Wiosenny wietrzyk muskał jej
brzoskwiniową skórę, gdy rano wyszła na taras z kubkiem gorącej kawy.
Przymrużyła oczy i spojrzała w niebo. Po błękitnej niwie sunęły pierzaste,
śnieżnobiałe owieczki. Zefirek zawiał mocniej porywając z drzewa kwiaty wiśni,
które zatańczyły wokół jej głowy tworząc wianek. Uśmiechnęła się blado.
Otworzyła oczy ukazując przygaśniętą zieleń jej tęczówek. Za chwilę musi iść do
szpitala. Miała zacząć obchód od godziny szóstej i zakończyć koło południa, ale
jest ordynatorem, więc pewnie będzie musiała zostać jak zwykle do nocy.
Weszła do pokoju i postawiła kubek
na nocnej szafce. Chwyciła przygotowane ubranie i weszła do łazienki. Puściła
wodę pod prysznicem i stanęła pod strumyczkami. Lodowata ciecz zawsze pomagała
jej w dobudzeniu się i złapaniu wewnętrznej równowagi. Zakręciła kurek i
chwyciła szkarłatny ręcznik. Wytarła
swoje ciało i wyszła z kabiny. Ubrała się w powyciąganą koszulkę i luźne
rybaczki koloru khaki. Zbiegła na dół do kuchni. Odłożyła kubek do zlewu, obiecując
sobie, że umyje kiedy wróci i wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi.
Rozglądała się wokoło podziwiając
piękno przyrody. Wioska wstawała do życia. Mieszkańcy uganiali się rozkładając
swoje kramy oraz sklepiki. Drogą biegały
małe dzieci, a na polach treningowych nieopodal parku słychać było odgłosy
walki między chūninami i ich jōninami. Wspomnienia zalały ją falami. Kakashi,
Naruto, ona i… Stop! Zatamowała potok myśli, jaki ją opanował. Zacisnęła zęby i
ruszyła przed siebie. Przed jej oczami zaczął rysować się budynek szpitala.
Weszła przez wielkie, dwuskrzydłowe drzwi i skierowała się do recepcji.
- Witaj Hanako. – różowowłosa
przywitała się z sędziwą, ale bardzo energiczną pielęgniarką.
- Witaj, Sakuro. Dzisiaj znowu do
wieczora? – zapytała z ciepłym uśmiechem, na co dziewczyna przystanęła.
- Jak przez ostatnie trzy lata. –
powiedziała głosem wyrażającym znudzenie tą rutyną, ale się nie uśmiechnęła.
Wszyscy w szpitalu przyzwyczaili się do jej zachowania. Dlaczego tak łatwo było
im przyjąć do wiadomości fakt, że z energicznej i radosnej Sakurci zmieniła się
w zimną i oschłą Sakurę? To proste. Nie znali jej wcześniej. Nie wszyscy.
- Na górze czeka na Ciebie ważny
gość. – krzyknęła za odchodzącą kobietą, ale ta jakby wydawała się jej nie
słyszeć. Nic bardziej mylnego.
- Naruto, ile razy mam Ci powtarzać,
żebyś nie przychodził do mnie do pracy? Rozpraszasz moje myśli, a to jest
niewybaczalne. Najmniejszy błąd i kogoś zabiję. – powiedziała beznamiętnie.
- Sakurciu… - zignorował jej
codzienne narzekanie i przytulił mocno. Chcąc nie chcąc uśmiechnęła się
delikatnie i niewidocznie. Momentalnie przestała, kiedy przyjaciel ją puścił.
- Popatrz na mnie i uśmiechnij się
do mnie. Proszę. – usłyszała jego głos, ale nie zareagowała.
- Każę Ci jako Twój opiekun,
rozkazuję Ci jako Szósty Hokage Wioski Ukrytej w Liściach, jako mąż Twojej
najlepszej przyjaciółki, jako Twój przyjaciel… - zakończył tyradę.
Spojrzała na niego bez cienia uczuć
i uśmiechnęła się. Nie. Wykrzywiła usta w grymasie, ale to już był krok w
przód, a nie trzy wstecz. Za to jego uśmiech wyglądał jak bita śmietana na
deserze. Był pocieszający, ciepły i troskliwy. Czuła się podle nie mogąc mu
odwdzięczyć się tym samym, ale nie umiała. Już nie.
- Naruto, muszę wracać do pracy, a i
Ty też chyba nie masz wolnego dnia. – powiedziała w końcu, na co blondyn skinął
smutno głową. Po chwili jednak uśmiechnął się promiennie.
- Tak, jest strasznie męcząca, ale
ją kocham. Zawsze chciałem zostać hokage i to się nie zmieniło. Za to Ty nie
wydajesz się być zadowolona ze swojego zawodu. Jesteś w nim najlepsza w całym
kraju Ognia, ale wyglądasz na niespełnioną. – Sakurze ścierpiała skóra na całym
ciele po tej wypowiedzi. Jak miała być spełniona po tym, co zdarzyło się siedem
lat temu.
- Wiem o czym myślisz. Wiesz dobrze
o tym, że na myśl o ranie, jaką zadał Ci wtedy i jaką zadają teraz wspomnienia
tamtej feralnej nocy, mam ochotę go zabić. – warknął ostatnie słowa. Zaczęła
otaczać go lekko pomarańczowa aura, co nie wróżyło dobrze. Podeszła do niego i
położyła dłonie na ramionach Naruto. Po momencie się uspokoił.
- Idź już i nie zadręczaj się tym.
Ja już nie pamiętam. – skłamała. Ostatnie zdanie przeszło jej przez ściśnięte
gardło. Ale musiała, bo inaczej chłopak nie dałby sobie spokoju. Tak naprawdę
pamiętała. Pamiętała to tak, jakby ktoś uwiecznił to na zdjęciu, na które
patrzyła każdej minuty przez te siedem lat. Jakby to się zdarzyło wczoraj.
- Pani Sakuro, nagły przypadek.
Członek ANBU zaatakowany przez Akatsuki. Ciężkie rany rozległe, stracił dużo
krwi. Jest nieprzytomny. Zasinienia wokół niektórych obrażeń. – wyrwała ją z
zamyślenia pielęgniarka. Nawet nie spojrzała na blondyna, zbyt wiele uczuć
związanych ze wspomnieniami. W biegu związała włosy w kucyka i poprawiła kitel.
Wbiegła na salę. Zazwyczaj biała pościel miała teraz kolor szkarłatu. Podeszła
do łóżka. Kiba.
- Szybko odtrutkę. Zasinione rany
świadczą o zatrutym ostrzu. Przygotujcie mieszankę szałwii, rozmarynu, rumianku
z odrobiną lawendy. Następnie rozróbcie jad żmii z wodą morską i kwasem mrówek
wraz z kawałkami gazy. Już! – krzyknęła do asystentów. Sama obejrzała ciało
przyjaciela. Maleńkie dziurki po igłach senbon, kłute od kunai i shuriken ‘ów
oraz szarpane od jakiegoś ostrza. Na pewno nie od katany, ta zostawia gładkie
krawędzie. Prawdopodobnie od broni Kisame. Liczne otarcia i siniaki.
- W coś Ty się wpakował, Kiba. –
szepnęła pod nosem. Tyle tego na rany zewnętrzne. Nie wiedziała w jakim stanie
jest jego organizm. Na pewno miał gorączkę. Stracił dużo krwi. Ważne narządy
nie zostały naruszone, ale praca jego serca zaczynała szwankować. Musiała
szybko działać.
- Miska z lodem i kilka mokrych
ręczników. – powiedziała opanowanym tonem do jednej z pielęgniarek. Zaczęła
powoli kumulować chakrę w swojej dłoni. Zielona poświata opłynęła jej rękę.
Spływała od ramienia w dół, do palców. Najpierw zaczęła leczyć obrażenia
wewnątrz organizmu tak, aby krwawienie ustało. Pozostawiła jednak te rany,
które miały w sobie truciznę.
- Gdzie to antidotum?! – wrzasnęła.
W tym momencie do Sali wbiegł asystent trzymający w ręce miseczkę ze
specyfikiem. Zanurzyła palce w maści i zaczęła wsmarowywać ją w rany. Kiba
jęknął. Kiedy skończyła oczyszczać zakażone miejsca, namoczyła kawałki gazy w
płynie przygotowanym później. Zrobiła z nich okłady i zabandażowała zatrute
rany. Następnie obłożyła chłopaka kompresami z lodu z zamiarem obniżenia
gorączki.
- Wykonaliście dobrą robotę, ale za
wolno. Liczyła się każda sekunda. To jeden z najlepszych shinobi w wiosce.
Miejmy nadzieję, że nie umrze. Idźcie odpocząć, a ja tutaj posprzątam. –
powiedziała do zebranych. Zawsze dawała im taką reprymendę.
Tsunade jako jej mentorka wymagała
od niej więcej niż maksymalne możliwości, więc
i ona teraz wymaga tak samo. Tsunade. Kolejna bliska jej osoba, która ją
opuściła. Odgoniła złe myśli i zabrała się za sprzątanie pomieszczenia z
brudnych szmat, gaz i bandaży. Kiedy skończyła, weszła do łazienki i nalała do
miski ciepłej wody. Usiadła koło przyjaciela. Do naczynia z płynem wlała kilka
kropel wyciągu z drzewa cytrusowego i namoczyła szmatkę, po czym zabrała się za
delikatne obmywanie ciała Kiby z zaschniętej krwi. Kiedy skończyła czynność,
zmieniła kompresy. Po jakiś piętnastu minutach sprawdziła stan szatyna. Był
stabilny.
- Wyliżesz się. – mruknęła pod nosem
i wyszła z pokoju, przekazując pielęgniarce instrukcje co do leczenia Inuzuki.
Przebrała kitel zaplamiony krwią na czysty i udała się na obchód szpitala. Po
kilku godzinach osłuchiwania, badania, sprawdzania czy aby czasem ktoś nie
wybiera się na drugą stronę, usiadła z westchnięciem w fotelu. Na biurku czekał
na nią stos kart pacjentów do uzupełnienia, a także kart informacyjnych,
przyjęć i wypisów z oddziałów. Zrobiła sobie kawy i usiadła, biorąc w rękę
długopis.
Około godziny piątej po południu
usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek. Totalnie straciła rachubę
czasu.
- Proszę. – mruknęła, rzucając się w
wir papierkowej roboty.
- Pani Sakuro, ma pani gościa. –
powiedziała niska blondynka.
- Mariko, kto znowu? – zapytała, nie
racząc dziewczyny spojrzeniem.
- Prosił o dyskrecję. – rzekła.
Lekko zainteresowana różowowłosa podniosła wzrok ponad, już niewielką, stertę
dokumentów. Skinęła głową na znak zgody. Po chwili do pomieszczenia weszła
osoba, której się najmniej spodziewała.
- Gaara? Co Ty tutaj robisz? –
spojrzała na niego zdziwiona. Czerwonowłosy popatrzył na nią z błyskiem w
oczach.
- Jestem kazekage Wioski Piasku, nie
mogę się ujawniać. – szepnął konspiracyjnie, co Sakura podsumowała
prychnięciem.
- Gaara Tani odwiedził mnie, nic nie
wartą, marną wróżbiarkę, Sakurę Haruno… - nie dokończyła, bo chłopak wsadził
jej do ust wielkiego pączka. Wściekła różowowłosa wypluła go na rękę.
- Dalej się na mnie o to boczysz? –
zapytał z wyrzutem.
- Nie, skądże. Co Cię tutaj
sprowadza? – zapytała od niechcenia. Gaara westchnął ciężko. Miał nadzieję, że
doszła do siebie po tych tragediach, ale jednak nie. Mylił się.
- Miałem sprawę u Naruto, ale szybko
załatwiłem wszystko, co musiałem. A co u Ciebie? – odpowiedział.
- U mnie jak zawsze. Pracuję od
ósmej rano do północy, czasem i do później. Mieszkam w starej posiadłości
rodziny Haruno i mam kota. – powiedziała. Westchnął głęboko.
- Tęsknię za starą Sakurą.
Uśmiechniętą, radosną i szczęśliwą. – spojrzał jej w oczy.
- Mam dosyć tego waszego ujadania,
jaka to ja byłam kiedyś super i ogólnie. To już nie wróci. Nie liczcie, że
kiedy przyjdziecie tu jutro stanę w progu uradowana, taka jak przed laty. Nie!
Jest tu i teraz. Jestem taka jak wczoraj i jak dzisiaj. Na następny dzień będę
taka sama. I na przyszły tydzień, miesiąc, kwartał, rok i wieczność. Więc albo
zaakceptujecie mnie taką, jaką jestem teraz, albo nie nazywajcie mnie waszą
przyjaciółką. – powiedziała beznamiętnie.
- Zawszę będziemy Cię kochali. Nie
zależnie jaką się staniesz, pamiętaj. A to mój mały prezent dla Ciebie. – wyjął
z kieszeni słoiczek ze złocistym
pyłkiem.
- To piasek z mojego pałacu. W zimne
dni weź odrobinę i posyp nim pościel. Wtedy… a z resztą. Zobaczysz sama. –
uśmiechnął się zawadiacko. Niechętnie wzięła to od niego.
- Nie mam nic w zamian. – mruknęła,
potrząsając pojemniczkiem.
- Uśmiechnij się. – poprosił. Powstrzymała się co do komentarza
na temat prób wyłudzenia od niej uśmiechu. Zrobiła tak samo jak rano, z Naruto.
Ale ten grymas na jej twarzy wywołał podobną radość u chłopaka.
- Dziękuję. A, i pamiętaj. Mnie
tutaj nie było… - podszedł do niej, pocałował ją w policzek i przytulił mocno
do siebie. Poczuła miłe ciepło w ramionach. Po chwili Gaara zamienił się w
piasek i rozsypał na podłogę. Zawirował wokół niej i zniknął. Postawiła prezent
na blacie biurka i zabrała się za papiery.
Przed wyjściem ze szpitala zajrzała
do Kiby i upewniła się, że jej przyjaciel jutro będzie w lepszej kondycji, po
czym krok za krokiem udała się do domu, gdzie musiała dokończyć uzupełniać
szpitalne karty.
Autor: .romantyczka
Autor: .romantyczka
Ooooo wreszcie mam chwilke by poczytac *___* I jestem zachwycona twoim blogiem! Sakura w twoim wykonaniu jest genialna! Dobra to bedzie krotki komentarz ale jak przeczytam wszystko napewno bedzie dluzej ;] Lece czytac dalej! ;***
OdpowiedzUsuń