Kolejny raz skrupulatnie
przeszukiwali dom Haruno starając się dojść, co mogło być celem włamywacza. Beż
wątpienia ktoś znajdował się w budynku podczas nieobecności Sasuke, gdyż okno w
sypialni różowowłosej było uchylone. Sam pokój jednak nie nosił żadnych śladów
przegrzebywania. Zirytowany Naruto natrętnie liczył wszystkie ramki ze
zdjęciami, nerwowo krążąc po pokoju i targając się za włosy.
- Hokage, nic nie znaleźliśmy w
pozostałej części domu. Naruto, albo mamy paranoję, albo mamy do czynienia z
shinobi najwyższej rangi. – widocznie reszta wiedziała o co chodzi, bo
wszystkich ogarnęła nagła płochliwość, a atmosfera znacznie zgęstniała stając
się konspiracyjną, wręcz tajemniczą.
- Przecież Akatsuki dawno się
rozpadło. Co sugerujecie? – zainteresował się Sasuke. Ciszę przerwał hałas
dochodzący z parteru. Wszyscy, jak jeden mąż, zeszli na dół. W drzwiach stała
zziajana Ino.
- Co się stało? – zapytał Kiba.
Dziewczyna nie mogła złapać oddechu.
- Hokage. Naruto… Atak… Wschodnia
brama… - strzępki słów wydobywały się z jej krtani pozwalając na wyłapanie
samej esencji przekazu. Reakcja wielebnego była natychmiastowa. Nie bacząc, że
jest bez ochrony, co narażało nie tylko wioskę na utratę przywódcy, ale przede
wszystkim życie blondyna, wybiegł kierując się w stronę unoszącego się ponad
drzewami dymu. Nim reszta oddziału ANBU zorientowała się w sytuacji, Sasuke już
deptał po piętach przyjaciela zabezpieczając jego tyły. Uaktywniony Sharingan
żarzył się w dogasających ciemnościach nocy szczegółowo przeczesując całą
okolicę. Kiedy dobiegli na miejsce ujrzeli żywo palącą się bramę, pomiędzy
płomieniami zaś majaczył niewyraźny kontur postaci.
- Uchiha! Zemszczę się tak, jak to
obiecałem. – Sasuke rozpoznałby ten głos nawet we śnie.
- Kabuto… - warknął pod nosem, ale
nie dane mu było zagłębić się w rozważanie obecnej sytuacji, gdyż tuż obok
białowłosego pojawiła się kolejna postura.
- I jeszcze jedno słowo do
przestrogi kolegi. – tego głosu już nie potrafił zidentyfikować. Wił się w
daremnych przeszukiwaniach swojej pamięci chcąc dopasować barwę, jednak
najzwyczajniej w świecie nie znał tego mężczyzny. – Powiedz tej suce, Haruno,
że policzę się z nią. Niech czeka. Niebawem się spotkamy. – i zniknęli w
kłębach dymu. Uzumaki wraz z Uchihą zmierzyli się zdezorientowanymi
spojrzeniami, ale nic nie powiedzieli. Konieczna była natychmiastowa naprawa
bramy i podwojenie straży. Nie tracąc czasu, ramię w ramię, skierowali się w
stronę gabinetu hokage brutalnie rozdzielając tłum, który zdążył zgęstnieć w
zastraszająco szybkim tempie.
***
- Musi tu coś być na temat tego
demona. – mruczała pod nosem zagłębiając się w kolejne zwoje dotyczące
zamierzchłych czasów Kraju Ognia. Po raz pierwszy cieszyła się z przebiegłości
Akatsuki i ich imponującej biblioteki dokumentów, o których istnieniu dwie
trzecie ludzi na świecie nie miała bladego pojęcia. Zaśmiała się pod nosem.
Opinia na temat innych zależała od interesu, jaki się w związku z nimi miało.
Usiadła zrezygnowana. Owszem, były wzmianki o niszczącej potędze Jūbiego, ale
nic a nic na temat, jak go pokonać.
Zirytowana wielogodzinnymi
poszukiwaniami uderzyła pięścią w regał znajdujący się przed nią strącając tym
samym jakiś zwitek. Zdziwiona podniosła go z ziemi i rozwinęła. W środku leżał
malutki kluczyk. Zaciekawiona wzięła go do ręki i zaczęła przeczesywać półki w
poszukiwaniu woluminu zabezpieczonego kłódką lub jakimś zamkiem. Po chwili
natknęła się na niepozorną książkę mniej więcej wielkości jej dłoni. Wpasowała
kluczyk i otworzyła ją na pierwszej stronie. Zaintrygowana stwierdziła, że
kartka, podobnie jak pozostałe, jest pusta.
Wpakowała ją do kieszeni swoich
spodenek i, uprzątnąwszy stół ze zwoi, skierowała się do swojej sypialni.
Położyła ‘zdobycz’ na łóżku i usiadła przed nią. W głowie dokonywała sposobów,
w jaki ktoś mógł zapieczętować tekst w kartkach tomiku. Złapała za nią
gwałtownie, przez co niechcący skaleczyła się o poszarpany brzeg papieru. Skumulowała
chakrę w zranionej dłoni, aby ją uleczyć i z rosną fascynacją obserwowała nie
sklepiające się zadrapanie, ale pojawiające się powoli czarne literki na białym
tle materiału. Uśmiechnęła się w duchu. Ktoś musiał nad nią czuwać. Poczekała,
aż całą książka zapełni się drobnym maczkiem i usadowiła się wygodnie
zanurzając się w lekturze.
W
zamierzchłych czasach pradawnego Kuni Kasai panował spokój i harmonia nie
zakłócana żadnym zmętnieniem. Mieszkańcy pogrążeni w głębokiej czci i
kontemplacji Ognia żyli bezpieczni dzięki ochronie Dziesięciu Strażników,
zwanych Jū Gādian. Każdy z nich proroczy i wszechpotężny posiadał ducha,
przyzywanego w potrzebie. Duchy te były rozpoznawane z doskonałą precyzją.
Shikaku,
czyli ten, którego słuchał się wiatr, a na jego wezwanie piasek zaślepiał,
posiadał jeden ogon. Znaczyło to, że wzywany był jako pierwszy.
Matatabi,
zwany żygaczem ognia i giętkim niczym kobra gotowa do ataku. Ten ów dzierżył
dwa ogony, a więc wzywano go drugiego.
Isobu.
Pan wody. Równie zwinny w niej samej co w jej władaniu. Powiadano, że tworzył
skały mocne niczym kamienie, ale żywe. Trzyogoniasty, a więc trzeci w
kolejności.
Son
Gokū. Skąpany w śmiercionośnej magmie z ziemią w całkowitym władaniu. Czwarty w
łkaniu o pomoc.
Kokuō.
Koń z głową delfina. Futrzasta bestia o bladych ślepiach. Rosły w tułowiu,
wątły w kopytach. Piąty.
Saiken,
czyli ten, którego przyjmuje ziemia. Oblepiony śluzem demon, równie
niebezpieczny co wzbudzający wstręt. Szósty, a więc niezbędny.
Chōmei.
Żuk w poczwarczej postaci. Uskrzydlony sześcioma błonami wraz z siódmą
wyłaniającą się z odwłoka. Siódmy.
Gyūki.
Ósmy. Zlepek ziemnego stworzenia z wodną bestią. Osiem macek symbolizowało
osiem ogonów. Kolejny.
Kurama.
Ten, który sprawiedliwy jest. Sadystyczny i wierny. Potężny i sprytny w postaci
lisa o ognistej maści. Dziewiąty.
Jūbi.
Ostateczny. Widmowy. Jego postać zasnuta wieczną mgłą, przez którą przebijało
się jedynie łypiące groźnie oko. Dziesiąty. Ostatni.
Stali
oni na straży kraju, wiernie mu służąc. Pewnego jednak mrocznego czasu w
historii Kuni Kasai, pełnego zawiści i rozpaczy, ostatni zdradził. Pozostałe
rycząc w agonii zapowiedziały zemstę dla tego, który skazał ich na wieczną
agonię. Dotąd wolne w ludzkiej skorupie, żyjące w pełnej harmonii z
właścicielami, zostały zamknięte w nich
szczelnie. Ponoszące śmierć wraz ze swoim panem. Zdradzone i rozjuszone
wpuściły zło w dziesiątego. Odtąd żyjące wyłącznie z chęci pomsty poszukiwały
go. Gotowe zginąć za wyrządzone zło. Ostateczne połączenie ostateczną szansą.
Nim wzrośnie w siłę. Nim zdobędzie władzę. Nim stanie się zbyt potężny.
Ostatni.
Z zapartym tchem śledziła tekst
wielokrotnie. Raz po raz napawała się wiedzą, która otwierała jej drogę do
wolności. Rozradowana schowała książeczkę pod poduszkę i wybiegła na polanę
przed siedzibą organizacji. Rozpierało ją szczęście i duma. Nie okazała się
bezużyteczna. Być może, że uwolni Naruto od przekleństwa. Da mu życie, o jakim
zawsze marzył.
Zatrzymała się na chwilę. Ale co,
jeśli Uzumaki pragnie tej mocy? Jeżeli chce pozostać w jej posiadaniu, aby być
niepokonanym? Wtedy odbierze jej szansę na pokonanie Jūbiego. A wtedy jedyną
rzeczą, jaka jej pozostanie, będzie poddanie się mu i niszczenie wioski po
wiosce, kraju po kraju. Zamarła. Nie. Tak nie może się stać. Poza tym
wiedziała, że Naruto na to nie pozwoli. Chociażby na wzgląd ludzi. Z urzędu
hokage zobowiązał się działać dla dobra wioski. O to mogła być więc spokojna.
Jednak następną rzeczą, jaka ją zaniepokoiła była niewiedza co do lokalizacji
pozostałych ośmiu demonów.
Opadła na trawę i zastanowiła się.
Musi dotrzeć do źródła podań. Szukać ludzi, którzy byli w ich posiadaniu. Każde
podanie, wątła poszlaka lub zwyczajna paplanina pijanego człowieka było
dowodem. Każda plotka ma w sobie ziarno prawdy. Do tego dochodzi Tsunade. Jej
osoba nie dawała Sakurze spokoju, odkąd dowiedziała się o reaktywacji Brzasku.
Nie potrafiła pojąć, co kieruje tą chorą kobietą. Wyrwała garść źdźbeł i
zdmuchnęła je delikatnie z dłoni. Westchnęła. Przypomniała sobie o archiwum
Konohy. Tam na pewno znajdowały się podania zawierające informacje o demonach.
Nagle ją oświeciło.
- Przecież Gaara jest posiadaczem
pierwszego z demonów! – uderzyła się w czoło. A więc jeszcze tylko siedem. Kage
Piasku na pewno będzie chciał się uwolnić od niszczycielskiej siły Shikaku.
Przed odejściem z Brzasku musiała udać się na mały rekonesans. Przecież ta
organizacja słynęła z chęci zarekwirowania wszystkich dziewięciu demonów w celu
przywołania ostatniego.
Zapatrzyła się w niebo. Kto by
pomyślał, że podstawa wiedzy na temat bijū w tak diametralny sposób ulegnie
zmianie. Została podważona niemalże u samych korzeni. W całym ciele czuła
przyjemne wibracje, które towarzyszyły jej za każdym razem podczas świadomości,
że czeka ją niebezpieczna misja.
- Ach. – jęknęła rozkosznie i spięła
wszystkie mięśnie. Już znalazła swoje przeznaczenie. Teraz wie, jaki jest jej
cel i zamierza do niego konsekwentnie dążyć. Trzymała go teraz kurczowo w obu
dłoniach i wtapiała go w swoją duszę, tworząc coś jednolitego i
nierozerwalnego.
***
Kiedy brama wioski na nowo stanęła
po wschodniej części Konohy Naruto odetchnął z niejaką ulgą. Pracowali cały
dzień, aby jak najszybciej zapewnić ochronę po tej stronie. Usiadł pod drzewem
i otarł spływający po jego czole pot. Sasuke usadowił się kawałek dalej
przywłaszczając sobie swój własny kawałek cienia. Przymknął powieki i
uśmiechnął się zadowolony. Wysiłek zawsze sprawiał, że jego myśli oczyszczały
się i dostrzegał nowe rozwiązania dla pozornie beznadziejnych sytuacji. Teraz
jednak spowodował jedynie sklarowanie umysłu, co dla niego w tym nawale
problemów stanowiło wielką ulgę.
Nauczył się w swoim samotniczym
życiu, że do pewnych rzeczy dochodzi się drobnymi krokami. Nie miał zamiaru
niczego zmieniać w tej wiedzy. Kątem oka dostrzegł, jak do przyjaciela
podchodzi Hinata. Podała mu świeży, domowej roboty ramen i butelkę wody. Z
surowego i poważnego hokage zmienił się w czułego i ciepłego męża. Swoją
chłodną postawę odsunął gdzieś w bok, bo znalazł się w obliczu ukochanej osoby.
Nie przejmował się, że ludzie zobaczą go takiego, bo poza Hinatą nie liczyło
się nic innego. Ucałował ją czule w usta, a w sercu Sasuke pojawiło się
ukłucie. Zazdrość spowodowana szczęściem przyjaciela, do której nie chciał się
przyznać. Zamknął oczy i oddał się rozmyślaniom, gdy koło niego stanęła Hinata.
Wyczuł, jak jej chakra się zbliża, ale także zapach ciepłego ramen nie
pozostawał w tyle. Podniósł leniwie powieki i zwrócił się w jej stronę. Podała
mu miseczkę i butelkę wody. Obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
- Nie trzeba było. – odpowiedział
chłodno, ale nie zraziło to białookiej. Wstała z klęczek i oddaliła się
kawałek.
- Hinata… - zawołał za nią Uchiha.
Odwróciła się w jego stronę z pytaniem w oczach. Przełknął ślinę, a chwila ta
wydała mu się wiecznością. – Dziękuję. – wydusił wreszcie z siebie to słowo.
Jej twarz rozpromieniła się w cudownym uśmiechu.
- Smacznego, Sasuke. – odpowiedziała
tylko i odeszła sadowiąc się koło Naruto. Zarejestrował jeszcze uważne spojrzenie
niebieskich tęczówek i mrugnięcie ze strony przyjaciela. Udał jednak, że
niczego nie zauważył i z apetytem zabrał się za spożywanie ramen. Metoda małych
kroczków w jego zmianie z zimnego, buntowniczego mściciela, którego nie
interesowało nic poza obranym celem, w chłopaka sprzed odejścia działała bez
zarzutów.
***
- Sakura. – westchnął Itachi, kiedy
dziewczyna przedstawiła mu swoją prośbę. – Doskonale wiesz, że nie ściągaliśmy
cię tutaj po to, żebyś samowolnie oddała się w ręce Konohy.
- Itachi, ja chcę tylko dostać się
do ich księgozbiorów. Nie zamierzam wracać. Świadomość tego, że w każdej chwili
mogę kogoś skrzywdzić skutecznie mnie hamuje. – odparła z bólem w głosie.
Itachi doskonale znał położenie, w jakim znalazła się jego nowa przyjaciółka.
Od czasu jej przybycia spędzali
długie godziny na rozmowach i wspomnieniach. Początkowo miał na celu jedynie
wywiedzenie się o Sasuke, jednak gdy okazało się, że sama Sakura niewiele wie
poczuł, że musi zacieśnić z nią swoją więź. Choćby dla ratowania samego siebie.
Pogładził ją delikatnie po zaróżowionym od emocji policzku.
- Mam do ciebie słabość, co jest dla
mnie wielce niejasne. Twoim przeznaczeniem chyba jest uratować dumnych i
upartych braci Uchiha od samozagłady. – uśmiechnął się lekko.
- Nie zmieniaj tematu, Itachi. –
zagroziła mu palcem, ale również na jej ustach zakwitł szeroki uśmiech. – Może
mam ocalić tylko ciebie? – mężczyzna zastanowił się przez moment. W jednej,
ledwie uchwytnej chwili, w jego umyśle zagościła absurdalna myśl
przedstawiająca Sakurę jako kobietę, z którą mógłby spędzić resztę życia.
Potrząsnął lekko głową, a rysy jego twarzy stężały. Gdyby rozpoczął ku temu
działania, wówczas nienawiść i chęć zemsty Sasuke byłaby uzasadniona. – Co tak
zaaferowało twoje myśli, że nawet nie usłyszałeś, co do ciebie mówiłam? –
zapytała w pewnej chwili Sakura. Itachi zwinnie zamaskował zmieszanie i blady
rumieniec zawstydzenia.
- Rozważałem czy jest sens zabraniać
ci tej wyprawy, skoro i tak zrobisz co będziesz chciała. – odpowiedział
chowając fantazje w najgłębszym i najmroczniejszym zakamarku swojego umysłu.
Postanowił wrócić do nich później, w nocy. Kiedy cała organizacja będzie
pogrążona w głębokim śnie, a noc z milczeniem wsłucha się w jego dyskusję z
samym sobą.
- Czyli się zgadzasz? – jej oczy
błyszczały, a cała różowowłosa emanowała blaskiem. Poczuł się zaszczycony, że
to właśnie on może oglądać jej piękne oblicze.
- Ale nie pójdziesz sama. –
zastrzegł, a wyraz twarzy Sakury stężał. – Nie chodzi o to, że ci nie ufam, ale
nie pozwolę ci samej podróżować w tak odległe miejsce. – dopiero od niedawna
położenie kryjówki Akatsuki nie stanowiło dla zielonookiej tajemnicy. Zgodziła
się nawet włożyć płaszcz Brzasku, jednak raczej powodowane to było brakiem
innego okrycia, niż spoufaleniem się z resztą grupy. Choć niezaprzeczalnie
różowowłosa zdobyła sympatię znacznej części zespołu. Zarejestrował jej ciche
westchnięcie, a następnie poczuł jak jej miękkie usta muskają jego policzek.
- Dziękuję, Itachi. – starszy Uchiha nie potrafił się powstrzymać
od kolejnej fantazji. Mimowolnie złapał dziewczynę za oba policzki i zetknął
swoje usta z jej w subtelnym pocałunku. Poczuł jak ciało zielonookiej
sztywnieje, aby po chwili rozluźnić się i stopnieć w jego ramionach. Objął ją
mocniej i odsunął się lekko, aby móc ujrzeć jej oblicze. Miała na wpół
przymknięte powieki i lekko rozchylone wargi. Dłonie oparła o jego tors, co
wywołało u niego falę niekontrolowanych dreszczy. Itachi stał przerażony nowymi
doznaniami. Nieznane uczucia przytłaczały go sprawiając, że czuł się jak
zwierzyna w potrzasku.
- Przepraszam… - rzucił, a Sakura
jakby otrząsnęła się z pewnego rodzaju transu. Spojrzała na niego nieprzytomnie
i pokiwała głową. Powoli wysunęła się z jego ramion i w milczeniu odeszła w stronę
kryjówki zostawiając Itachi ’ego z nawałem myśli. Mężczyzna westchnął
skonsternowany i zniknął w kłębie dymu.
***
- Deidara. Jeżeli zaraz nie
uspokoisz tej swojej niewyparzonej buźki to osobiście ci ją zmasakruję. –
warknęła zdenerwowana Sakura. Czuła się potwornie wiedząc, że wkrada się do
wioski po potrzebne jej informacje. To uczucie potęgował fakt, że ma na sobie
płaszcz Akatsuki. Wewnętrzny głos podpowiadał jej, że igra na uczuciach
bliskich jej osób. Nie wiedziała, czy szepcze to Jūbi czy jej sumienie.
Przyłapywała się na tym, że coraz częściej nie potrafiła odróżnić wpływu demona
od swoich własnych uczuć. Wiedziała, że to kolejny etap do osiągnięcia
bezwzględnej hegemonii potwora nad jej ciałem i umysłem.
Blondyn ucichł i skupił się na
zadaniu, jakie mu powierzyła. Miał odwrócić uwagę ewentualnych świadków tak,
aby mogła spokojnie wkraść się do archiwum i wyszukać potrzebnych jej
informacji. Przeczesała swoje czarne jak noc włosy i zapatrzyła się w niebo usiane
gwiazdami. Przypomniała jej się akcja z farbowaniem. Karin, Konan i Marūn
nieźle musiały się nagimnastykować, żeby uzyskać odpowiedni efekt. Zaraz jednak
wtargnął obraz przedstawiający minę Itachi ‘ego, kiedy ujrzał ją po
metamorfozie. Lekko skrzywione usta wyrażające niesmak. No i ten pocałunek
sprzed kilku dni. Nie wiedziała jak to interpretować. Czuła się tak dziwnie
nieswojo, kiedy na drugi dzień zostali sami w stołówce. Potrząsnęła głową i
skupiła się na zadaniu, jakie ją czekało.
- Droga wolna. – szepnął Deidara i
zeskoczył z drzewa. Sakura odczekała chwilę i poszła w jego ślady. Chłopak
skierował się na północ, a zielonooka na południe, w stronę głównego budynku
Konohy. Strażnicy przy drzwiach pochrapywali cicho, co Sakura zaznaczyła na
liście rzeczy do naprawienia, kiedy znajdzie się z powrotem w wiosce. W tej
całej negatywie jej przynależności do Akatsuki znalazła kilka plusów, jak na
przykład ujrzenie wioski oczami potencjalnego wroga i odpowiednio wczesne
zaradzenie niedociągnięciom.
Obniżyła progi swojej chakry i
bezszelestnie weszła do budynku. Posiadała klucze, co znacznie ułatwiło jej
zadanie. Przemierzała kolejne korytarze w poszukiwaniu odpowiednich drzwi,
kiedy natrafiła na smugę światła padającą z gabinetu hokage. ‘Jak zwykle Naruto
pracuje do późna. ‘ pomyślała. Chciała minąć to pomieszczenie, ale usłyszała
Sasuke. Przystanęła na moment. Nie umiała powściągnąć ciekawości i przysłuchała
się wymianie zdań.
- … Kabuto nie odpuści. Doskonale to
wiesz. Należy podwoić straże. – zasugerował Uchiha. ‘Najpierw dopilnujcie
pojedynczej partii, a dopiero potem pomyślcie o kolejnej’ zadrwiła w myślach
Sakura.
- Obecnych trzeba przeszkolić, a ty
już byś im dołożył roboty. – obruszył się Naruto.
- Za bardzo im pobłażasz. – warknął
Sasuke. Głuchy odgłos przerwał ciszę, co sugerowało opadnięcie Uchihy na
pobliski fotel. – Tu chodzi o bezpieczeństwo wioski, a nie zaklepanie huśtawki.
– dodał spokojniej. Uzumaki westchnął.
- Wiem, ale nie potrafię się skupić
na niczym innym poza odnalezieniem Sakury. – pożalił się Naruto, a zielonooka
zamarła. Teraz doskonale usłyszała swoje sumienie, ale cel z jakim tu przybyła
był jasny i klarowny. Przede wszystkim jednak był ważniejszy od uczuć innych.
Ona też nie miała lekko, ale to właśnie od jej odwagi i roztropności zależał
los wielu istnień.
- Przecież jej szukają. Skończyli
sektor dwunasty. Jutro rozpoczynają od trzynastego i kończą piętnastym. –
odpowiedział beznamiętnie. Sakura poczuła dziwne ukłucie w sercu. Uchiha
wydawał się być taki bezuczuciowy i oziębły w stosunku do jej zaginięcia, że aż
paraliżowało jej ciało.
Dotarło do niej, że on wcale się nie
zmienia. On po prostu jest na tyle sprytny i wyrachowany, żeby przetrwać w
nowych warunkach. A co, jeżeli skutecznie utrudnia ANBU odnalezienie jej w
nadziei, że demon, którego w sobie nosi zniszczy wszystko i wszystkich, a on
tylko umyje od tego ręce? Może zwodził ją, żeby mu zaufała i w dniu ostatecznej
potyczki go oszczędziła? Tyle pytań…
- … Ale ty zostajesz. Jesteś
wycieńczony. Nie spałeś od czterech dni! – usłyszała oburzony głos Naruto i
zmusiła się do wsłuchania w dalszą część konwersacji.
- Nie spocznę, dopóki jej nie
znajdę. Co jeżeli ten drugi ją dopadł? Kazał ją ostrzec. Nie brzmiał zbyt
przyjaźnie, nie sądzisz? – do głowy Sakury momentalnie wkradł się Daisuke. Była
niemalże pewna, że to on. Obiecał jej zemstę, jeżeli się do niego nie
przyłączy, a zielonooka wiedziała, że ktoś, kto był zdolny do wymordowania
swojej rodziny w celu zdobycia potęgi, nie rzuca słów na wiatr, ani nie cofnie
się przed niczym, żeby swój cel osiągnąć. Zakryła usta dłońmi hamując się przed
jękiem.
- Co się dzieje między tobą, a
Sakurą? – zapytał niebieskooki. Mogłaby przysiąc, że właśnie mierzył Sasuke
swoimi bacznymi tęczówkami koloru chabrów. Przyłapała się na tym, że
nienaturalnie zależy jej na poznaniu odpowiedzi. Spięta czekała na melodię słów
Uchihy, jednak szelest na korytarzu zmusił ją do opuszczenia zajmowanej pozycji
i wznowieniu poszukiwań. Niezadowolona z obrotu sprawy odnalazła odpowiednie
drzwi i pchnęła je lekko. O dziwo okazały się one być otwarte. Doskonale znała
układ pomieszczenia, więc bez przeszkód odnalazła właściwą półkę. Wzięła
potrzebne jej akta i zaczęła odliczanie do trzydziestu.
Kiedy tylko minęło pół minuty
uwolniła swoją chakrę i przywołała czarnego lwa.
- Yūki, nie ma czasu na pytania.
Zanieś te akta w miejsce, z którym obecnie jestem związana. Starszy Uchiha
będzie wiedział, co uczynić potem. Biegnij! – podała mu dokumenty i wysłała
kota do kryjówki. Chwilę potem rozległ się alarm. Spokojnie naciągnęła kaptur
na głowę i czekała.
W pomieszczeniu rozjarzyło się
światło, a swoje oblicze ukazali Naruto i Sasuke. Chociaż świetnie maskowali
swoje uczucia, to na ułamek sekundy wyczytała w ich oczach zdziwienie. Zapewne
płaszcz Brzasku był ostatnią rzeczą, jakiej mogli się dzisiaj spodziewać.
- Kim jesteś i czego tu szukasz? –
rzucił spokojnie Naruto. Sakura zatarła dłonie i wykonała pieczęć. Drzwi
pomieszczenia zamknęły się z hukiem blokując dojście strażników do hokage.
Poznając nowe techniki zmieniła charakterystykę swojej chakry, co umożliwiło
jej na pozostanie nierozpoznawalną.
Uśmiechnęła się pod nosem i zrzuciła
z głowy kaptur. Z bijącym sercem obserwowała niezmieniającą się mimikę ich
twarzy. Gdzieś na dnie tej radości spowodowanej perfekcyjnym kamuflażem,
odczuła smutek i rozżalenie, że bliscy przyjaciele nie rozpoznali jej oblicza.
- Już dostałam to, czego chciałam. –
zniżyła głos. Poczuła na swojej skórze palące spojrzenie Sharingan. W duchu
pogratulowała sobie wyćwiczenia obrony umysłu przed demonem, co pozwoliło jej
także na utrzymanie Uchihy z dala od jej myśli. Jego twarz wykrzywił grymas
niezadowolenia, irytacji, ale także lekkiego zaintrygowania i niezrozumienia.
- Przykro mi, że nie jesteś na tyle
silny, żeby zgłębić moje zamiary swoją techniką, panie Uchiha. – mówiła
beznamiętnie delektując się swoim zwycięstwem.
- Zaś co do ciebie, wielmożny. – tu
zrobiła krótką pauzę, żeby upewnić się o jego zainteresowaniu tym, co ma do
powiedzenia. – Nie obawiaj się mojej skromnej osoby. Pomimo pozorów jestem
tutaj w pokojowych zamiarach. Pozwoliłam sobie jedynie pożyczyć akta dotyczące demonów.
– dodała. Naruto wyprostował się jakby chciał jej dać do zrozumienia, że nie
obawia się ani jej siły ani intelektu.
- Sam fakt, iż wyjawiłaś mi powody,
dla których zjawiłaś się w archiwum plasuje cię na miejscu osoby godnej do
rozważenia w kategoriach ‘nieszkodliwa’. Musisz być dobra, skoro weszłaś do
tego budynku niezauważona. – lekki uśmiech zawitał w jego kącikach, ale oczy
wciąż bacznie śledziły jej gesty. Zaśmiała się sucho.
- Nie było to trudne zważając, że
wasze straże, o wielmożny, spały sobie smacznie w stróżówce na dole, kiedy ja
paradowałam w pełnym uzbrojeniu tuż pod ich nosem. – uśmiechnęła się, kiedy
usłyszała prychnięcie Sasuke. Była to reakcja mówiąca ‘a nie mówiłem? Czy ja
zawsze muszę mieć rację?’. – A podwojenie straży, panie Uchiha, nic nie da,
skoro shinobi średniej rangi, taki jak ja, dostanie się tutaj bez zadyszki. –
dodała i zapatrzyła się w głęboką czerń oczu Sasuke. Były tak hipnotyzujące i
tak władcze, emanujące siłą i pewnością siebie. Nie chciała być na miejscu jego
wrogów, chociaż teraz, paradoksalnie, mogła się poczuć jak osoba, z którą,
potencjalnie, miałby stoczyć pojedynek. Przełknęła głośno ślinę.
- Znajdujemy się w impasie, droga…?
– zaznaczył Uchiha, a zielonooka ledwie powstrzymała się od wyjawienia im z kim
mają do czynienia.
- Wiem jak się stąd wydostać,
Sasuke. – na dźwięk swojego imienia drgnął, a Sakura poczuła, że to najwyższy
czas wezwać Deiradę. Wykonała kilka pieczęci, przygryzła kciuk i przetarła nim
czoło pozostawiając na nim szramę. W tej chwili dach runął pod naporem
nieuchwytnej siły, a na jej dłoń spadła gliniana figurka małego orła. Szybko
narysowała linię ze swojego osocza na czole ptaka, a ten ożył i momentalnie
przybrał rozmiary niemalże całego pomieszczenia. Wskoczyła na jego grzbiet, a
drapieżnik wzbił się w powietrze jednym uderzeniem skrzydeł.
- Do zobaczenia, przyjaciele… -
krzyknęła i posłała im całusa. Chwilę potem zniknęła w odmętach mroku. W tym
samym momencie do archiwum wlało się morze strażników.
- Wielmożny, nic ci się nie stało? –
zapytał jeden z nich. Naruto zwrócił się w ich stronę.
- Wszystko jest w jak najlepszym
porządku. Może opowiecie mi jakie to piękne sny przyśniły się wam dzisiaj w
stróżówce na dole? – przepchnął się przez zakłopotanych podwładnych i rozpoczął
wydawanie dyspozycji. Sasuke stał w miejscu z niejasnym wrażeniem, że skądś zna
tę dziewczynę. Utwierdził go w tym sposób, w jaki wypowiedziała jego imię.
Tylko wypowiadane z jednych ust przyprawiały go o dreszcze i przyspieszone
bicie serca. Ale czy to możliwe, że to była Sakura?
***
Padła na łóżko dokładnie w momencie,
gdy do jej pokoju wpadł Itachi.
- Yūki przyniósł to jakąś godzinę
temu. Dlaczego nie było cię razem z nim? – był wyprowadzony z równowagi. Rzucił
teczki na pościel, a zielonooka uśmiechnęła się umęczona.
- Musiałam zagrać im na nosie. –
odpowiedziała i zamyśliła się. Itachi westchnął.
- Opłacało się marnować tyle czasu?
– zapytał i usiadł na brzegu materaca. Sakura zwróciła w jego stronę smutne
spojrzenie.
- Potwierdziło się to, że doskonale
nauczyłeś mnie obrony myśli. Wytrzymałam pod naporem Sharingana twojego brata.
– rzuciła. Chwilowe zaniepokojenie Itachi ‘ego przerodziło się w pewną dumę z
różowowłosej. Jednak jej smutne spojrzenie sprowadziło go na ziemię. Posłał jej
nieme pytanie. – Okazało się również, że mnie nie poznali… Sasuke rozumiem, ale
Naruto? – zagryzła dolną wargę, która zaczynała niebezpiecznie drgać.
- Zmieniłaś kolor włosów. Nie dziw
im się. Poza tym powinnaś być dumna, że tak świetnie zakamuflowałaś się. –
próbował ją pocieszyć. Był przy tym strasznie nieokrzesany. Pomimo argumentacji
jakiej użył do podniesienia jej na duchu wiedział, że istnieją kontrargumenty.
- Itachi. Oni patrzyli w moje oczy.
Ponoć szukają mnie intensywnie, a kiedy staję przed nimi i bezczelnie wystawiam
się jak na talerzu, oni gotowi są stanąć ze mną do walki i mnie zabić. Nie
poznali mnie, Itachi. Tak, jakbym nigdy nie istniała… - załkała i schowała
twarz w poduszkach. Zrezygnowany brunet złapał ją za ramiona i przyciągnął do
siebie. Wtuliła się ufnie w jego tors, a on gładził ją po plecach i szeptał
uspokajające słowa otuchy. Przestał, kiedy dziewczyna wędrowała już w
najdalszych kresach sennych marzeń. Położył ją delikatnie na materacu i
przykrył narzutą. Kiedy jednak chciał odejść złapała go za rękę w dosyć mocnym
uścisku. Westchnął i położył się obok niej pozwalając, aby wtuliła się w jego
tors. Do jego nozdrzy wdarła się słodka woń kwiatów wiśni, która uspokajała i
uzależniała. Będąc na granicy jawy i snu zarejestrował jej ciche westchnięcie.
Szybko jednak zasnął nie zdając sobie sprawy, że owo westchnięcie było imieniem
osoby, o której obecnie śniła Haruno.
- Sasuke…
***
- Naruto. Proszę cię. Odpocznij. –
Sasuke przyglądał się jak Hinata daremnie stara się przekonać męża do kilku
godzin porządnego snu. Troska jaką widział w jej oczach przypominała mu
zamartwianie się jego mamy, kiedy wychodził z ojcem i Itachi ‘m na krótkie
misje. Załamywała wtedy ręce i zaciskała wargi w wąską linię.
- Fugaku. – mówiła niemalże szeptem.
– Ja rozumiem, że muszą się ćwiczyć, ale czy Sasuke nie jest jeszcze za mały? –
wpatrywała się wtedy w męża zaszklonymi oczami. Podchodził wówczas do niej i
tulił ją do siebie.
- Mikoto, kochana. Twoja troska jest
nieoceniona i między innymi właśnie za nią cię kocham. – można by przypuszczać,
że przystanie na jej prośbę. Czuły ton głosu i spojrzenie pełne miłości właśnie
na to wskazywało, ale Fugaku pozostawał niewzruszony. – Niech jednak
przyzwyczaja się od małego. Obiecuję jednak, że nie narażę go na żadne
niebezpieczeństwo. – zapewnił mięknąc pod błagalnym spojrzeniem żony. – Na
razie tylko trenuje rzuty bronią. Spokojnie. – całował na pożegnanie
niespokojną żonę, brał zaciekawionego Sasuke na barana i podążał za biegnącym
przodem podekscytowanym Itachi ‘m.
Taki obraz był nielicznym, który
pozwalał mu na zachowanie resztek człowieczeństwa.
- Naruto, Hinata ma rację. –
westchnął w końcu. Nie umiał patrzeć jak granatowowłosa zamartwia się i
niemalże błaga blondyna o tak niewiele. O odrobinę rozsądku. Sam zdecydował się
na chwilę odpoczynku.
- Nie odzywaj się, gburze. Poza tym
sam też może byś odpoczął. – Hinata odwróciła się w stronę Sasuke z tym samym
błagającym spojrzeniem. Podziwiał ją za ilość troski i miłości nawet do takiego
zdrajcy, jakim był on. Po tym, co zafundowała jej konserwatywna rodzina nie
miała prawa być jeszcze cieplejszą i przychylną osobą. Wiecznie w cieniu
siostry i kuzyna, poniżana i poniewierana. Dopiero, kiedy Naruto stał się
hokage, rodzina nabrała do niej respektu i należnego szacunku. A Hinata, jak
gdyby nigdy nic, przyjęła ich z otwartymi ramionami i czułym uśmiechem na
ustach.
- Odpoczywałem. – mruknął. Naruto
prychnął.
- Ta, jasne. Godzina na prysznic i
setny dzisiaj kubek kawy. – Hinata usiała i schowała twarz w dłoniach.
- Jesteście niemożliwi. Obydwoje.
Sasuke. – zwróciła się do karookiego. – Zostajesz dzisiaj u nas. Zjesz normalną
kolację i wyśpisz się. Powinieneś wiedzieć najlepiej, że zmęczony i niewyspany
shinobi to słaby i nieprzydatny wojownik. – trafiła do niego, ale nie chciał
się do tego przyznać. Miał powiedzieć, że robi to tylko dla niej, ale wtedy
wyszłoby, że na kimś mu zależy. Już otwierał usta, żeby rzucić uwagę w stylu:
ale robię to, żeby ten głupek odpoczął, jednak dotarło do niego, że i tak
wyjdzie, że się troszczy. Postanowił zwalić wszystko na ignorancję.
- Nie mam siły się kłócić. – wyraz
twarzy Hinaty, kiedy przystał na jej prośbę poruszył jego sercem. Wyobraził
sobie to samo rozanielenie u Sakury i niemalże nie opadł bezwiednie na kanapę.
Chciał, żeby troszczyła się o niego tak samo, jak ta dwójka troszczyła się o
siebie nawzajem. Pragnął ją ujrzeć, całą i zdrową.
- Jak myślisz? Kim była ta
dziewczyna z Brzasku? – zapytał w pewnej chwili Naruto, a Sasuke spojrzał w sufit. Zastanawiał się czy powiedzieć
przyjacielowi o podejrzeniach, ale postanowił pozostawić je dla siebie.
- Nie wiem. Nie wyglądała na Konan
czy Karin. – odpowiedział. Hinata była w kuchni i przygotowywała posiłek, więc
mogli spokojnie porozmawiać. Wiedziała o całym zajściu, jednak jakoś tak
swobodniej rozmawiało mu się sam na sam z Naruto.
- Nie ważne. Bardziej martwi mnie
to, że Akatsuki zmartwychwstało. Chociaż przyznała się do celu ‘wizyty’. Ufała
nam? – zdziwił się.
- Nie. Podsunęła pod nos trop.
Wzięła akta o demonach. A jak Brzask ponownie ich poszukuje? Może dała nam do
zrozumienia, że mają Sakurę lub znają jej położenie? – zastanawiał się
nieświadomie pogrążając Naruto w otchłani przygnębienia. – Nie wydała ci się
znajoma? – postanowił wybadać sprawę. Blondyn wyrwał się z zamyślenia.
- Czy ja wiem. Może tylko te oczy… -
trafił w sedno. – Nie znaleźli jej. Zniknęła. Już się nie dowiemy po co
Akatsuki te akta. – podrapał się po głowie i utkwił spojrzenie w suficie. –
Chociaż zaznaczała, że jest przyjaźnie nastawiona. Nie wiem. Za dużo pytań, za
mało odpowiedzi. – rzucił skonsternowany niebieskooki i wstał z kanapy. –
Kolacja już gotowa. – uśmiechnął się do Sasuke i poczekał, aż wstanie. Razem
weszli do pomieszczenia, gdzie Hinata czekała na nich z zastawionym stołem.
***
Obudziła się z lekkim bólem głowy.
Obejrzała się wokoło i natknęła się na śpiącego obok Itachi ‘ego. Chwilę
zastanawiała się jak się tutaj znalazł, ale stwierdziła, że nic nie pamięta.
Pocieszał ją fakt, że leżała ubrana, więc do niczego dojść raczej nie mogło.
Cicho wstała z łóżka i weszła do łazienki. Zaspanym wzrokiem spojrzała w lustro
i przeraziła się.
Jej spojrzenie pałało techniką
demona z jedną łezką więcej. Miała ich teraz cztery. Uspokoiła oddech i starała
się wyczuć władzę Jūbiego, jednak poznawała jedynie samą siebie.
Zdezorientowana usiadła na płytkach i zamknęła oczy skupiając się na medytacji.
Kiedy tylko wyciszyła się i odszukała w sobie potwora ten uderzył w nią z
furią.
Jak mogłaś mnie przyblokować?!
Zemszczę się, zobaczysz…
Jednak jego głos pulsował raz
słabiej, a raz mocniej, jakby przebijał się przez gruby mur starając się
dotrzeć z dna oceanu, aż po wierzchołki gór. Otumaniona nowym doznaniem wstała
chwiejnie z ziemi i weszła do pokoju. Itachi już nie spał i bacznie się jej
przyglądał. Stanęła w miejscu i gdyby nie refleks Uchihy, upadłaby na ziemię.
Spojrzał w jej oczy i zmarszczył czoło.
- Jūbi, zostaw ją w spokoju. –
warknął.
- Nie, Itachi. To ja… - szepnęła i
zapatrzyła się w jego tęczówki. Mężczyzna zszokowany przeniósł ją na łóżko.
Usiadł naprzeciwko niej i wbił w nią naglące spojrzenie. – Nie wiem jak to
możliwe. Proszę cię jednak o jedno. – niemalże błagała.
- Sakura… - westchnął.
- Zamknij mnie w pokoju i zabezpiecz
chakrą. Nie mogą mnie zobaczyć w takim stanie. – po chwili wahania przeczesał
dłonią jej czarno-różowe włosy.
- Nie zrobię tego. – odpowiedział.
Za to oderwał kawałek materiału z prześcieradła i przewiązał jej oczy. – Musisz
mi zaufać, kiedy będę cię prowadził. Do czasu, aż się nie unormujesz będę twoim
przewodnikiem. – powiedział.
- A co z resztą? – zapytała
niepewnie.
- Powiemy, że podczas treningu
podrażniłaś rogówki. O to najmniej powinniśmy się martwić. Wsłuchałaś się w
demona? – pokiwała w odpowiedzi głową.
- Jakimś cudem zablokowałam go. Był
w istnym amoku. Mówił, że się zemści. – rzuciła i wyciągnęła przed siebie ręce.
– Gdzie jesteś, Itachi? – próbowała odnaleźć go poprzez dotyk.
- Potraktuj to jako trening wyszukiwania
chakry. Skorzystaj z warunków, w jakich obecnie żyjesz. Zapamiętaj chakrę
każdego z członków organizacji i naucz się ją rozpoznawać. Zacznij od mojej. –
i tak resztę dnia spędzili na trenowaniu. Pod wieczór potrafiła odszukać Itachi
‘ego w każdym zakamarku pokoju. Umiała też unikać zderzenia ze ścianą czy
jakimś meblem. Nie wiedziała, że one imitują pewien rodzaj energii, tyle że
bardzo niski. Potrzeba pełnej koncentracji, żeby je wyczuć. Nie zawsze jej to
jednak wychodziło, ale Uchiha chronił ją od zranień i upadków. Czuła się
bezpiecznie, pomimo ciemnoty w jakiej musiała tkwić.
***
- Sakura oślepła! – wrzeszczał jak
opętany Deidara, a pozostali wpatrywali się w niego z politowaniem, co
wyglądało dosyć komicznie. Najniebezpieczniejsi shinobi Kraju Ognia wlepiali
swoje znudzone spojrzenia w biegającego w kółko bez celu blondyna. Niestety,
Sakura mogła jedynie rozpoznać ich chakrę i wątły płomyczek ich aury, który w
przypadku każdej osoby był inny.
Itachi uczył ją, że aura może wiele
powiedzieć o wojowniku. Jaki jest jego stan duchowy na dany moment, czy jest
opanowany, wrogi, smutny, zły i tym podobne. Nawet czy jest martwy. Mogła
doświadczyć tego na własnej skórze, bowiem w najgłębszych czeluściach kryjówki
znajdowało się coś na kształt prosektorium. Nieproszeni goście, którzy byli
skorzy do bitki i nie chcieli łatwo odpuścić, spotykali się właśnie z tym
miejscem w postaci pogruchotanych kości i najczęściej nie posiadających już ani
kropli życia. Aura ich wtedy była po prostu niewyczuwalna, ale dało się poznać
czy spotkało się głaz czy martwego shinobi. Kiedy jednak konali, a ich życie
kończyło swą wędrówkę z ich ciała, wówczas aura była słabo pulsującą kuleczką
energii.
- Nie oślepłam, tylko moje oczy
zrobiły się wrażliwe na światło i nie mogę narażać tęczówek na jego blask.
Mogłabym wtedy na serio stracić wzrok. – rzuciła do Deidary i podeszła prosto
do mężczyzny. Potrafiła wyczuć gdzie
obecnie się znajduje i bez większego problemu dotrzeć do niego. Położyła dłoń
na jego ramieniu i zaśmiała się szczerze.
- Dei, Dei. Dziękuję za troskę, ale
jak widzisz radzę sobie bez problemu. – dodała. Konan zaśmiała się.
- Nie dziwne skoro znajdujesz się
pod czujnym okiem Itachi ‘ego. – mrugnęła okiem, ale tego już Sakura widzieć
nie mogła. Czuła jedynie jej pulsującą amarantowym kolorem aurę. Była
rozbawiona i w pewien sposób szczęśliwa, ale jakby czymś, głęboko na dnie
duszy, zaniepokojona.
- Dobra, ludzie. Koniec zbiegowiska.
Czas wracać do swoich obowiązków. – zarządził spokojnie Pain' a reszta wykonała
polecenie lidera.
- Sama trafię do pokoju, Itachi. –
powiedziała i ruszyła. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i usiadł przy stole.
- Czyni duże postępy. – powiedziała
Karin, która akuratnie pełniła dyżur w kuchni. Pokiwał zamyślony głową.
Faktycznie, Sakura była zdolną uczennicą, ale nie to martwiło go w tej chwili.
Bał się jak zareaguje na wieść, że ośmioogoniasty przeszedł pod władanie
Madary, który zmarł i nikomu nie zdradził położenia szkatuły z demonem. Teraz
cel dziewczyny staje się jeszcze trudniejszy w osiągnięciu. Pocieszeniem jest
fakt, że dwa demony potencjalnie są już w jej posiadaniu. Jeszcze tylko siedem.
***
Wyspał się jak nigdy. Wstał z łóżka
i wziął szybki prysznic. Zegarki wskazywały godzinę piątą, toteż nie chcąc
budzić Naruto i Hinaty zszedł cicho do salonu i zaczął ubierać buty.
- Chodź zjeść śniadanie. – usłyszał
ciepły głos Hinaty. Zdziwiony jej tak wczesnym urzędowaniem zostawił buty w
spokoju i poszedł do kuchni.
- Już nie śpisz? – zapytał niemalże
beznamiętnie. Nie umiał zapanować nad chłodem i dystansem w swoim głosie.
- Martwię się. – odpowiedziała tylko
i podała mu w kubku kawy. Wziął naczynie do ręki i upił łyk pobudzającego
napoju.
- Sakurą? – mimowolnie ścisnął
mocniej kubek, kiedy granatowowłosa pokiwała w zamyśleniu głową.
- Sakurą, wioską, Naruto, tobą… -
wymieniała podając kanapki.
- Mną? – zdziwił się. Zastanowiła
się chwilę.
- Nie wiem co mam o tym wszystkim
myśleć. Próbuję pojąć kierujące tobą powody, dla których odszedłeś z wioski.
Czy aby na pewno jesteś gotowy na powrót do niej? Nie czujesz, że za kilka dni
wielka skrucha zacznie wydawać ci się jakąś pomyłką i znowu nie odejdziesz?
Sakura wtedy umarłaby z bólu, zaraz za nią Naruto, a ja wraz z nimi. –
uśmiechnęła się smutno. Z początku Sasuke poczuł się odrzucony i urażony jej
słowami, jednak chwilę po tym dotarło do niego, że ma prawo mieć wątpliwości.
Szczerze to cieszył się, że jednak podchodziła do niego z pewnym dystansem.
Przynajmniej ona jedna była wstanie na chłodno ocenić jego zachowanie i wyłapać
ewentualne zagrożenie.
- Dziękuję Hinata. Nawet nie wiesz
jak wiele dla mnie znaczy, że znów znajduję się w tym właśnie miejscu. – odpowiedział, czym wprawił ją w osłupienie.
– Nie martw się. Nie wyda mi się pomyłką powrót tutaj. Wioska niczemu nie była
winna. To wszystko kłamstwa Danzo. – dodał. Uśmiechnęła się z pewną ulgą, ale
wciąż w jej spojrzeniu dostrzegał pewien cień rezerwy dla jego słów. Nie zraził
się tym jednak. Podeszła do niego i niepewnie przytuliła.
- Wszystko się ułoży. A co do
Sakury, to musisz być po prostu cierpliwy. – rzuciła z lekkim uśmiechem i
usiadła naprzeciwko niego. Zmieszany podrapał się po głowie i wziął kanapkę do
ręki ratując się przed powinnością przerwania powstałej ciszy.
***
Siedziała na łóżku w pokoju i
zastanawiała się nad tym wszystkim. W głowie już układał się jej plan jak
odszukać pozostałe demony, ale pozostała jeszcze kwestia głównego zadania, dla
którego została ściągnięta do Brzasku. Weszła do łazienki i zdjęła z oczu
opaskę. W tafli lustra odbijało się krwistoczerwone spojrzenie z czterema
łezkami. Westchnęła i zmieniła materiał na czysty. Poprawiła strój i wyszła z
sypialni w poszukiwaniu Itachi’ ego.
- Dokąd się tak śpieszysz? –
zapytała szeptem Karin. Sakura nawet nie drgnęła.
- Ciężko jest cię nie wyczuć. –
rzuciła. – Szukam Uchihy. – dodała. Rudowłosa prychnęła.
- Jest w sali treningowej. –
odpowiedziała spokojnie. Różowowłosa szykowała się na jakiś nieprzyjemny
komentarz z jej strony, jednak mile zaskoczona przystanęła.
- Dziękuję. – czuła jak aura
okularnicy zafalowała na moment zmieniając kolor na różowy, jednak momentalnie
na powrót przybrała zgniłozieloną barwę. Pokręciła ze zrezygnowaniem głową. –
Czasami staram się być po prostu przyjazna. – odpowiedziała i ruszyła we
wskazanym kierunku.
Weszła do sali i momentalnie wyczuła
lecące w jej kierunku kunai. Zwinnie złapała je w dwa palce i odrzuciła w
stronę Itachi’ ego.
- Myślałem, że straciłaś czujność. –
rzucił oschle.
- Ryzykowałabym wtedy twoim gniewem
i ciągłą opieką. – Sprytnie maskował swoją aurę. – Dlaczego nie nauczysz mnie
jak ukrywać swoje uczucia? – zapytała skonsternowana, gdy po raz kolejny
starała się odczytać choćby kolor energii Uchihy. Zaśmiał się.
- Muszę mieć jakąś broń w zanadrzu.
– dodał i skoczył w jej kierunku. Sakura szybko zniknęła mu z pola widzenia i
pojawiła się tuż za nim. Złapała go za pelerynę. Jednak ta pozostała w dłoni
dziewczyny, podczas gdy mężczyzna zmienił się w kłodę.
- Mam cię. – szepnął jej do ucha.
Była jednak na to przygotowana. Zwinnie odwróciła się w jego stronę i wbiła mu
w brzuch sprytnie ukryte kunai. Itachi jęknął i osunął się na kolana.
Zielonooka kucnęła obok niego i w przeciągu chwili uleczyła jego rany.
- Przyszłam porozmawiać o mojej
misji. Kiedy mam wyruszyć po waszych rodziców? – zapytała usadawiając się
wygodnie obok krzywiącego się Itachi’ ego.
- Ten ruch był nieprzewidywalny. –
rzucił lekko naburmuszony w odpowiedzi na atak Sakury. – Jeżeli jesteś gotowa,
to wystarczy zwołać naradę. – dodał.
- Zrób to.
Autor: .romantyczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz