wtorek, 30 października 2012

Rozdział 10

Postanowiła chociaż na jeden dzień zostawić problemy w tyle, za sobą, i nie pozwolić im się dogonić. Sen od dawien dawna pierwszy raz był spokojny. Nie dręczyły ją żadne koszmary ani mroczne wizje zagłady Kraju Ognia. Przetarła oczy i rozejrzała się po pokoju, gdy jej wzrok zatrzymał się na przygarbionej sylwetce Sasuke siedzącego na parapecie. Miał zamknięte oczy, ale nie wyglądał na odprężonego. Wręcz przeciwnie: był bardzo spięty, a na jego czole pojawiły się drobne kropelki potu. Zawahała się, jednak wstała i podeszła do niego. Dotknęła delikatnie jego ramienia, a mężczyzna otworzył gwałtownie powieki.
Jej oczom ukazał się sharingan, ale momentalnie zniknął. Czarnooki westchnął i potarł ręką policzek.
- Od dawna masz takie koszmary? – zapytał zmęczony. Teraz zrozumiała. Swoją rodzinną techniką chronił jej umysł przed tymi wizjami. Zdziwiła się, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Odkąd odszedłeś. – odpowiedziała i wróciła do łóżka. Bądź co bądź, ale był niemalże środek nocy.
Zarejestrowała jak ruszył za nią. Usiadła na materacu i zapatrzyła się w ścianę. Potrząsnęła głową i spojrzała na Sasuke, który usadowił się obok niej. Zwróciła się do niego przodem, a swoje dłonie ułożyła na jego skroniach. Po chwili głowę mężczyzny otoczyła zielona poświata, aby po chwili zniknąć zostawiając poczucie ulgi i odprężenia. Spojrzał na zielonooką pytająco.
- Oczyściłam twoje myśli. Zawsze tak robię, kiedy mam koszmary. Bardzo pożyteczne też, kiedy się jest na potężnym kacu. – uśmiechnęła się, ale momentalnie wydało jej się to nie na miejscu, więc na powrót przywdziała maskę obojętności karcąc się w duchu za nieuwagę i naiwność. Sasuke przyglądał się jej badawczo.
- Czy możemy porozmawiać normalnie? – zapytał.
- A czy teraz tak właśnie nie rozmawiamy? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, ale wiedziała, że gra w którą zaczyna pogrywać jest dziecinna i bezcelowa. Westchnęła. – Przepraszam. Nawyk. – usprawiedliwiła się, chociaż była to marna wymówka. Karooki uśmiechnął się zdawkowo. Sakura wpatrywała się w niego. Stanowił dla niej nie lada wyzwanie. Chodząca zagadka.
- Zmieniłeś się. – stwierdziła. Miała na myśli, że pozytywnie.
- Ty też. Ale zaryzykuję stwierdzeniem, że raczej na gorsze. – powiedział to niby ze smutkiem, ale kobieta wmawiała sobie, że tylko jej się wydawało. Zapatrzyła się w usłanie gwiazdami niebo.
- Zdarza się. – rzuciła chłodno.
- Owszem, ale nie takiej osobie jak ty.
- Że niby co jest ze mną nie tak? – uniosła się dumą.
- Pamiętam cię jako ciepłą, uśmiechniętą dziewczynę. Wiecznie dającą z siebie wszystko. Nastolatkę gotową oddać życie za przyjaciół. – dodał.
- To ostatnie się nie zmieniło. – wyszeptała po chwili milczenia, jednak Sasuke dosłyszał każde jej słowo. – Ja tylko... – zaczęła, ale nie umiała dokończyć. Podniosła zaszklone spojrzenie i utknęła w magnetyzującej sile czarnych tęczówek bruneta. Jak mogła przegapić tę czerń, w której nie raz i nie dwa, a wielokrotnie zatapiała się w młodości?
- Zmieniłeś się. – powtórzyła stwierdzenie sprzed kilku chwil. – Na lepsze. Zdajesz się bardziej angażować w nasze życie; troszczysz się. Więcej rozmawiasz, a nawet czasami się uśmiechasz. Co się stało? – zapytała bardziej siebie nie oczekując odpowiedzi od strony bruneta, jednak takowej właśnie się doczekała.
- Wróciłem tam, gdzie moje miejsce. – odpowiedział.
Kobieta z przerażeniem stwierdziła, że jej uczucia, które żywiła do młodego Uchihy zaczynają nabierać kolorów. Nie są już takie wypłowiałe, czarno-białe. Tańczą teraz w jej sercu paletą barw przyprawiając ją o zawrót głowy i silne palpitacje. Zatrzęsła się i siłą zmusiła do przeniesienia wzroku z Sasuke w jakiś inny kąt pokoju. Poczuła jednak, jak jego chłodne dłonie obejmują jej policzki zwracając jej twarz ku osobie czarnowłosego.
- Spójrz na mnie. – poprosił szeptem. Sakura mocno zacisnęła powieki ignorując głośne myśli, aby wykonała prośbę mężczyzny. Tak naprawdę chciała wpatrywać się w jego twarz godzinami, ale akurat nie dzisiaj. Chociaż może...?
- Sakura, proszę... – wyszeptał niemalże błagalnie, co spowodowało uniesienie powiek przez zielonooką.
Topiła się pod wpływem jego dotyku. Praktycznie spływała w jego ramionach, a samo spojrzenie rozpalało w niej tak dawno zapomniany płomień. Każda cząstka jej ciała tak mocno wyrywała się do Uchihy, że Sakura chciała krzyczeć. Poczuła, jak wargi jej pierzchną, a w ustach zasycha. Rozchyliła je więc delikatnie chcąc pobrać więcej tlenu, ale spotkała się z inną reakcją. Sasuke przysunął się bliżej i pocałował ją subtelnie. Ledwie musnął jej wargi czekając na reakcję zielonookiej. Kobieta mimowolnie przymknęła powieki rozkoszując się smakiem ust czarnookiego.
Nagle zapragnęła więcej. Podniosła się lekko i ponownie złączyła ich w pieszczocie. Uchiha chyba właśnie tego chciał, bo objął ją mocno w talii i momentalnie znalazła się na jego kolanach. Ich pocałunki stały się bardziej śmiałe i namiętne. Obydwoje oddawali się czynności z pasją, niemal zatracając się w uczuciu, które nagle zapłonęło i trawiło ich od wewnątrz żywym ogniem. Jakby ktoś puścił tamę. Mężczyzna odwrócił ich tak, że Sakura leżała na łóżku, a on pochylał się nad nią we władczym geście. Całowali się żarliwie, próbując odkupić te wszystkie stracone lata na poszukiwaniu łączącej ich od dawna miłości.
Sasuke czekał z następnym krokiem. Nie chciał spłoszyć zielonookiej. I chociaż ledwie powstrzymywał pożądanie, starał się dać jej czas do namysłu. Jednak Sakura nie chciała myśleć. Dała się ponieść chwili i za pomocą niewielkiej ilości chakry rozerwała koszulę mężczyzny. Momentalnie przylgnęła do niego rozkoszując się bezpośrednim dotykiem jego skóry. Pod palcami wyczuwała dobrze zbudowane mięśnie pleców kochanka. Jęknęła rozpaczliwie, gdy odsunął się od niej. Zamiast zastanawiać się nad reakcjami zerwał z niej koszulkę, w której spała i dopiero wtedy pozwolił jej na powrót przylgnąć do siebie.
Teraz obydwoje rozkoszowali się bliskim kontaktem ich skóry. Jej była rozpalona, jego chłodnawa, co dawało idealnie wyważone meritum. Sasuke pocałował kobietę w zagłębienie szyi. Sakura wplotła palce w jego krucze włosy i przeczesała je rozkosznie. Przygryzła delikatnie płatek ucha mężczyzny, a ten szybko zdarł z niej dolną część piżamy i rzucił gdzieś w kąt pokoju. Chwilę potem i on był całkowicie nagi. Zsunął się niżej i pocałował jej brzuch. Potem stopniowo coraz wyżej i wyżej, a w momencie połączenia ich ust wszedł w nią zdecydowanie. Sakura jęknęła i zatopiła paznokcie w skórze na plecach karookiego. Zaczęli poruszać się w ekstatycznym rytmie doprowadzając się do rozkosznych doznań. Kobieta przygryzła delikatnie wargę Sasuke, a ten w odpowiedzi pocałował ją namiętniej. Po ich ciele spływały kropelki potu lśniąc w blasku księżyca niczym maleńkie perły.
Ich rozgrzane ciała pasowały do siebie w każdym milimetrze, jak gdyby byli stworzeni jako nierozerwalna całość. Kochali się żarliwie i z pasją. Doszli niemal równocześnie.
Opadli na poduszki i dyszeli ciężko. Sakura nie potrafiła się zmusić, żeby na niego spojrzeć. Nie po tym co przed chwilą zaszło. Jak mogła do tego dopuścić? Mężczyzna, który zamienił jej życie w piekło, sprawił, że zwątpiła w miłość, która pokonuje wszystko, leży koło niej po miłosnym uniesieniu, na które ona pozwoliła. Już sama siebie nie rozumie. W końcu zmusiła się aby na niego spojrzeć. Spał. Wyglądał tak spokojnie i przystojnie. Przysunęła się tak, że stykali się nosami. Westchnęła cicho i podniosła się na łokciach Sasuke odwrócił się do niej plecami, a ona zauważyła na skórze wyżłobienia po jej paznokciach. Zarumieniła się i skumulowała w dłoni chakrę. Delikatnie sunęła dłonią po rozgrzanych mięśniach mężczyzny usuwając ranki. Słyszała jak mruczy przez sen. Uśmiechnęła się pod nosem. Kiedy skończyła przesunęła palcem wzdłuż kręgosłupa Sasuke powodując na jego ciele gęsią skórkę. Westchnęła ponownie i odwróciła się do niego plecami. Zamknęła oczy, by po chwili odlecieć w krainę snów. Czarnowłosy momentalnie zwrócił się w jej stronę, przygarnął jej ciało do siebie i otoczył je ramieniem. Rozkoszował się zapachem jej włosów aż do chwili, kiedy usnął.
***
Promienie słoneczne wdarły się do pomieszczenia rażąc parę leżącą w łóżku. Nie spali. Obydwoje wpatrywali się w sufit i rozmyślali. Jak się dzisiaj zachować? Co powiedzieć? Czy się uśmiechać? Czy porozmawiać o tym co zaszło?  A kto to wiedział. Sasuke powoli zaczął trafiać do Sakury. Powitała go uśmiechem. Nie takim promiennym jak kiedyś, ale było w nim ciepło, którego tak bardzo mu brakowało. Nie odezwała się jednak, tylko wpatrzyła w sufit i uporczywie milczała. Po chwili zastanowienia odwrócił się do niej. Pocałował ją przelotnie w usta.
- Dzień dobry. – powiedział i wstał niezrażony swoją nagością. – Idę wziąć prysznic. Idziesz? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem, a Sakura pokręciła głową i zakopała się w kołdrze. Tak jak myślał. Wszedł więc do łazienki i zamknął za sobą drzwi.
Zielonooka w tym czasie zeszła do kuchni i włączyła wodę na kawę. Usmażyła jajecznicę i rozłożyła na dwa talerze. Dziwnie się czuła. W ogóle jakby do niej nie dotarło, że poprzedniej nocy kochała się z właśnie z Sasuke. I co teraz zamierzał? Może powinna dopuścić go do siebie? Jej ciało mógł wziąć nawet siłą, ale duszy i serca nie weźmie bez pozwolenia.
Kiedy tak rozmyślała mężczyzna wszedł do kuchni w samych spodniach z ociekającymi wodą włosami ułożonymi w nieładzie. Zamiast zasiąść do śniadania podszedł do Sakury i spojrzał jej w oczy.
- Mam się przygotować na karcące milczenie, czy porozmawiasz dzisiaj ze mną? – zapytał.
- Zazwyczaj to ja mówiłam, a ty milczałeś. – nie udzieliła mu odpowiedzi. Zaparzyła kawy i postawiła dzbanek na stole. – Siadaj, bo wystygnie. – nie umiała zapanować nad chłodem w swoim głosie. Z przyzwyczajenia jej ton był protekcjonalny, wręcz służbowy. Sasuke westchnął i usiadł do śniadania.
- Przepraszam. Muszę się odzwyczaić. Przecież w końcu jesteśmy razem, jak dawniej. Naruto, ty i ja. Dawna drużyna siódma. – szepnęła i niezauważalnie otarła łzę, która uwolniła się spod jej długich rzęs. Westchnęła i usiadła naprzeciwko Sasuke. Nim zdążył się odezwać skierowała rozmowę na inny tor.
- Jak tam twoja posiadłość? – zapytała i upiła kawy.
- W porządku. Jest bardziej zapuszczona niż myślałem, ale doprowadzę ją do porządku. Przeszkadza ci moja obecność? Jeżeli tak, to znajdę sobie pokój w karczmie. – powiedział i przyjrzał się jej badawczo.
- Nie, nie przeszkadzasz. Po prostu postanowiłam zacząć jakiś temat, byleby nie wracać do przeszłości. Tę postanowiłam chociaż na jeden dzień zostawić w tyle. – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Zamieniała się w starą Sakurę. Pragnęła jego bliskości i obecności, ale nie mogła się do tego przyznać. Oczywiście Sasuke już się pewnie czegoś domyślał, ale niech pozostanie w sferze domniemań. Tak będzie bezpieczniej.
Mężczyzna wstał i pozbierał naczynia. Następnie podszedł do Sakury i pociągnął ją do salonu na kanapę. Lekko zdezorientowana kobieta nie traciła czujności. Postanowiła zachować resztki podejrzliwości względem młodego Uchihy.
- Mój dom nie wygląda na całkowicie zapuszczony. Kwiaty są podlane, a w ogrodzie wszystko wyplewione i równo przycięte. Kto go doglądał, gdy mnie nie było? – zapytał, a Sakura zdrętwiała. To była jej mała tajemnica. Nocami, gdy nikt nie widział, zakradała się do ogrodu posiadłości Uchiha i pielęgnowała rośliny, bo chociaż tam mogła zatrzymać czas. Popadającego w ruinę domu nie mogła sama ratować, ale kwiaty bez problemu tak.
- Ja. Chciałam chociaż tam zatrzymać czas. – odpowiedziała cicho. Wystarczyła jedna osoba, aby złamała swój oschły styl bycia. Sasuke wyciągnął rękę i dłonią pogładził jej policzek. Przypomniał sobie jak ją traktował i co jej powiedział, gdy odchodził. Nie był potworem gdy zabijał. Był potworem gdy ją tak traktował. Ją, Naruto i każdego, kto chciał mu pomóc. Wmawiał sobie, że nie potrzebuje pomocy, denerwował się, bo pchali nosy w nie swoje sprawy, ale tak naprawdę chciał, żeby się nim zainteresowali. Brakowało mu czyjejś uwagi.
- Tęsknię za rodzicami. – odważył się zacząć temat. Liczył, że Sakura go wysłucha. Może nawet otworzy się. Ale tak naprawdę potrzebował z kimś porozmawiać. Przekraczając bramy wioski obiecał sobie, że pokona swoje słabości i udowodni im, że nie zawsze był zimny i bezuczuciowy. – Każdego dnia mi ich brakuje. Kiedy odszedłem wiedziałem, że oni by tego nie chcieli. Mojej zemsty. Ale zaślepiła mnie, a mnie to odpowiadało. Musiałem sobie wszystko poukładać, co nie usprawiedliwia moich czynów i zachowań. – zrobił pauzę i wpatrywał się w mimikę różowowłosej. Zmieniała się z każdym zdaniem, jakie wypowiadał. Starała się pojąć jego determinację.
- Okazało się, że to nie Itachi’ego wina. Dowiedziałem się o tym, kiedy miałem zadać mu ostateczny cios. Nagle mój życiowy cel u szczytu spełnienia stał się bezsensowny i nieaktualny. Byłem rozgoryczony i wściekły, ale Itachi musiał żyć. On jeden mi pozostał. Wezwałem Karin, żeby go odtransportowała do znajomego medyka w pobliskiej chacie, a sam uciekłem. O mało nie zabiłem bliskiej mi osoby. Ostatniego człowieka, który był mi w jakiś sposób życzliwy pomimo ciągłych uwag, że jestem słaby. – kontynuował, a jego spojrzenie stawało się odległe. Sakura wciąż starała się pojąć jego reakcje, ale jakoś nie potrafiła.
Przymknęła oczy i momentalnie obrazy śmierci jej własnych rodziców błysnęły w jej umyśle niczym blask wschodzącego słońca. Nabrała głośno powietrza i podniosła gwałtownie powieki. Spojrzała na Sasuke. W jego oczach doczytywała się cierpienia. Pomimo maski obojętności, zachowania emanującego chłodem i obojętnością, dotykiem bez czucia.
- Nie jesteś słaby. Nigdy nie byłeś. Tylko uparcie starałeś się nie dopuszczać do siebie tej myśli. Jesteś perfekcjonistą, Sasuke. Niemalże pedantyczny. Ślepo zapatrzony w swoje cele. Wyznający zasadę, że cel uświęca środki. Nie ma w tym nic złego, dopóki, dopóty to ma jakiś sens. Ty już dawno go zgubiłeś, ale bałeś się do tego przyznać. Nie przywykłeś przegrywać. – powiedziała patrząc mu w oczy. – Prawda boli, ale czasami ból uwalnia nas z kajdan niewolniczej nienawiści. Od czasu kiedy odszedłeś cały czas przegrywam. Moje walki są bezsensowne. Nie uczestniczę w misjach, ludzie, których leczę giną, a ja? – tu prychnęła lekceważąco. – Ja nie istnieję. Odchodząc zabrałeś prawie całą moją duszę gubiąc ją gdzieś po drodze, a pozostałą resztę łatwo opanował demon. Nie Jūbi, ale właśnie nienawiść. Jūbi przybył na gotowe. – rzuciła niedbale i wstała. Zaczęła przechadzać się przed mężczyzną zapominając, że jest tylko w dolnej bieliźnie i jakiejś powyciąganej koszulce.
- A Tsunade? – zapytał niepewnie. Zatrzymała się i zapatrzyła w okno.
- Ona… - wypluła to słowo. Obrzydzenie wstrząsnęło jej ciałem, a twarz wykrzywił grymas. Czarnowłosy analizował. Miał za mało faktów, aby złożyć to w całość. – Podstępna stara kobieta. Niesamowicie potężna i inteligentna. Wyczuła moje słabości i je wykorzystała, a ja się dałam podejść. Mieliście rację mówiąc, że jestem słaba i beznadziejna. – podeszła do szafki, na której stało zdjęcie drużyny siódmej. Ona po środku, po jej lewej Naruto, a po prawej Sasuke. Nad nimi stał Kakashi i mrużył oczy. Prawdopodobnie się śmiał, ale tego nikt nie wiedział. Misja ‘MASKA’ nie powiodła się. Na samo wspomnienie uśmiechnęła się, by po chwili ramka w jej dłoni stanęła w płomieniach koloru krwawego bordo.
Kiedy spaliła się na popiół Sakura ruszyła przez pokój rozsypując z uchylonej dłoni jej resztki. Patrzyła przy tym nostalgicznie w przestrzeń przed sobą, a po jej ustach błąkał się ledwie widoczny uśmiech.
- Życie, Sasuke, pisze różne scenariusze… - powiedziała i zdmuchnęła pyłek z otwartej dłoni. – Tak łatwo jak teraz ten proch, tak dawniej rozpierzchło się moje serce. – dorzuciła i usiadła na podłodze. Uchiha zszedł z kanapy i usiadł naprzeciwko niej. Wziął w dłonie jej twarz i zmusił, aby spojrzała mu w oczy. Znowu były obce i nieobecne. Wiedział, że właśnie teraz Jūbi triumfuje.
- Sakura, wracaj. – rozkazał zimnym tonem, a kobieta prychnęła. Przysunęła się bliżej i oparła jedną dłoń o tors Sasuke. Naparła na niego całym ciałem kładąc go na podłodze. Wpiła się gwałtownie w jego usta, a rękami błądziła po klatce piersiowej bruneta mrucząc cicho.
- Jej ciało w mojej władzy jest takie kuszące, nieprawdaż? – zapytał obcy głos. I chociaż chciał się od niej oderwać, nie umiał. Kusiła, tak piekielnie kusiła, że nie potrafił zapanować nad sobą. Miał wiele innych kobiet, ale żadna tak go nie pociągała jak zielonooka. W pewnej chwili przemógł się i chwycił ją za ramiona.
- Obudź się. – potrząsnął nią, aż ujrzał w jej oczach znajomy blask. – Odleciałaś. – stwierdził. Westchnęła.
- Ale świadomie paliłam ramkę. – wstała. Spojrzała na niego nagląco. – Ubieraj się. Idziemy ocenić stan twojej posiadłości. Migiem. – rozkazała i uciekła na górę. Uchiha wstał i popędził za nią.
***
Nie wyglądało to najgorzej, ale myślał, że w świetle dziennym posiadłość zaprezentuje się lepiej. Czekało go wiele pracy.
- Ja na twoim miejscu chciałabym odtworzyć stan z przeszłości. Miałeś naprawdę piękny tradycyjny dom. – krzyknęła z pomieszczenia obok.
- Wiem. Tak właśnie zamierzałem postąpić. – odkrzyknął i odsunął część gruzu z jakiejś szafki. Wspomnienia napływały stopniowo, ale i tak starał się je dozować w miarę zdrowego rozsądku. Wziął do ręki ramkę ze zdjęciem jego rodziny. Mikoto stała uśmiechnięta trzymając wiercącego się Sasuke, Itachi spoglądał z figlarnym błyskiem w oku na młodszego brata, a dłoń Fugaku spoczywała dumnie na jego ramieniu, drugą obejmował żonę w pasie, a oczy pełne osobliwej czułości zwrócone były na niefrasobliwego Sasuke.
- Mogę? – zapytała Sakura i spojrzała pytająco w jego oczy. Podał jej ramkę i zaczął przeglądać inne rzeczy. W pewnym momencie usłyszał dźwięk tłuczonego szkła i cichy jęk zielonookiej.
- Przepraszam. – powiedziała skruszona zbierając z ziemi potłuczoną ramkę. Jej twarz była blada, a ręce trzęsły się nieopanowanie.
- Nic się nie stało. Naprawdę. – odpowiedział, ale nie odebrał zdjęcia z jej dłoni. Tak naprawdę Sakura nie była skora oddać fotografii. Wpatrywała się w nią nieodgadnionym spojrzeniem.
- Mogę je zachować? – zapytała nieśmiało. Kiwnął zdawkowo głową i ruszył na dalsze przeszukiwania pokoju.
- Nic stąd nie ruszaj. Obiecaj, że jak odnowimy dom wszystko wróci na swoje miejsce. – poprosiła błagalnie. Uderzyło w niego słowo MY w wypowiedzi. Jego serce na krótką chwilę zaczęło bić szybciej.
- Skoro nalegasz… - rzucił, ale przerwała mu skonsternowana.
- Ty powinieneś nalegać. Nic nie jest stracone… - dodała. Chciał o coś zapytać, ale kobieta już znikała w czeluściach górnego piętra. Odniósł wrażenie, że chce być sama.
- Ale dlaczego? Przecież nic nie powiedziałem… - rozmyślał. – No właśnie. Nie odezwałeś się ani słowem. Baka! – zbeształ się na głos. Pokręcił głową i zrezygnował z biegnięcia za nią. Jej problem.
Kiedy wyszli z domu dzień miał się ku zachodowi. Zielonooka właśnie chowała do kabury resztki zdjęcia i coś jeszcze, ale na szczęście udało jej się schować to przed ciekawskim spojrzeniem Sasuke.
- Hej! – usłyszeli za sobą krzyk Naruto. Biegł wraz z Hinatą w ich stronę i obydwoje machali energicznie, aby się zatrzymali.
- Gdzie byliście? – zapytała z uśmiechem biało oka, kiedy wreszcie we czwórkę ruszyli w stronę budki z ramen.
- Byliśmy w posiadłości Sasuke. Od jutra zaczynamy prace renowacyjne. – odpowiedziała Sakura, a ciemnowłosa uśmiechnęła się promiennie.
- To cudownie! Jeżeli potrzebujecie rąk do pomocy to zawsze kogoś się zwerbuje. – rzucił z zapałem Naruto.
- Dzięki, ale damy radę sami. Trochę to potrwa, ale mam czas. Poza tym wątpię, by ktokolwiek garnął się do pomocy w mojej sprawie. – dodał karooki, a Lisek nachmurzył się.
- To niedorzeczne. – odpowiedział spokojnie. – Pomogą. Pamiętaj, że kiedyś twoja rodzina była szanowana i liczono się z nią. Byli lubiani. – dodał.
- Poza tym moją rodzinę masz na pewno murem za sobą. Ich kiedyś także wymordowali, ale nie tak brutalnie jak Uchihę. Nawet w twojej zemście stali za tobą murem i w każdej chwili byli gotowi udzielić ci schronienia, w razie gdybyś wrócił. – spojrzała w zdziwione oczy Sasuke.
– Nie myśl, że zostałeś skreślony. Poza tym chyba nie atakowałeś Konohańczyków, więc nie widzę powodów, abyś miał nie uzyskać żadnej pomocy. – dorzucił Naruto, a czarnooki poczuł się jakby właśnie wrócił z bardzo długiej podróży do ciepłego domu.
- Zabijał Konohańczyków – zaczęła Sakura zwracając na siebie uwagę wszystkich – ale tylko tych, którzy zagrażali Konosze. Wiem, bo wielokrotnie trafiałam na twoje ślady, kiedy zbierałam zioła do leków. – dokończyła, zanim Naruto zdołał ją zlinczować.
- I nic mi nie powiedziałaś?! – krzyknął mężczyzna z oczami w kolorze chabrów.
- Co ci miałam powiedzieć? – zapytała spokojnie. Przystanęli na chwilę. Znajdowali się wśród drzew, więc było małe prawdopodobieństwo, że ktoś ich usłyszy.
- Że wyczuwałaś go. Poza tym zakazałem ci zapuszczać się tak daleko. – zaczął. Sasuke wraz z Hinatą odsunęli się trochę, a Sakura i Naruto mierzyli się groźnie wzrokiem.
- I co byś zrobił?! Wielkie nic! Nie zmusiłbyś go do powrotu. Podejrzewam, że nawet nie miałbyś sposobności z nim porozmawiać. A ja śledziłam go. Pamiętasz, że nieraz znikałam na miesiąc, czy dwa. – dodała. Sasuke czuł wtedy czyjąś chakrę. Była znajoma, ale zbyt silna jak na te, które znał.
- Głupia dziewucha! – krzyknął, a Sakura spoliczkowała go.
- Uspokój się, narwańcu. – warknęła, a Hinata złapała kruczowłosego za przegub.
- Proszę, powstrzymaj ich. Za chwilę będą walczyli. Potem nadejdą wielkie wyrzuty sumienia i ciche dni. Poza tym ostatnio wzywali oddział, żeby ich rozdzielić. Raz w złości Naruto kazał zamknąć Sakurę w celi do czasu, aż się uspokoi. Myślałam, że go zabije. – dodała.
Coraz ostrzejsze słowa padały z ich ust, a kiedy Sasuke chciał wkroczyć Naruto zaczął Rasengan, a Sakura tworzyła swoje klony.
- Za późno… - powiedziała Hinata. Pociągnęła zdezorientowanego Sasuke do tyłu w momencie, gdy obydwie siły zderzyły się ze sobą.
Obserwowali ich starcie ze strachem w sercach. Sakura pałała żywą nienawiścią, a Naruto uporem i wściekłością. Kiedy obydwoje padli na kolana ze zmęczenia ich spojrzenia wreszcie się spotkały. Niemalże równocześnie podnieśli się na nogi i chwiejnie ruszyli na siebie z tym, na co aktualnie było ich stać. Gdy szala zwycięstwa przechylała się w stronę niebieskookiego, Sakura padła na kolana, a jej ciało oplotła czarna chakra. Naruto jak i cała reszta stali przerażeni wpatrując się w metamorfozę przyjaciółki.
- Sakurcia… - szepnął ledwie dosłyszalnie Naruto. Nic.
- Nie przegram! Zabiję cię! – na te słowa cała trójka cofnęła się jeszcze bardziej w tył. Ciałem Sakury zawładnął Jūbi, a po momencie do walki dołączył Kyūbi.
- Niemożliwe… Panuję nad nim!  - krzyknął Naruto, a Sakura zaśmiała się.
- Tak, panujesz. Wszystkie dziewięć demonów mnie nienawidzi. Teraz, gdy Dziewięcioogoniasty wyczuł moje obecność zrobi wszystko, byle mnie zgładzić lub poskromić. Cokolwiek, byle nie dopuścić mnie do pełni sił. – Sasuke już rysował się plan, ale wiele rzeczy będzie musiał doczytać w zwojach biblioteki Hokage. Miał nadzieję, że stary przyjaciel pozwoli mu na to.
- Sakura, dasz sobie radę! Ja to wiem… - krzyknęła Hinata, a ciało zielonookiej powoli opuszczała chakra. Podniosła umęczony wzrok.
- Nie dałam rady. On sam łaskawie pozwolił mi wrócić. Ja nie umiem nad nim zapanować. Sami widzieliście… Powinnam zamieszkać na jakimś pustkowiu. Sama.

Autor: .romantyczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz