Wstała z ziemi i wbiła spojrzenie w
pobliskie drzewo. Po dzisiejszym zdarzeniu utwierdziła się, że nie powinna
przebywać wśród najbliższych, bo bardzo szybko może stać im się krzywda. Nie
panowała nad sobą, a prześladowania za dziecka, że jest słaba i bezużyteczna
wywołały u niej przerost ambicji. Nie mogła dawać sobą pomiatać. Musiała pokazać
jaka jest silna, a przegrana nie wchodziła w rachubę.
Kiedy Hinata podeszła aby pomóc jej
ruszyć z miejsca, strąciła jej rękę z ramienia i wyprostowała się z grymasem na
twarzy. Lekko kulejąc postawiła kilka pierwszych kroków, gdy nagle zza niej
świsnęło kunai, które Sakura w porę złapała. Odwróciła się gwałtownie za siebie
i przyjęła pozycję gotową do boju. Nim reszta zareagowała otoczyło ją pole
siłowe, którego ani Sasuke ani Naruto nie byli wstanie przejść. Kobieta
rozejrzała się czujnie. Po chwili przez tarczę z chakry wkroczyła zakapturzona
postać. Pomimo zmęczenia zaczęła obmyślać strategię z wykorzystaniem pozostałej
w jej ciele resztki chakry. Nagle postać zdjęła okrycie i zaśmiała się
cynicznie. Oczy Sakury, tak samo jak pozostałych rozszerzyły się do granic
możliwości.
- Tsunade… - syknęła różowowłosa.
Skumulowała w dłoni zieloną poświatę i ruszyła biegiem w stronę stojącej
podpartej pod boki dawnej mentorki. Była Hokage wykonała kilka skomplikowanych
pieczęci i zamknęła Sakurę w klatce z energii czerpanej z otoczenia.
- Jesteś żałosna tak samo jak twoja
technika. – rzuciła Hinata. Sakura warknęła na znak, że załatwi to sama.
- Po co tu przyszłaś? – zapytała
spokojnie, chociaż w niej wrzało. Wróciły do niej niechciane wspomnienia i nie
dały się odgonić. Słowa Tsunade sprzed lat odbijały się w jej głowie uporczywym
echem. – Po co przyszłaś do swojej ukochanej córeczki? – rzuciła z jadem w
głosie. Kobieta pochyliła się jakby nagle ogarnął ją ogromny ból, a na plecy
spadł wielki ciężar każąc jej pełzać po ziemi. Pomimo złości Sakura poczuła
nieodpartą chęć pomocy Tsunade. Niezrozumiałe uczucia ogarnęły jej serce każąc
podejść do niej. Po chwili wahania uklękła przy kobiecie i nachyliła się nad
nią.
- Sakura… - wyszeptała tak, aby nikt
nie słyszał. – Nie daj się nienawiści. Kiedyś zrozumiesz co mną kierowało, gdy
surowo wpajałam ci całą moją wiedzę. Serce mi się krajało, kiedy widziałam cię
wycieńczoną, ale miałam mało czasu. – kontynuowała.
W tym czasie zdenerwowanie wśród zebranych
poza tarczą wzrastało z minuty na minutę. Nie wiedzieli co się właśnie tam
rozgrywa. Ważne było, że ich przyjaciółka była wycieńczona i w bezpośrednim
starciu z doświadczonym, potężnym i w pełni sił ninja nie miała ani cienia
szans. Tsunade była najbardziej zawziętym, surowym i rygorystycznym z trzech
legendarnych sanninów w Kraju Ognia. Sasuke miał do czynienia z Orochimaru.
Wężousty owładnięty chęcią władzy stawał się momentami ślepy na zbiegi
okoliczności doprowadzające do jego upadku. Dzięki właśnie tej słabości Sasuke
mógł zgładzić swojego mistrza. Ostatnie słowa konającego sannina sprawiły, że
zaczął zastanawiać się nad sensem swoich postępowań.
Uczeń przerósł mistrza…
I pomimo porażki zasnął snem
wiecznym z lekkim uśmiechem na twarzy i w przeświadczeniu, że pozostawił na
ziemi godnego siebie następcę. Ale Sasuke porzucił tę ścieżkę. Gdzieś w głębi
niego samego tkwił ten bezwzględny i bezduszny morderca, który nie znał litości
ani strachu, a zawładnięty chęcią zemsty i mordu szedł przez świat niczym
Śmierć.
Naruto zaś miał nad sobą władczą,
ale lekko pobłażliwą rękę Jirayi, który znikał i pojawiał się w najmniej
oczekiwanych momentach, ale zawsze na czas. Wbrew pozorom Naruto wyciągnął z
jego nauk samą esencję. Na wybrykach sannina nauczył się cierpliwości, a na
treningach konsekwencji i uporu w dążeniu do postawionego sobie celu. Chociaż
to ostatnie posiadał od dzieciństwa. Zawsze przecież odznaczał się uporem i
chęcią zostania Hokage Wioski Wiecznie Kwitnącej Wiśni. Trwałą dewizą stał się
dla blondyna honor, godność i pomoc potrzebującym. I chociaż cała trójka
nauczycieli różniła się charakterami i poglądami oraz wyznawanymi prawdami i
świętościami, to swoim uczniom wpoili uniwersalne zasady postępowania i pomogli
wykreować im własne reguły, których nie łamali. Chodziły pogłoski, że
wytrenowali swoich następców. Możliwe…
- Znalazłam coś bardzo ważnego, co
może zmienić wasze życie. Masz tutaj część mapy, która pomoże dotrzeć ci do
pewnej osoby. – tu odsunęła poły płaszcza i wręczyła jej wyświechtany kawałek
pergaminu. - Powołasz się na mnie. Resztę zostawiam twojej mądrości. Pamiętaj o
jednym. Nie możesz zabrać tam ani Naruto ani Sasuke. Zwłaszcza tego ostatniego.
Nie wiem, czy to nie jest fałszywy trop. Przydadzą ci się opanowane do tej pory
techniki. Powtórz je i zapamiętaj. – dodała i zakaszlała. Niewiele myśląc
Sakura skumulowała w rękach leczniczą chakrę i przyłożyła do jej klatki
piersiowej. Kobieta uśmiechnęła się, a na bruzdy na jej twarzy złagodniały.
- Masz rękę do leczenia… -
powiedziała, a Sakurze popłynęły po policzkach gorące łzy.
- Tsunade-san ,wszyscy w moich
dłoniach giną. Nie wiem co mam robić. Umierają. Tak po prostu odchodzą… - załkała.
Pozwoliła sobie na chwilę słabości, za co została ukarana. Złapała się za
piekącą skórę od siarczystego policzka.
- Nie ślamazarz się. Nie tego cię
uczyłam. – warknęła zła blondynka. Dziewczyna momentalnie odzyskała rezon, ale
w jej oczach Tsunade mogła wyczytać ból. Wiedziała jak to jest, kiedy twoje
powołanie staje się jednocześnie przekleństwem. – Kiedyś opowiem ci moją
historię. Ale jeszcze nie jest na to odpowiedni czas. Spotkamy się, zobaczysz.
Czekaj cierpliwie i spójrz dalej i głębiej niż dotychczas. Kocham cię… -
wyszeptał ostatnie i zniknęła w kłębach dymu, a wraz z nią opadła tarcza, która
je okalała. Momentalnie przy niej zjawili się jej przyjaciele. Podniosła dumny
wzrok, ale nie otarła łez. Okazała słabość, więc dostała karę. Niech wiedzą.
Podniosła się na zmęczonych nogach i
zrobiła kilka kroków w przód. Zatrzymała się i spojrzała w niebo, które rozdarł
grzmot. Po chwili granat kopuły płakał razem z nią.
- Chodźmy stąd. – poprosiła i
powolnym krokiem skierowała się w stronę domu. Jej smutek i rozdarcie wpływało
na otoczenie. Trawa za nią szarzała, a kwiaty więdły. Kroczyła jednak z
podniesioną wysoko głową i dumnym spojrzeniem pełnym bólu i niezdecydowania.
***
- Zasnęła. – zakomunikował Sasuke.
Jakby na zawołanie w kłębach dymu pojawił się Kakashi. Otrzepał się z kurzu i
usiadł na pojedynczym fotelu.
- Muszę cię o coś zapytać, Naruto. –
zwrócił się do blondyna karooki. Mina Hokage spoważniała. Dał znać skinieniem,
że słucha go uważnie. – Muszę rozejrzeć się po bibliotece zwojów wioski, ale
nie tych ogólnodostępnych, bo wiem, że tam nic nie znajdę. Muszę wejść do
zwojów prywatnych Hokage. Tylko tam odnajdę odpowiedzi na moje pytania. Będę
wiedział jak pomóc Sakurze. – Naruto pomimo argumentu dotyczących pomocy
zielonookiej nie dał odpowiedzi od razu. Spojrzał na Kakashiego, potem na
Hinatę.
Finalnie spoczął wzrokiem na Sasuke.
Karookiemu wydał się on bardzo stary i rozważny jak na dawnego przyjaciela.
Wiedział jednak, że musiał dorosnąć, aby ogarnąć sprawy związane z wioską.
- Zgoda, ale pójdę z tobą. –
odpowiedział w końcu. Uchiha mógł się tego spodziewać. Nie oczekiwał pełnego
zaufania zaraz po powrocie. Cieszył się nawet, że podchodzą do niego z
dystansem i z zdrowym rozsądkiem osądzają jego zachowanie. Sam sobie jeszcze
nie ufał. Gdyby chodziło o starego Sasuke, tego bezwzględnego shinobi i
mordercę bez zahamowań, mógł śmiało za siebie ręczyć. Znał tego mężczyznę od
podszewki. Przewidywał jego reakcje i uczucia. Jednak na płaszczyźnie ‘dobra’
dopiero raczkował. Uczył się wszystkiego od nowa, przypatrywał się błahym
zachowaniom chłonąc jak gąbka. Bowiem dobry ninja ma umiejętność przystosowania
się do otoczenia i przejęcia zwyczajów nowego miejsca. On był dobrym ninja.
- Co do Tsunade. Myślę, że
powinniśmy zostawić z tym Sakurę samą. Wydaje mi się, że poczucie, iż ma nad
czymś panowanie pozwoli powoli wrócić jej do równowagi. Nawet jeżeli
chcielibyśmy jej pomóc, to się nam to zwyczajnie nie uda. Jeżeli nie będzie
chciała pomocy, to nic nie wskóramy. Bardziej upartego stworzenia nie
widziałam. – odezwała się Hinana zwracając na siebie uwagę pozostałych. Kakashi
pokiwał jedyni głową i zamyślił się.
- Co Tsunade kombinuje… - rzucił
niby do siebie. – Wiem jednak, że cokolwiek by to nie było, Sakura gra tam
pierwsze skrzypce. Jeżeli odetniemy Haruno od wpływów byłej Hokage, to
pokrzyżujemy jej plany. A jeśli są to plany mające na celu wyższe dobro, to zniweczymy
bezpieczeństwo wioski. A swoją drogą wiem, że Szacowna ma intuicję to tych
kwestii. Mam jednak pewne wątpliwości. Orochimaru był skrajnie zły, a z
pozostałej dwójki sanninów to właśnie Tsunade była podejrzewana o
sprzeniewierzenie się dobru i przejście na stronę zła. Wpajała wiele zasad
Sakurze, o których nie mamy pojęcia. – kontynuował. Wszyscy przysłuchiwali się
Hatake z uwagą. Każdy analizował sytuację pod różnym kątem, co pozwoliło potem
na wywnioskowanie odpowiedniej odpowiedzi. – Nawet nie chcę podejrzewać Haruno
o sprzeciwienie się nam, ale muszę brać pod uwagę każdą możliwość. Zwłaszcza,
że stała się teraz Jinchūriki Jūbiego. – dodał. Tu odchrząknął Sasuke.
- Właśnie o to mi chodzi. – wszyscy
spojrzeli na niego. – Chcę doprowadzić do destrukcji wszystkich istniejących
demonów za pomocą Jūbiego. Wszystkie dziewięć demonów nienawidzą
Dziesięcioogoniastego. Dążą do jego zniszczenia. Sam dobrze wiesz Naruto, do
czego zdolny jest Kyūbi, aby tylko go pokonać. – zwrócił się do Hokage.
- Tak! Oddał mi się. Mogłem nad nim
zapanować, żeby tylko zniszczyć dziesiątego. – rzucił entuzjastycznie. – Cały
aż pulsowałem energią. Jakbym w jednej chwili stał się czystym żywiołem.
Niesamowite… - dodał. Uchiha pokiwał głową.
- Nie wiem, do czego jeszcze są zdolne
te demony, dlatego muszę dostać się do bardziej poufnych wiadomości. Jestem
niemalże na 100% pewien, że kiedyś doszło do ich starcia. Coś musiało
doprowadzić do nienawiści, która powstała względem Jūbiego, a ja zamierzam to
spotęgować, zmusić je do opuszczenia ciał Jinchūriki i zdeterminować
bezpośrednie starcie. Dziewięć do jednego. – objaśnił.
- Ryzykowne, ale z sensem. – rzucił
Kakashi. – To będzie szansa, aby uwolnić Kraj Ognia od demonów. – spojrzał na
Naruto.
- Mogę być wolny… - szepnął do Hinaty.
Kobieta rzuciła się mężowi na szyję. Z jej oczu popłynęły łzy. Na ten widok coś
ukłuło Sasuke w serce, ale nie miał czasu na rozmyślanie co to było. Musiał
uwolnić różowowłosą z ciężaru, jaki nosiła. Musiał.
Otworzyła oczy i przetarła je zaspana.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał drugą w nocy. Wiedziona przeczuciem
wstała z łóżka i wyjęła spod poduszki podarowaną jej przez Tsunade mapę.
Otworzyła ją delikatnie i zaczęła studiować. Droga prowadziła przez lasy i
kilka dolin, ale teren nie był trudny i ciężki. Tydzień w zupełności powinien
jej wystarczyć na dojście tam, rozmowę z kimkolwiek potrzeba było i powrót.
Może nawet po drodze uzbiera kilka potrzebnych jej ziół.
Niewiele myśląc ubrała się w strój
ANBU, założyła na twarz porcelanową maskę, na której czarnym atramentem
wyrysowany był pyszczek kota ozdobiony orientalnymi łodygami kwiatu. Włosy
związała w ciasnego warkocza przypominającego kłos zboża, przeplatając
gdzieniegdzie czarne cienkie wstążki. Zasznurowała gorset po prawej stronie
tułowia i pociągnęła czarne rękawiczki bez palców pod łokcie. Zarzuciła na
siebie pelerynę i zapięła ją pod szyją. Na głowę zaciągnęła kaptur, a do pasa
przypięła kaburę najeżoną bronią ninja. Nakreśliła prostą wiadomość do Naruto,
w której połowicznie wyjaśniła cel swojej misji. Oczywiście wspomniała tylko,
że musi zniknąć na trochę. Pozwoliła im myśleć, że według niej stwarza
zagrożenie dla wioski. Zwinęła ją w rulonik i wykonała prostą pieczęć
przywołując jednego ze swoich przyjaciół.
Przed nią pojawił się lew o
śnieżnobiałej grzywie i czarnych niczym dwa onyksy oczach. Jego dumne oblicze
promieniało mądrością i roztropnością. Majestatyczny kot zwrócił się w jej
stronę i pochylił się w pokłonie.
- Kōryo*, mój drogi. – zwróciła się
do zwierzęcia Sakura. – Zanieś, proszę cię, tę wiadomość do Szacownego. Oddaj
ją tylko i wyłącznie jemu. Liczę na ciebie. Proszę tylko o jedno. – dodała, a
lew przysiadł i obdarzył ją cierpliwym spojrzeniem. – Odczekaj godzinę od
momentu, w którym oddam ci zwój. Zależy mi na czasie. – dopowiedziała.
- Jak sobie życzysz, o pani. –
odpowiedział i wziął do pyska zwój. Ukłonił się raz jeszcze i ruszył do biegu
znikając w kłębach dymu zanim zderzył się ze ścianą. Nie pakowała pożywienia.
Miała po drodze zaufanych ludzi, którzy trzymali dla niej prowiant. W tym celu
przywołała drugiego kota.
Po chwili stał przed nią lew o
sierści i grzywie czarnych jak smoła, a jego oczy świeciły bielą. Nie był
jednak ślepy. Skłonił się przed nią i przysiadł.
- Yūki**, kochany. – zwróciła się
czule do lwa. Pogłaskała go po grzywie rejestrując rozkoszne mruczenie. – Idź,
proszę cię, do Mimiko i daj jej znać, że za dwie godziny zjawię się u niej po
plecak z prowiantem. Niech czeka, lecz przy zgaszonym świetle. Zależy mi na
dyskrecji. Idź… - rzuciła i jeszcze raz przeczesała palcami jego błyszczącą
grzywę.
- Jak sobie życzysz, kochana. –
zamruczał i zniknął w podobny sposób jak jego brat. Zaścieliła łóżko, schowała
mapę do kabury i otworzyła okno stając na parapecie. Wróciła się jednak i
wyjęła spod poduszki zdjęcie. Przyjrzała się osobom znajdującym się na nim i
uśmiechnęła się. Schowała je razem z mapą i ponownie wyjrzała przez okno.
Kiedy miała wyskakiwać usłyszała za
sobą szmer. Obejrzała się i ujrzała stojącego w drzwiach Sasuke. Kiedy połapał
się, co zielonooka zamierza zrobić ruszył ku niej, ale ta zniknęła z jego pola
widzenia. Zdezorientowany rozglądnął się po pokoju. Po chwili usłyszał za sobą
cichy szept.
- Przepraszam… - i ogarnęła go
ciemność.
***
Kiedy ocknął się jego głowę
rozsadzał ogromny ból. Na stoliku nocnym ujrzał szklankę z mętnym płynem. Wstał
z łóżka z niemałym trudem i wypił napar do dna. Zanim odłożył naczynie ujrzał
małą, złożoną kilkakrotnie karteczkę. Rozwinął ją i przeczytał kilkakrotnie.
Było tam jedno jedyne słowo napisane staranną kursywą, które znaczyło tak
wiele.
Przepraszam…
Po dziesięciu minutach ból zniknął
jak ręką odjął. Stał i wpatrywał się nieobecnie w ciemność za oknem. Zatopił
się we wspomnieniach. Przypomniał sobie za co dziękował Sakurze tamtego dnia.
Odchodząc myślał, że zostawia ludzi, którym na nim nie zależało. Ludzi, którzy
nigdy nie zbudują miejsca, do którego chciałby wrócić. Ludzi obojętnych na jego
los. A jednak trafiła się jedna Sakura. Błagała go, by został. Pragnęła iść z
nim, aby nie był sam. Kochała go. Stworzyła cienką, niemalże niewidoczną nić,
która wiązała go z tą wioską. Była jedyną płaszczyzną, tak kruchą i nietrwałą
jak szkło, po której mógł tutaj wrócić. Zrozumiał to po odejściu. Podziękował
jej za wyjście ewakuacyjne. Za alternatywną drogę po dokonaniu zemsty. Podziękował
za miłość, która zamknęła malutki skrawek jego serca chroniąc go przed
nienawiścią i całkowitym złem. Dzięki temu może dzisiaj zaczynać od nowa. Rodzi
się na nowo, czerpie ze źródła, które kiedyś według niego było oznaką słabości,
a dzisiaj sprawia, że sięga po najpotężniejszą broń na świecie. Doznaje miłości
od strony przyjaciół. Wie, że warto zerwać ze starym życiem i poznać nowe.
Jego rozmyślania przerwało głośne
pukanie do drzwi. Zbiegł na dół i otworzył drzwi, w których stał rozwścieczony
Naruto.
- Pozwoliłeś jej na to?! – ryknął.
Zirytowany Sasuke warknął ostrzegawczo, a w jego oczach zagościł mrok.
- Na co bałwanie? – syknął. Spod
jego nóg zaczęły wypełzać na powierzchnię węże. Ten widok trochę uspokoił
Naruto, ale ani na chwilę w jego sercu nie zagościł strach przed potęgą Uchihy.
- Odeszła, bo myśli, że stwarza dla
nas zagrożenie. Nie wiadomo gdzie uciekła, na ile i czy w ogóle wróci… - dodał.
Nie martwił się. Teraz miał ochotę znaleźć ją i zamknąć w celi dla
najniebezpieczniejszych złoczyńców.
- Widziałem ją w stroju ANBU. Ucieka
jako autorytatywna osoba z Konohy. Wątpię, aby chciała się gdzieś ukrywać, bo
nam zagraża. – odpowiedział spokojnie Sasuke zapraszając Naruto do środka.
Zamykając za nim drzwi kontynuował. – Raczej ma jakąś misję, a oznaka, że jest
z ANBU daje jej atut, w razie gdyby jej się nie powiodło. – dodał. Naruto
zasiadł na kanapie i przymknął powieki.
- Coś na znak ostatniej deski
ratunku. Przynależność do ANBU daje jej wiele możliwości prawnych do
pertraktowania warunków porwania czy zwolnienia z niewoli. Może powołać się na
nasz urząd, zagrozić wojną oraz wykorzystać wiele takich możliwości do
uzyskania tego, czego pragnie. Rany. Ta kobieta nie ma za grosz instynktu
samozachowawczego. Dziwię się, że Kōryo pozwolił jej na tak radykalny krok. –
mruknął pod nosem.
- Mówisz o tych legendarnych lwach?
Odwadze i Rozwadze? – zapytał Sasuke, a Naruto kiwnął głową. Młody Uchiha
westchnął i zamyślił się.
- Ogłuszyła mnie tak samo, jak ja ją
sprzed laty nim odszedłem z wioski. – powiedział blondynowi. – Powiedziała mi
to samo co ja jej, gdy pozbawiałem ją przytomności. – dodał. Pomimo powagi
sytuacji Naruto zaśmiał się. Karooki spojrzał na niego zirytowany.
- Nie patrz tak na mnie. Kobiety są
strasznie mściwe… - rzucił. Sasuke zignorował wypowiedź przyjaciela.
- Pozostaje nam dowiedzieć się po co
wyruszyła i odnaleźć ją. – powiedział, a Hokage poparł go.
* Kōryo – rozwaga
** Yūki - odwaga
Autor: .romantyczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz