaczął uzupełniać brakujące rubryki. Szybko jednak przestał, ciskając wszystkim przed siebie. Rzadko tracił kontrolę. 

- Jest dorosła, Sasuke – zauważył Itachi, za co został uraczony gniewnym spojrzeniem, krzyczącym: zamknij się, jeśli chcesz żyć. – Nic jej nie będzie – dodał starszy z braci, który nie byłby sobą, gdyby usłuchał tego, co się mu każe. 

- Jestem! – usłyszeli krzyk Baku i zerwali się z miejsca, kierując się do holu. 

- Gdzie Sakura? – zapytał Sasuke, a jego serce zabiło boleśniej. Modlił się w duchu, by nie usłyszeć…

- Nie ma jej w domu? – zdziwiła się rudowłosa, a młodszy Uchiha zaklął siarczyście. Rzucił Itachi ‘emu wściekłe spojrzenie. Długowłosy wydawał się być opanowany, ale jego spojrzenie zdradzało niepokój. 

- Idę jej szukać – warknął Sasuke i skierował się do wyjścia. 

- Czekaj, idę z tobą – Itachi podążył za bratem i obaj opuścili dom Haruno. 

* * * 

- Czego ode mnie chcesz? – zapytała, zaskoczona siłą własnego głosu. Obecnie czuła, jak Jūbi wibruje w niej w oczekiwaniu na pozwolenie działania. Sakura zignorowała to uczucie i skupiła się na Daisuke. 

- Kiedyś obiecałaś mi coś – szepnął wprost do jej ucha. Różowowłosa zadrżała. – A teraz chciałbym to z powrotem – dodał i musnął wargami jej małżowinę. Haruno spięła wszystkie mięśnie, gotowa do ataku. – Nawet nie próbuj, kochana – Daisuke pogładził jej włosy, jakby były najdroższym jedwabiem na całym świecie. – Widzisz, nie jestem sam – rzucił konspiracyjnie. 

W tej chwili metr od niej pojawił się Kabuto. Na jego ustach drżał ledwie skrywany uśmiech, kiedy upajał się jej przerażeniem. 

- Mam cię, kruszyno – rzucił jadowicie. 

- Nie – tego głosu nie rozpoznała. Zaskoczona rozejrzała się wokoło, napotykając źródło nowego tonu. Przez ułamek sekundy była święcie przekonana, że zna skądś mężczyznę, którego omal nie przeoczyła. I miała rację. Prawda spadła na nią jak grom z jasnego nieba. 

- Madara – szepnęła, ogarnięta najprawdziwszą paniką. Emocje, które się w niej piętrzyły, w tym momencie rozpaczliwie poszukiwały ujścia. 

- Ona jest moja – te słowa wypowiedziane wargami złego Uchihy podziałały jak katalizator. Jej wnętrze eksplodowało, uwalniając nieujarzmioną siłę Jūbiego. Haruno zorientowała się, że nie ma władzy nad swoimi kończynami. Całe jej ciało oblekła czarna chakra, uwalniając pozostałe łezki hybrydy. Nagle nadeszła fala dreszczy, rzucając ją na kolana. Zarówno Daisuke, jak i Kabuto i Madara cofnęli się o kilka kroków, obserwując proces przejęcia ciała przez demona z chorą fascynacją i brakiem strachu. 

Każda kość w ciele Sakury pękła, sprawiając jej niewyobrażalny ból. Z oczu, uszu, nosa i ust wypłynęły strużki krwi, ściekając na ziemię i tworząc na niej kałużę. Zęby zaczęły uderzać o siebie, a płuca kurczyć się boleśnie. Sakura zaryła paznokciami w ziemię, kiedy jej kręgosłup wygiął się w łuk, najpierw tworząc grzbiet, a następnie odchylając jej ciało do tyłu.

Różowowłosa wrzasnęła. Krzyczała przeraźliwie, doszczętnie zdzierając struny głosowe. Umilkła dokładnie w momencie, kiedy jej kręgosłup złamał się jak zapałka. Ból był tak oszałamiający, że nie była w stanie odbierać żadnych bodźców z zewnątrz. Oczy zniknęły pod powiekami, a następnie błysnęły bielą gałek. 

W tej chwili na polanie pojawili się Sasuke z Itachi ‘m. Na widok Madary obaj zdrętwieli, czując oszołomienie. 

- Moi bratankowie – szepnął z fascynacją i uśmiechnął się dziko. – Spójrzcie na moją ptaszynę. No, dalej – zachęcał i odsunął się w bok, ukazując braciom drżące agonalnie ciało Sakury.

- Nie! – ryknął Sasuke, czując, jak wzbiera w nim ból i nienawiść. – Zabiję cię! Przysięgam, że wyrwę ci serce i rozgniotę je na miazgę! – wrzeszczał, wciąż nie będąc zdolnym do wykonania jakiegokolwiek ruchu.  

W tym momencie Sakura przestała się poruszać, co odebrało Sasuke i Itachi ‘emu oddech. Z przerażeniem obserwowali ją, błagając w myślach, by chociaż drgnęła. Ona jednak opadła na ziemię z głuchym odgłosem. Leżała zgięta pod nienaturalnym kątem, co chwila podrygując na przesiąkniętej jej własną krwią ziemi. Z jej szeroko rozwartych oczu wciąż spływały krwiste łzy, skapując na zieloną trawę, co upiornie odzwierciedlało puste spojrzenie zgaszonych tęczówek Sakury. 

- Czy ona… Czy Sakura… – słowa, które krzyczały w głowie Sasuke, nie chciały opuścić jego ust choćby nikłym szeptem. Poruszał niemo ustami, próbując poradzić sobie z tym, co wisiało nad nim tonowym kamieniem. Wargi drżały od wzbierających łez, którym za nic w świecie nie chciał pozwolić popłynąć. Musiał skumulować smutek, żal i rozpacz w gniew i nienawiść, by umożliwić sobie zdolność walki. Nie zamierzał puścić tego płazem. Nigdy. Wybije wszystkich, których w jakikolwiek sposób powiąże z demonem w ciele Sakury. A wtedy nie będzie mowy o litości i humanitaryzmie. Wyrżnie ich jak dzikie zwierzęta, oskóruje i poćwiartuje, delektując się ich martwy spojrzeniem i zimnym ciałem. 

- …ostatni etap – usłyszał i zmusił się, by poświęcić Madarze choć krztę swojej uwagi. Rzucił wujowi nienawistne spojrzenie, nie szczędząc mu pogardy i zniewagi. 

- Co to oznacza? – Sasuke spojrzał na brata z ledwie hamowanym szokiem. 

Na twarzy Itachi ‘ego widniał spokój, a oczy emanowały chłodną kalkulacją. Ton głosu był stonowany i nie wyrażał absolutnie żadnych emocji. Można by powiedzieć, że był wyprany i zmięty. W tej chwili Sasuke poczuł respekt do brata. Jego opanowanie i bezruch nie zdradzały niczego, co mogłoby zostać wykorzystane przeciwko niemu, podczas gdy w Sasuke dosłownie się burzyło i pieniło, pozwalając mu zachowanie resztek samokontroli.

- To oznacza, że teraz walczą – uśmiech Madary był diaboliczny i obłąkańczy. – Jeśli wygra demon, wtedy przejmie ciało bijū. Uzdrowi je i posiądzie, mając nad nim pełną władzę – wszystkie mięśnie Sasuke spięły się do granic możliwości. Nie chciał, żeby wygrał Jūbi. 

- A co, jeśli to Sakura wygra? – Sasuke wyprzedził pytanie brata. 

- Doznała zbyt poważnych uszkodzeń – zaczął zdruzgotanym tonem Madara, ale jego oczy skrzyły się kpiną, a usta wyginały w grymasie szaleńczego zadowolenia. – Po prostu nie przeżyje. 

Świat Sasuke po raz drugi tego dnia stanął w miejscu. Czyli to oznaczało, że… Że Sakura ma poddać się Jūbiemu? To jest jej jedyny ratunek czy może Madara znów gra pod swój plan? Młody Uchiha już nie wiedział, w co ma wierzyć. Co jest fikcją, a co uderzającą prawdą. Zmusił się, by spojrzeć na, pozornie jak się okazuje, martwe ciało Sakury. Wokół jej ust obrysowało się zasinienie, a oczy zaszły martwą mgłą. Były utkwione przed siebie, w bezruchu, mętnie obserwując punkt w oddali. Tak dalekie od żywego, błyszczącego blasku, jakim lustrowały go zeszłej nocy. 

W gardle ścisnęło go z żalu i bezradności. Dopadły go lata jego nieobecności. Zmarnowany czas topił go w bagnie jego złych uczynków, morderstw i bezuczuciowości. Zniszczył nie tylko swoje życie, ale sprawił, że jego przyjaciele znaleźli się w piekle po jego odejściu. Zdołał naprawić tak niewiele, zaledwie namiastkę tej krzywdy, którą im uczynił, a teraz szansa na jego odkupienie właśnie zostaje mu odbierana. Demoniczna siła brutalnie wyrywa mu jego duszę i serce, a on stoi bezsilny i pełen rozgoryczenia. I patrzy, bo tylko patrzeć mu pozostało.

Całe moje ciało płonie. Spala się na popiół i powstaje, by ponownie się spopielić. Czuję wszystko. Każdy atom, nerw, każdą kość i najmniejszy milimetr skóry. Moje serce nie bije. Cisza i pustka wewnątrz mnie jest przytłaczająca i tak absorbująca. Co się stało? Dlaczego tu jestem? Kim jestem?

- Witaj – ten ton. Taki czuły i słodki. Mamiący i odurzający. 

- Witaj – odpowiadam, a mój własny głos wydaje się być intruzem. 

- Jak się miewasz? – troska przebijająca się przez jego pytanie  jest ujmująca.

- Boli – odpowiadam krótko, bez zbędnych słów. 

- Przestanie – powietrze wokół wibruje nadzieją i obietnicą bez pokrycia. Słodko-gorzki smak zapewnienia pozostawia dezorientujące echo odbijające się w moim opustoszałym ciele. 

- Kłamiesz – mówię z niezachwianą pewnością, czym zaskakuję tylko i wyłącznie siebie.

- Tak – odpowiada spokojnie. – Kłamię. Będziesz płonąć przez wieczność, bo tylko piekło na ciebie czeka. Wciąż i wciąż towarzyszyć ci będzie rozdzierający ból i samotność – z każdym słowem ton zmienia się w jadowity i pełny mściwej satysfakcji.

Ma rację. Wiem to. I z jakiegoś dziwnego powodu zgadzam się z nim. Wolę, aby pochłonęło mnie piekło. Tylko dlaczego? Kim jestem? Co zrobiłam? 

- Kim jesteś? – pytam. Chwila ciszy zaczyna wibrować od jego niskiego, basowego śmiechu.

- Jestem twoim sumieniem – odpowiada, a mnie przechodzą dreszcze. – Jestem twoim kłamstwem i prawdą, twoim odkupieniem i zagładą, twoim złem i dobrem, twoim diabłem i bogiem. Jestem tym co kochasz, i tym, czego nienawidzisz. Jestem twoim wzrokiem i głosem, twoim umysłem i ustami. Twoim słuchem i dotykiem. Jestem twoim sercem i twoją duszą. Jestem tobą…

Zamieram. To ja? Nagle z ciemności wyłania się poczwara. Nie wiem, czy to kobieta czy mężczyzna. Ma zzieleniałą skórę i czarne, sklejone włosy. Z ust wycieka ślina zmieszana z ropą, a oczy połyskują złowrogą czerwienią. Porusza wargami, jakby chciała mi coś powiedzieć, ale nic nie słyszę. Mruczy coś niezrozumiale, a wokoło narasta natrętne brzęczenie, jakby ktoś wypuścił z gniazda rój szerszeni. Dźwięk staje się dominujący i przejmujący. Głowa zaczyna mi pękać, ale nie poddaję się. 

- Kim jestem? – powtarzam pytanie, ale moje szczęki zwierają się ze sobą i nie mogę powiedzieć już ani słowa. 

- Jesteś zagładą. Zniszczysz wszystko, co kochasz. Zabijesz wszystkich, którzy są ci bliscy. Zapiszesz się niechlubnym rozdziałem w historii świata. Będziesz źródłem bólu i miejscem, skąd zacznie się droga wielu mścicieli. Będziesz podjudzać nienawiść i rodzić morderców. Staniesz się inspiracją dla szaleńców i tych pragnących świata w agonii i tyranii – ten głos. Wdziera się w mój umysł i zakaża każdą myśl, każde niewypowiedziane słowo. – Chyba, że…

- Chyba, że co? – pytam w desperacji. Cisza sprawia, że szaleję. Nie wiem, gdzie mam się podziać. Wpatruję się w poczwarę, która również mierzy mnie swoim spojrzeniem. Powoli zmienia się. Jej włosy wydłużają się i zmieniają barwę na różową. Skóra normalnieje, a oczy przechodzą płynnie w piękny, soczysty odcień zieleni. Rysy twarzy łagodnieją, a usta czerwienieją i wypełniają się. 

Dziewczyna stojąca przede mną jest smutna. Patrzy zrezygnowana w moją stronę, a jej wargi wciąż układają się w jedno słowo. W nieme PRZEPRASZAM. Podnoszę w jej stronę rękę i zauważam, jak ona robi to samo. Stykamy się palcami i nagle dociera do mnie, że ona to… Ja. 

I zaczynam siebie nienawidzić. Chcę zgładzić tę poczwarę, co jest we mnie. Pokonać źródło mojego przeznaczenia, ale wiem, że nie mogę. Wiem, że przegrałam. I nagle ogarnia mnie smutek, a moje usta układają się w jedno słowo. W nieme PRZEPRASZAM…

Na polanie panowała niezmącona cisza. Oczy każdego zwrócone były na martwe ciało Sakury. Wokół jej głowy utworzyła się spora kałuża krwi, mocząc i barwiąc jej włosy na bordowy kolor. Sasuke musiał przekonywać się, że ona jeszcze żyje. Że gdzieś tam jest i walczy. Jednak widząc jej nieruchomą postać, zesztywniałą i zasiniałą, było mu coraz ciężej. 

Itachi mierzył wzrokiem młodą Haruno, a jego zdolność wyczytywania aury mówiła mu, że dziewczyna jest na skraju wytrzymałości. Poświata wokół niej zmieniała się z czerwieni na czerń, później zgniłą zieleń i wściekłą, ropną żółć. 

Nagle powietrze nabrzmiało morzem chakry, z którego rozpoznawał niewiele. Dwie jednak były wyróżniające się i znajome. 

- Sakura… - usłyszał cichy szept Baku. Nie miał jednak odwagi spojrzeć w tamtą stronę. Zacisnął szczęki, powtarzając sobie w myślach, że różowowłosa żyje. Że to nie jest tak oczywiste, na jakie wygląda. 

- Co tu się… - Naruto przebił się przez zgromadzony wokół oddział ANBU i spojrzał na Madarę. – Ty… - rzucił nienawistnie, ale umilkł, widząc martwe ciało Sakury. Itachi kątem oka spojrzał na Sasuke, który martwym spojrzeniem przyglądał się przyjacielowi. – Nie! – powietrze zadrżało od rozpaczliwego krzyku Uzumakiego.  – Nie! Nie! Nie! – krzyczał przez łzy, wplatając palce we włosy i targając je na wszystkie strony. 

Sasuke przełknął wielką gulę, która w jednej chwili pojawiła się w jego gardle. Odrętwiałe mięśnie dawały o sobie znać, a szczęka, boleśnie do tej pory zaciśnięta, nie dała się tak łatwo rozewrzeć, kiedy próbował powiedzieć przyjacielowi, że Sakura wciąż żyje. 

Ciszę kontemplacji i zastanowienia przerwał czyjś krzyk. Jest taki rozpaczliwy i pełen bólu. Podniosłam się na równe nogi i spojrzałam przed siebie, szukając jego źródła. 

- Nie zobaczysz go – znów ten głos. 

- Dlaczego? – zapytałam w konsternacji.

- Bo nie żyjesz – tak prosta odpowiedź. Tak oczywiście podana, jak informacja o pogodzie na nadchodzący tydzień. 

 -Ale ja chcę żyć – odpowiadam oczywistą prawdą. – Jak mogę żyć?

- Och, powiem ci – nieufnie wsłuchuję się w kipiący podnieceniem głos. – Moja Wisienko.

Wisienka… To ja. Wiem to, ale nie pamiętam tego. No, tak. Różowe włosy nie są codziennością. Mrużę oczy. Krzyk, który słyszałam. Też go poznaję. Jest mi bliski. Jest jak ciepła herbata z miodem i cytryną w mroźny, zimowy wieczór. Kojący, przynoszący ulgę i poczucie bezpieczeństwa. Tak domowy i pełen troski. 

Naruto. To imię odbija się echem w mojej głowie. Naruto. Naruto… Naruto!

- To trwa już za długo – zniesmaczony ton Daisuke przerwał ciężką ciszę. 

- Zamknij się, ty ścierwo – wysyczała rozjuszona Baku. Wokół niej zaczynała jaśnieć poświata demona, gotującego się do walki. – Szmato! Ludzki pomiocie!

- Baku – upomniał ją surowo Itachi, a dziewczyna umilkła. Jeszcze tylko brakowało im wybuchu siódmego, a zaraz po nim eksplozji dziewiątego. Kabuto oblizał wargi.

- Czuję to. Jej ciało zaczyna obumierać. Truchło – wyszeptał, na co Madara widocznie zmarkotniał. 

- Stoimy tu tak, bez ruchu – rzucił znużony. – Aż mnie kości rozbolały – przeciągnął się i rozprostował. – Niewygodnie mi. 

Sasuke ledwie pohamował złość. Czuł, jak klątwa zaczyna dopominać się o swoją zapłatę, którą w tej chwili miała być krew Madary i każdego odpowiedzialnego za stan Sakury. 

- Au! – pisnęła Baku. Oczy wszystkich zwróciły się na dziewczynę, która momentalnie opadła na kolana i zaczęła trząść się jak w febrze.

- Baku? – ton Itachi ‘ego był niespokojny i zatroskany. 

- Szacowny! – krzyk jednego z oddziału ANBU skutecznie rozproszył uwagę wszystkich na Naruto, który podobnie do Baku upadł na kolana, ryjąc palcami ślady w ziemi. 
 
- Naruto! – zawołał Sasuke, który w jednej chwili znalazł się przy przyjacielu. 

- Z… zos… zostaw – wychrypiał Uzumaki.  Dosłownie w ostatniej chwili młody Uchiha odskoczył od Naruto, który w kilka sekund przeobraził się w demoniczną wersję samego siebie. Lisie uszy sterczały spomiędzy jego włosów, a nos węszył czujnie, uzupełniając obraz całej polany. Dziewięć ogonów jarzyło się wściekłym pomarańczowym kolorem, wijąc się chaotycznie w każdą stronę. 

- Och! – zakrzyknął uradowany Madara. – Nasza Wisienka właśnie podjęła decyzję!

- Nie! – zawołała Baku, która również przeobraziła się w swoją demoniczną postać. 

Sakura zamrugała. Mozolnie wsparła się na drżących rękach i podniosła tors w górę, wykręcając się w nienaturalny sposób. Z jej ust spływała ślina zmieszana z krwią, a oczy wciąż spowijała trupia, mleczna powłoka. 

- Naruto… - wycharczała, łypiąc spojrzeniem na wszystkie strony. – Naruto… Przepraszam. Naruto. Prze… Naruto… - ni to jęcząc, ni to łkając plątała się w słowach, próbując wstać na nogi, ale złamany jak zapałka kręgosłup udaremniał jej starania. 

Sasuke poczuł ból przeplatający się z mdłościami. Widział, jak złamane kości ostro napinają skórę Sakury, która cienką powłoką chroni je przed przedarciem się na zewnątrz. W ustach miał gorzki smak żółci i porażki… Naruto. Pierwsze zawołała jego imię. Co to wszystko w ogóle oznaczało?

Naruto! Wiem, kim on jest! Czemu krzyczy? Co oni mu robią?! Moje serce rozdarł ból. Ból tak dominujący i potworny, aż namacalny. Moje powieki paradoksalnie dopiero teraz rozwarły się szeroko. Wszystko było przysłonięte mgłą, ale i tak zaczęłam rozglądać się wokoło w poszukiwaniu mojego przyjaciela. Wsparta na miękkich rękach, podniosłam się w górę, chcąc wstać. Ślina z czymś gorzkim ścieka mi po brodzie, ale nie zważam na to. Muszę mu pomóc. Muszę go przeprosić. Gdzie on jest? 

- Naruto… - szukam go słowami. – Naruto… Przepraszam. Naruto. Prze… Naruto… - coś zaczyna dławić mój głos. Nie wiem, co to jest. Wpadam w panikę, która mnie paraliżuje. Sztywnieję. A co, jeśli już jest dla niego za późno? Co, jeśli teraz nadeszła kolej… Jego… Mojego Sasuke?

- Nie! – przeraźliwy wrzask opuścił gardło Sakury, która w jednej chwili zesztywniała. Daisuke zrobił krok w jej stronę, ale w tym samym momencie przed nim wyrosła postać Baku, która zatrzepotała skrzydłami, dosłownie zmiatając go z powierzchni ziemi. 

- Jeszcze nie ma w niej demona – zaryczał wściekle Naruto. Był spięty i gotowy do skoku, drapiąc pazurami glebę wokół siebie. 

W tym momencie Sakura ponownie wygięła się pod nienaturalnym kątem. Każda kość w jej ciele przemieściła się na swoje miejsce, sprawiając dziewczynie nienaturalny ból. Z jej gardła wydobył się niski, basowy warkot, a oczy rozbłysnęły hybrydą. Skóra Haruno zszarzała i pokryła się siatką cienkich, granatowo-bordowych żyłek. Włosy pociemniały i wydłużyły się, przypominając rozmokłe, oślizgłe glony. Kilka pojedynczych zębów przekształciło się w kły, z których spływały teraz strużki jadowitej śliny. 

- Nie dam ich skrzywdzić – wycharczała i podniosła się na równe nogi. – Nie dam ich zabić. Nie dam ich zranić – powtarzała maniakalnie, lustrując wygłodniałym wzrokiem wszystkich zebranych. Nie było osoby, która nie cofnęłaby się kilku kroków. Powietrze wokół niej emanowało czarną chakrą, rozpaczliwie szukającą ujścia. 

- Całkowicie ozdrowiała – usłyszeli fanatyczny szept Kabuto. Haruno odwróciła się w jego stronę i przechyliła głowę raz w lewo, a raz w prawo. Jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, ale na tym nie poprzestały. Teraz grymas szerzył się na pół twarzy, ukazując rząd ostrych jak brzytwa kłów.  

- Pachnie… - szepnęła i oblizała wargi. To, co się wydarzyło chwilę później wbiło wszystkich w ziemię. 

Dosłownie w ułamku sekundy Sakura doskoczyła do Kabuto i złapała go za przeguby. Gwałtownie rozciągnęła jego ręce na boki, następnie rozszarpując zębami jego krtań. Zebrani usłyszeli chrzęst miażdżonej grdyki, a następnie kręgosłupa. Ziemia zadrżała od wibrującej mocy dziesiątego, a następnie przesiąkła krwią szarowłosego. Bez oporów rozczłonowała jego ciało, chwilę potem wbijając rękę w jego klatkę piersiową i wyciągając ją zaciśniętą wokół martwego serca mężczyzny.  

- Wisienko – usłyszeli głos Daisuke. Poczwara obejrzała się na niego, a w jej nieludzkich oczach błysnął ból i rozpacz.

- Ty… - wycharczała. – Ty ich zabiłeś! Ty! Rozszarpię! Zmiażdżę ci czaszkę i wygryzę serce! Wypatroszę ci wnętrzności tak samo, jak ty zrobiłeś to im – na te słowa niebo zasnuły ciężkie, ołowiane chmury, a z ziemi podniosła się przejrzysta, popielata mgła, która oddzieliła rodzeństwo od pozostałych zebranych.

- Szacowny, co robimy? – zapytał jeden z oddziału, a Sasuke rozpoznał w jego głosie Kibę. 

- Na razie nic – warknął Uzumaki, uważnie obserwując scenę wewnątrz nowo powstałego kręgu. 

- Madara – szepnął Itachi. Młodszy Uchiha rozejrzał się i stwierdził, że jego wuj zniknął. Zaszokowany poczuł wściekłość, że nie udało mu się rozprawić z czarną owcą jego klanu. Zauważył, jak Baku krąży wokół kręgu, a jej ciało buzuje chakrą siódmego. 

- Jūbi czyha – wysyczała. – Jest tam i czeka… Czujesz to, Kurama -  zwróciła się do Naruto.

- Jeszcze nie, Nanabi – rzucił dziewięcioogoniasty. – Nie, póki dziewczyna się opiera…

- Czyli jednak walczy – szepnął Itachi. Słowa brata wlały w jego duszę nadzieję na to, że jeszcze nic nie jest stracone.

Tymczasem w kręgu patrzyło sobie w oczy znienawidzone rodzeństwo. Daisuke wiedział, że kwestią czasu było, jak Sakura skoczy mu do gardła. Liczył, że jednak uda mu się przeciągnąć ją na swoją stronę. 

- Wisienko… - zaczął, ale przerwał mu wściekły ryk, który brzmiał podobnie do jazgotu zranionego zwierzęcia , zagonionego w pułapkę. 

- Zamknij pysk, śmieciu – furia błyskała w obłędnym spojrzeniu hybrydy. Poczwara miotała się w każdą możliwą stronę, ale wciąż trzymała dystans. Nie chciała przedwcześnie kończyć zabawy. 

- Oni nie rozumieli… Chcieli twojej śmierci… - tłumaczył Daisuke, ale na próżno szukał zrozumienia w spojrzeniu siostry. Nim się obejrzał, Sakura zamachnęła się, a szpony jej dłoni rozorały policzek Daisuke, z którego pociekła gorąca krew. 

- Niech ziemia pije krew tego, co zabił rodzicieli! Zdrajca i przeniewierca! Kłamca – wysyczała jadowicie i ponownie się zamachnęła, tym razem chybiając. 

- Koniec zabawy – odparł chłodno Daisuke. – Już nie jesteś malutką dziewczynką. Wyrosłaś na niezłą sukę – warknął w jej stronę. 

- Zamknij się! – usłyszeli jadowity głos młodszego Uchihy. Itachi spojrzał na brata z uznaniem. Po raz pierwszy był świadkiem, jak Sasuke staje w czyjejkolwiek obronie. 

Daisuke jednak zignorował jego słowa. Złożył kilka pieczęci, a następnie wyrzucił ręce w stronę Sakury. 

- Już się nie ruszysz – rzucił z drwiną potomek Haruno. – Jesteś zdana na moją łaskę. 

Sakura jednak nie wydawała się być poruszona tym faktem. Zaśmiała się szyderczo, a następnie bez najmniejszego wysiłku wykonała krok w stronę zaszokowanego Daisuke.

- Wykazałeś się ignorancją, zakładając, że możesz mnie w czymkolwiek pokonać – odparła spokojnie Sakura, a następnie to ona złożyła kilka pieczęci, które unieruchomiły jej brata. Skuteczniej, niż on ją. – Jest tak wiele możliwości zemsty, ale niestety masz tylko jedno życie.

- Sakura – zaczął Sasuke. – Sakura, nie. Będziesz tego żałowała – próbował przemówić jej do rozsądku. Itachi spojrzał na brata z zastanowieniem. 

- Ty byś żałował? – zapytał na głos. Młodszy Uchiha uciszył go gestem ręki. – Odpowiedz. Żałowałbyś? – ponaglił go Itachi. 

Sasuke milczał. Szukał sensu w pytaniu brata, ale nie umiał go odnaleźć. Pozostało mu jedynie odpowiedzieć lub zignorować go.

- Tak – powiedział cicho. – Żałowałbym. 
 
Spojrzenie Itachi ‘ego pojaśniało, a zmarszczki wokół oczu i ust wygładziły się. Poczuł ulgę. To była deklaracja braterskiej miłości i oddania, a dla starszego Uchihy oznaczało to, że odzyskał Sasuke sprzed swojego odejścia. Mały-wielki sukces.

To nie zmieniło jednak decyzji Sakury, która sprężystym, drapieżnym krokiem zbliżała się do Daisuke, w którego oczach błyszczało przerażenie i desperacja.

- Błagam – zajęczał. Sakura jednym sprawnym ruchem wepchnęła rękę w jego usta, i łapiąc język wyrwała go, a następnie odrzuciła gdzieś w bok. Szybko zaleczyła krwawiącą ranę i uśmiechnęła się diabolicznie.

- Nie chcemy, żeby zabawa skończyła się tak szybko – twarz Daisuke ściągnęła się w cierpieniu, bo chociaż rozszarpane miejsce zostało zasklepione, to dziewczyna nie uśmierzyła jego bólu. – Jak to było… - zaczęła się zastanawiać.

- Co mamy robić, szacowny? – zapytał ponownie Kiba. Nie chciał być świadkiem tego mordu. Pragnął odsunąć od siebie myśl, że to właśnie ich Sakura stała się nieludzką bestią. 

- Obstawić bramy Konohy. Wprowadzić stan alarmowy, ale nie niepokoić mieszkańców. Na razie – dodał. Inuzuka skinął głową i wydał rozkazy oddziałowi, który rozpierzchł się w kłębowisku dymu. – Inuzuka – Kiba zadrżał na dźwięk głosu dziewiątego. – Jinchūriki obawia się o swoją kobietę – zaczął. Ten w odpowiedzi skinął głową i zniknął w podobnych okolicznościach co pozostali z oddziału.

- Kazałeś mi patrzeć – powiedziała to tak, jakby przypomniała sobie najoczywistszą rzecz na świecie. – A więc skoro zraniłeś moje oczy, to ja pozbawię cię twoich – po tych słowach wsunęła po trzy palce z obu dłoni w oczodoły Daisuke i dosłownie wyłupała jego gałki. 

Towarzyszący temu wrzask sprawiał, że żołądek wiązał się w supeł, a następnie podchodził do gardła z falą żółci. 

- No już, już – szepnęła Haruno i zaleczyła rany. – Teraz jesteś zdany na swój słuch – dodała i bezszelestnie odsunęła się od brata. Nie wydając najcichszego dźwięku, obeszła go, upajając się jego dezorientacją. Lekko wysunęła język i przymknęła powieki. – Teraz wiem, jak smakuje twój strach. Jest wyśmienity…

Sasuke nie mógł na to patrzeć. Nie sądził, że wewnątrz Sakury jest tyle bólu i jadu. Widział, jak dziewczyna tonie w morzu wspomnień i rozbija się o ostre skały nienawiści i chęci zemsty. Zdawał sobie sprawę, że wszystko to podjudzał Jūbi, ale nie mógł się oszukiwać. To było oczywiste, że Haruno zmagała się z tymi emocjami od czasu, kiedy uświadomiła sobie z małą pomocą demona, kto jest odpowiedzialny za jej stratę. 

- Znudziło mi się – rzuciła niczym rozkapryszone dziecko. W jednym susie dopadła się Daisuke i rozszarpała dłońmi jego trzewia. Pieczęć, którą wcześniej rzuciła, nie pozwalała mu opaść na ziemię. Stał teraz na obraz kukły, a jego bezwładne ramiona opadły wzdłuż ciała. Z jego gardła wydobywał się stłumiony jęk i stękanie, a z oczodołów popłynęły krwawe łzy. – Giń! – wysyczała, wyszarpując z jego wnętrza dosłownie wszystko. Zebrani odwrócili głowy, brzydząc się aktem przemocy ze strony Sakury. 

Dokładnie w chwili śmierci Daisuke, na dziewczynę spadło opamiętanie. Pozostając w demonicznej formie, powróciła do części swojego starego JA. Rozejrzała się wokoło, nie do końca rozumiejąc, co właśnie się wydarzyło. 

- Naruto – szepnęła. – Nic ci nie jest… - szybko odszukała Sasuke i z ulgą stwierdziła, że i on jest bezpieczny. – Żyjecie.

- Dlaczego miałoby być inaczej? – zapytał Itachi. 

- Nie mamy czasu – szepnęła i opadła na kolana, rysując jakieś kręgi i znaki, których nikt nie rozpoznawał. – Muszę się pospieszyć…

- O co chodzi? – zapytał Sasuke, zaczynając się denerwować. – Sakura…

- Nie ma czasu – warknęła. Jednym pociągnięciem ostrego paznokcia rozorała sobie prawą dłoń i potarła o siebie ręce, rozsmarowując posokę także na palcach. Pozostając na klęczkach odbijała ich ślady, a Baku, która zaobserwowała ich powtarzalność, zwróciła się do Naruto.

- Dziewczyna potrzebuje pomocy.

- Nie sądziłem, że ta technika wciąż jest w obiegu – rzucił Kurama, ale finalnie skinął głową i podszedł do kręgu. – Nanabi. 

- Już czas. Czuję jego gniew – Itachi w jednej chwili złapał Sasuke za ramię i odciągnął w tył.

Dokładnie w tym momencie w odbite na ziemi dłonie Sakury zaczęła wnikać chakra dwóch demonów spoza kręgu.

- To za słaba ochrona jak na taki poziom hybrydy! – zawołał Naruto, a Baku skinęła głowa. 

- Wyczuwam Ichibi – odparła rudowłosa. 

- Gaara? – rzucił z niedowierzaniem Sasuke. Jeśli wszystkie demony zaczynają się aktywować, to nie świadczy o niczym dobrym. 

Zdenerwowany obserwował Sakurę, która z trudem odciskała kolejne ślady na ziemi wokół niej. 

- Im więcej, tym bezpieczniej – powiedziała i spojrzała na Sasuke. 

- Co się dzieje? – zapytał, ale pod skórą nie do końca chciał poznać odpowiedź. Instynkt mówił mu, że nie są to dobre wieści. 

- Wiśnia w twoim ogrodzie – rzuciła, tracąc kontrolę nad własnym głosem. – Tam jest odpowiedź. Sasuke – szepnęła, trzęsąc się na całym ciele. – Sasuke, kocham cię… - to były jej ostatnie słowa przed pojawieniem się Ichibi. To były ostatnie słowa przed tym, jak zamknęła oczy. To były ostatnie słowa przed tym, jak jej ciało bezwładnie osunęło się na ziemię.

- Sakura! – krzyknęli jednocześnie z Itachi ‘m. 

- Kurama, Nanabi – usłyszeli głos pierwszego. – Ta technika… Trzy wystarczą. Saiken już wie. Dotrze tu niedługo – powiedział i zaczął wtłaczać chakrę w pozostałe krwawe ślady.

- Czy tylko ja nic nie rozumiem?! – wściekł się Sasuke, który ruszył w ich kierunku, ale w porę powstrzymał go Itachi.

- To nie są nasi przyjaciele – pouczył go surowo. – Teraz to trzy demony, opętane chęcią uziemienia dziesiątego i zniszczeniem go. 

- Ale tam jest Sakura! – wściekł się. 

- Zostawcie kilka pustych. Tych najbliżej jinchūriki. Saiken je wypełni, a do tego czasu nasze powinny wystarczyć – poinformował ich Kurama. 

- Czy ona w ogóle żyje? Czy może jest tylko przechowalnią dla dziesiątego?! – wydarł się Sasuke, ale pozostałe demony nie zwróciły na niego uwagi. – Mówię coś…

- Milcz, człowieku – pouczył go surowo Nanabi. – Nic nie rozumiesz, więc się nie wtrącaj.

Tak. Sasuke Uchiha został uciszony. Rzucił wściekłe spojrzenie bratu, który jak zwykle był istną oazą spokoju i opanowania.

- Uspokój się, braciszku – powiedział do Sasuke. – Ona żyje, a to, co zrobiła było mądre i sprytne.

- Wiesz, co to za technika? – zdziwił się młodszy Uchiha, ale Itachi pokręcił głową, grzebiąc jego nadzieje.

- Nie, ale z tego, co widzę to skutecznie pohamowała dziesiątego do czasu, aż pojawi się tu reszta demonów – dodał. 

- Do tego czasu jesteśmy postawieni w stan gotowości – powiedział Ichibi. – I nie opuścimy ciał naszych jinchūriki. Spokojnie – dodał, widząc niepewne miny braci Uchiha. – Nic im nie zrobimy. Mamy swoje priorytety. 

- Od razu jestem spokojniejszy – sarknął Sasuke. – Sakura mówiła o drzewie wiśni w naszym ogrodzie. Idę to sprawdzić.

- Porozmawiasz z rodzicami, czy ja mam to zrobić? – zapytał Itachi.

- Ty lepiej to ujmiesz – mruknął, chcąc jak najszybciej oddalić się z tego miejsca i dowiedzieć się jak najwięcej odnośnie tajemnicy Sakury. Kolejnej…

Nie czekając na słowa brata, skierował się na skrót prowadzący do ich posiadłości. Po raz ostatni spojrzał na bezwładną Sakurę leżącą w sąsiedztwie z rozszarpanym bratem i poczuł mdłości. Jeszcze nigdy jej takiej nie widział i co najgorsze, obraz Haruno brutalnie bawiącej się ze swoją ofiarą wywołał u niego smutek, sprawił mu ból i… Zawód?

Szybko odgonił od siebie przygnębiające myśli i puścił się biegiem przez leśne gęstwiny. Po prostu musiał wyłączyć myślenie uczuciami. W innym przypadku nie będzie zdolny do podjęcia żadnego konstruktywnego działania.

Kiedy tylko znalazł się w ogrodzie należącym do jego posiadłości, natychmiast odszukał wskazane przez Sakurę drzewo. 

Nie miała tych bajecznie różowych kwiatów, a liście nie skrzyły się intensywną zielenią. W tym momencie wiśnia wyglądała tak jak Sakura. Była przywiędła, bez życia. Odgonił od siebie ponury obraz wyczerpanego ciała Sakury i obszedł drzewo dookoła, szukając jakiejś skrytki w pniu lub pod korzeniami, ale nie mógł nic dostrzec. 

Niebo stało się granatowe, mimo dosyć wczesnej pory popołudniowej. Powietrze ciążyło burzową aurą, w której dało się wyczuć oczekujący deszcz. Trawa straciła na swej zieleni, a kwiaty pochowały się w pąkach. Sasuke wydawało się, że cały świat rozmył swoje kolory, ale to mogło być tylko jego złudzenie.

Życie i wszystko dookoła straciło dla niego sens. Nie chciało mu się stać ani siedzieć. Nużyły go dźwięki i ludzie, którzy byli ich źródłem. Pragnął położyć się przy Surze i tak jak ona zamknąć oczy. Złapać ją za rękę i trwać tak, aż do końca ich dni. 

Czy to właśnie jest miłość? – zapytał sam siebie, opadając na ziemię pod drzewem. Przymknął powieki. Czy to jest ta chęć dzielenia dnia z drugą osobą? Patrzenia na jej sukcesy z dumą i uśmiechem? Asekuracji, gdy upada i ponosi porażkę? 

Czy to jest to obezwładniające uczucie, które przepełnia jego martwe i puste serce, kiedy tylko Sakura otwiera rano swoje oczy i patrzy na niego z  czułością? Czy to wciąż ta sama miłość, kiedy on ranił ją swoim zachowaniem, a ona mu wybaczała? Czym była miłość? I dlaczego nie umiał jej zrozumieć? Czemu nie wiedział, jak ją zdefiniować?

Ona by mu powiedziała. Sakura by mu wyjaśniła, czym jest miłość. Słowami, które byłyby tylko dla niego. Ona by umiała wytłumaczyć mu sposób jej działania tak, aby to zrozumiał. Ale jej może zabraknąć, bo on jest za słaby, by jej pomóc. By być tą asekuracją, której teraz tak desperacko potrzebowała.

Po jego zimnym policzku potoczyła się gorąca, samotna łza. Nabrał głęboko powietrza, ale jego płuca odmówiły mu posłuszeństwa. Orochimaru miał rację. Uczucia bolą, a to osłabia. Jednak bez nich, Sasuke czuł się pusty i odosobniony. Bezuczuciowość sprawiała, że był wyprany i odsunięty od innych ludzi, na których mu zależało. Teraz, kiedy odzyskał brata i rodziców, a Sakura i Naruto wybaczyli mu jego odejście wiedział, gdzie jest jego miejsce. Gdzie pasował i gdzie był akceptowany.  I już nie zamierzał z tego rezygnować. Nigdy.

Podniósł się do pozycji klęczącej i odchrząknął. Musiał znaleźć to, co schowała tu Sakura. Nie miał wątpliwości, że to była ważna rzecz, skoro różowowłosa postanowiła to ukryć. Nie miał jednak pojęcia, co to było. Naszyjnik? Pierścień? Kartka?

- Tak nic nie zdziałam – mruknął sam do siebie i wstał. Zaczął wspinać się na drzewo, które było wyjątkowo duże i rozłożyste jak na wiśnię. Powoli badał palcami każdy cal pnia, a oczami przeczesywał każdy ciemniejszy i bardziej nienaturalny kształt. W pewnym momencie zauważył niewielki otwór, zaledwie pęknięcie, które zasklepiło się żywicą. Zaciekawiony, zbliżył się i przyjrzał dokładniej temu miejscu, skąd praktycznie natychmiast wyczuł bardzo nikły ślad chakry należącej do Sakury. Wsunął dwa palce między krawędzie pęknięcia i delikatnie wyjął z niego zwiniętą, pożółkłą karteczkę. 

Z rosnącym zdenerwowaniem i zniecierpliwieniem zaczął rozwijać papier, w nadziei, że znajdzie coś, co pomoże mu zwrócić Sakurze jej zwyczajne życie. 

Drogi Sasuke,

Jeśli czytasz ten list, to znaczy to, że ja nie jestem w stanie, by porozmawiać z tobą w normalny sposób. Ubolewam nad tym, ale nie ma za wiele czasu na rozpamiętywanie.

Sasuke wziął głębszy oddech, by uspokoić rozszalałe serce i czytał dalej.

Kiedyś, dawno, tuż po twoim odejściu Tsunade podarowała mi księgę, w której spisywała wszystkie poznane dotąd techniki i ich zastosowanie. Krok po kroku uczyła mnie ich wszystkich, by przygotować mnie na nadchodzące ciężkie czasy. 

Teraz jestem szczęśliwa, że postąpiła tak nieludzko, zmuszając mnie do opanowywana kolejnej i kolejnej.

Szczęki Sasuke zacisnęły się w bezsilnej złości, której w tym momencie nie mógł rozładować. 

Ostatnia technika przewidywała mój stan. Piąta doskonale wiedziała, co nas czeka. Wiedziała też, że nie ma na to żadnego rozwiązania, poza działaniem na bieżąco. Musisz pamiętać jednak, że nic nie ma wiecznego działania. Także ta technika ma swoje niedogodności.

Teraz Sasuke wczytywał się w przebieg techniki i jej przerwanie. Nie podobało mu się to, co przewidywała, ale najwyraźniej nie było innego rozwiązania. Z każdym kolejnym słowem czuł, jak coś się w nim buntuje, aż w pewnej chwili miał szczerą ochotę spalić Katonem ten głupi świstek papieru, który zawierał niepokojące rozwiązanie całej tej sytuacji.

Nie buntuj się przeciwko temu, bo to nie ma sensu. Jeśli wszystko rozegra się dobrze, straty będą… Nie, nie mogę napisać, że niewielkie, bo dwie śmierci, które przewiduje finał całej tej farsy nie są i nigdy nie będą małą ceną.

Miałam dylemat za dylematem. Byłam gotowa na wszelkie poświęcenia, byle tylko uniknąć, jak się okazało, nieuniknionego. Serce mi pęka na myśl o tym wszystkim, co was czeka i pragnę was od tego uchronić, ale nie mogę. Wiedząc, że to ja stanowię źródło zagrożenia.

Jak dobrze go znała. Uśmiechnął się pod nosem na tę myśl. Szybko jednak spoważniał, wiedząc, co czeka ich w najbliższych dniach. 

Pamiętaj proszę o jednym. Kocham cię. Zawsze cię kochałam. I gdyby mnie zabrakło, gdyby coś poszło nie tak… Nie czuję żalu. Już dawno ci wybaczyłam twoje zachowanie względem mnie i Naruto. Odpuściłam ci winy i puściłam w niepamięć późniejsze przewinienia. 

Nigdy nie odwracaj się od przyjaciół ani od rodziny. Czasami poczujesz złość na nich lub zmęczenie, ale to normalne. Oni cię kochają bezwarunkowo, a to jest to, Sasuke, czego ty potrzebujesz. Ludzkiego zrozumienia i miłości. 

Na zawsze twoja,

Sakura.

Sasuke poczuł bolesne ukłucie w sercu, ale szybko je zignorował. Nie mógł pozwolić sobie na rozdrabnianie w tej chwili. Teraz liczył się czas, a według Sakury nie mieli go za wiele.

- Co robisz na drzewie? – usłyszał i uśmiechnął się lekko.

- A od kiedy zadajesz tak głupie pytania, Jūgo? – odpowiedział na jego zaczepkę i zeskoczył z drzewa. Tuż obok niego stała Karin i Suigetsu. - Dobrze jest widzieć was w komplecie.

  - I ciebie w całości – wymamrotała okularnica. – Wiesz, jakie tu jest silne źródło chakry?! Wariowałam od tej mieszanki! – zawołała wściekła Karin, a Suigetsu jedynie przewrócił oczami.

- Ogarnij się, głupia babo – rzucił w jej stronę. – To normalne, jeśli dookoła roi się od demonów. Prawda, Sasuke? – młody Uchiha wyczuł w głosie dawnego kompana nutę pretensji, ale jak zwykle nie zareagował. 

- Dobrze, że już jesteście – odparł Sasuke i spojrzał na Jūgo. – Bez problemu weszliście na teren wioski?

- Twój brat wyczuł, jak się zbliżaliśmy i wyszedł nam na spotkanie – odpowiedział spokojnie rudowłosy. 

- Nie tylko nam – mruknęła Karin i poprawiła okulary. – Była jeszcze jedna chakra. Bardzo silna. Zbliżała się od północy. Ale nie rozumiem jednego – rzuciła, widocznie skonsternowana i zagubiona. – To jeszcze dzieciak, ale wyczułam go jak starego mężczyznę. To… Ja już nic nie wiem. 

- Przekroczył bramę wioski razem z wami? – zainteresował się Sasuke, zaalarmowany nieproszonym gościem. 

- Jest w wiosce, ale wszedł północną bramą. Nas wpuścili przez wschodnią – wyjaśniła Karin. 

- Poza tym Itachi chce, żebyś wrócił na polanę – przypomniał sobie Suigetsu. 

Sasuke zdrętwiał. Czyżby… Nie. Nie możliwe. Wiedziałby, gdyby stało się coś poważnego. 

- Byliście już tam? – zapytał chłodnym tonem Sasuke. Cała trójka skinęła głowami. 

- Wyjdzie z tego – uśmiechnął się Suigetsu i wskazał mu dłonią ścieżkę przez las, którą prawdopodobnie i oni, jak Sasuke wcześniej, dostali się do jego ogrodu. – Chodźmy.

Szli w milczeniu. Nie widzieli potrzeby teleportacji, skoro miejsce całego wydarzenia znajdowało się chwilę stąd. Sasuke zastanawiała nowa postać, która pojawiła się w wiosce. To było ponad programowe utrudnienie.

Gdy znaleźli się na polanie, Sasuke utkwił wzrok w chłopcu, którego wyczuła Karin. Miał długie do pasa włosy w kolorze niebieskim, a kiedy odwrócił się w jego stronę, Sasuke zauważył, że jego oczy są wściekle pomarańczowe. Dokładnie jak… 

- Witaj, młody Uchiha – zwrócił się do niego po nazwisku. Sasuke skierował zaskoczone spojrzenie na brata, który nie uśmiechał się. Był spięty, ale nie zaalarmowany. 

- Kim jesteś i skąd znasz moje nazwisko? – zapytał z ledwie hamowaną wrogością. 

Chłopak uśmiechnął się nieśmiało. Mogłoby się wydawać, że jest zawstydzony i niepewny, co dla młodego Uchihy było niezrozumiałe i co najmniej dziwne. Ewidentnie czuł bijącą od niego chakrę. Co więcej, była to chakra szóstego demona, którego pilnie poszukiwali.

- Jestem Yaku – odparł cicho chłopak. Spuścił wzrok na swoje splecione palce. – Jestem bratem bliźniakiem Baku.

__________________________________________________________________________________________

Jest. O, tak. Jest. Okupiony bólem i cierpieniem, bezsennymi nocami i wielkim wysiłkiem rozdział 23 wreszcie pojawił się na tym blogu. Przepraszam Was z góry za błędy i niedociągnięcia, ale już po prostu nie zauważam tych potworków. Znam ten rozdział praktycznie na pamięć i już nie widzę, gdzie co zjadłam, a gdzie ucięłam.  No, bo wiecie... Byłam głodna i zdarzało się, że wciągnęłam jakąś końcówkę... Nie ważne. Jest? Jest.
Jestem z niego dumna. Nie sądziłam, że uda mi się go skończyć i to w pełnej, przewidzianej objętości. A jednak. Nie jestem pewna, czy to był wpływ kogoś z zewnątrz. Na pewno nie chciałam zawieść samej siebie. Kolejny raz. Was też nie chciałam rozczarować, ale jakoś ostatnio czułam się samotna i odrzucona, co nie sprzyjało tworzeniu. 
Mam w głowie wizję makabrycznego zakończenia i próbuję z nim walczyć, ale wizja to wizja. A jeszcze jeśli dodamy do tego wenę... BUM! I będzie po ptokach :D
Zaczynam studia. Tak nawiasem jutro mam pierwszy dzień. Plan nie rysuje się w kolorowych barwach, ale postaram się skończyć tego bloga do końca roku. Wliczając w to jakieś bonusy w postaci OS'ów i innych pierdół. 
Także, dziękuję tym, co tu jeszcze są i czytają. Tym co czytają i komentują dziękuję podwójnie, bo Wasze słowo jest dowodem na to, że moja twórczość nie pozostaje bez echa. Raz jeszcze dziękuję i życzę przyjemnego czytania oraz weny tym, co również wchodzą w skład budulca świata narutowskich fanfic'ów :)

.romantyczka

4 komentarze:

  1. Jak ty to zawsze umiesz ładnie ubrać w słowa. Czekałam na ten rozdział już od dawna i strasznie mi żal, że opowiadanie zbliża się do końca, bo przeżywałam je razem z Tobą krok po kroku.
    Podobały mi się te sceny drastyczne. Wbrew pozorom lubię takie psychopatyczne ujścia emocji (kto wiem, może mam w sobie coś z psychopaty).
    No i do tego ta dramaturgia. Zakochałam się w tym fragmencie: "Jestem twoim sumieniem – odpowiada, a mnie przechodzą dreszcze. – Jestem twoim kłamstwem i prawdą, twoim odkupieniem i zagładą, twoim złem i dobrem, twoim diabłem i bogiem. Jestem tym co kochasz, i tym, czego nienawidzisz. Jestem twoim wzrokiem i głosem, twoim umysłem i ustami. Twoim słuchem i dotykiem. Jestem twoim sercem i twoją duszą. Jestem tobą…"
    Nie wiem co chcesz usłyszeć, ale ja wiem, co chcę powiedzieć. Dla mnie zawsze będziesz moim mistrzem słowa pisanego i kluczowym elementem, który wchodzi w skład "budulca świata narutowskich fanfick'ów".
    Raz za razem wzbudzasz we mnie falę różnorakich emocji. Niby one są takie same, ale jednak za każdym razem robisz to w inny, bardziej zaskakujący sposób. Pokazałaś mroczną stronę Sakury, zmazałaś trochę tej jej niewinności, zbrukałaś ją w oczach Sasuke, który mimo wszystko wciąż nie przestaje jej kochać i zaczyna rozumieć czym jest miłość. Myślę, że on nie musi pytać o to Sakury, już to wie, tylko siebie nie docenia. Jego załamanie było jakimś takim punktem zwrotnym, bardziej istotnym niż chwila, w której wyznał Sakurze miłość.
    Pozostaje jeszcze kwestia Twojej mrocznej wizji zakończenia i "dwóch śmierci". Zaczynam się poważnie martwić. Nie napsoć za bardzo.

    Wciąż tu jestem i oddycham, mocno tęsknię i za Tobą wzdycham
    Ikula

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze! To było intensywne;... czułam to wszystko, po prostu czułam to cierpienie, tą miłość...
    Bardzo mnie interesuje Twoja mroczna wizja i śmierć tych osób. Na samą myśl dostaję dreszczy i będę wyczekiwać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze-przepraszam, że przeczytanie tego rozdziału zajęło mi tak długo. Powody są trzy-konkursy, brak powiadomienia ze strony bloggera (zaczyna mnie to irytować) i nie sprawdzanie poczty przez długi, dłuuugi okres (czyli praktycznie od wakacji). No ale dobrze, skoro się już wytłumaczyłam, to teraz powiem co myślę.

    Rozdział był cholernie ciekawy. Podobnie jak Ikulę, mnie również urzekł moment z sumieniem. Był przerażający, ale prawdziwy. Jak wielu ludzi to sumienie zagłusza...a szkoda, bo ono nas zna lepiej niż którykolwiek przyjaciel.

    Podoba mi się również efekt zawieszenia - chodzi mi o to, że pozostawiłaś pewne pytania bez odpowiedzi. To bardzo fajny zabieg-utrzymuje napięcie, które czasem jest potrzebne.

    Nadal jestem pod wrażeniem Twojego warsztatu. Możesz mówić co chcesz, ale bez Ciebie będzie cholernie ubogo i nudno. Wymyśliłaś kawał dobrej fabuły, sprawiłaś, że zżyliśmy się z tym opowiadaniem i większość pewnie jeszcze długo będzie do niego wracać, nawet po oficjalnym zakończeniu. Ja będę.

    Szkoda mi tylko, że nie odzywasz się do nas...tęsknimy, wiesz? ;)

    W nadziei na jakiś odzew z Twojej strony
    Gosiek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoja wyobraźnia po raz kolejny wbija mnie w ziemię. Bezapelacyjnie biję pokłony. Dawno nie przeczytałam rozdziału tak... bardzo fantastycznego i realnego jednocześnie. Z jednej strony widziałam w słowach odbicie siebie, Ciebie, oraz zwykłego szarego życia. Mnogość symboliki, metafor... bomba! Jestem kupiona. Również tym delikatnym akcentem między Sasuke i Itachim, brutalnością scen, spójnością fabuły i delikatnością wnętrza każdego bohatera, które widać na pierwszy rzut oka.

    Tak jak wspomniał Lisiak, sumienie jest czymś dziwnym, czego lepiej nie zagłuszać. Jest dla wielu niczym obcy w organizmie, a tak naprawdę niewielu zdaje sobie sprawę, że to zwykły spór serca z rozumem, oraz naszej dobrej i złej natury. Bo każdy z nas taką posiada, a Ty pięknie to pokazałaś, zamykając Sakurę w skorupie "tej złej". Pokazała pazurki mierząc się z własnymi lękami i przeszłością. Podoba mi się, że nie jest płaczącą dziewczynką, lecz dojrzałą kobietą z charakterem i oschłym podejściem do życia i wspomnień, które nie raz bolą.

    Sumienie sumieniem... moje mi mówi, że o wiele za późno to komentuję, jednak tak jak napisałam niedawno u siebie, musiałam pewne sprawy poukładać i w ogóle nie można mnie było wyłapać. Dlatego wybacz mi opóźnienie.

    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały tej historii. Mam nadzieję, że jeszcze się nie żegnamy i że czymś nas zaskoczysz. Tak jak do tej pory. :)

    Podpisano - Trzecia Duszyczka Wściekłej Trójcy! XD

    PS. Proszę o happy end w Twoim stylu. :)

    OdpowiedzUsuń