Spojrzała przez ramię na właściciela
tego głosu. Zacisnęła szczęki i na powrót swój wzrok zawiesiła na Naruto.
- Miałeś do mnie jakąś sprawę. Mam
nadzieję, że nie zawracałeś mi głowy tylko dlatego, że Twój przyjaciel się
pokazał. – jej bezuczuciowy ton wstrząsnął Sasuke. Stał za nią jak oniemiały, a
swój wzrok miał wbity w jej plecy. Naruto poskrobał się po głowie i wyszczerzył
zęby.
- No, nie. Nie tylko dlatego.
Chociaż to był jeden z głównych powodów. Za kilka godzin w Konoha ma zjawić się
oddział ANBU. Jest wielu ciężko rannych shinobi, więc będziesz potrzebna w
szpitalu. Ty i cały twój zastęp medyków. – odrzekł, momentalnie poważniejąc.
- Naruto, ja zawsze jestem w
szpitalu. Bez względu na to czy jestem potrzebna, czy też nie. – rzuciła
niedbale. Chciała się jak najszybciej ulotnić z tego pomieszczenia. Przede
wszystkim chciała dokończyć trening, opatrzyć sobie rany, które nawiasem mówiąc
zaczęły jej dokuczać. Zasychająca krew powodowała nieprzyjemne uczucie
kurczenia się skóry, a przy każdym ruchu ponowne otwarcie zasklepionych
obrażeń.
- Sakura… - ponownie dotarł do niej
głos zza jej pleców, ale zignorowała go.
- Czy coś jeszcze, Hokage? –
zapytała beznamiętnie.
- Sakura… - głos coraz natarczywiej
nacierał na jej uszy. Jednak nie reagowała, jakby słyszała szum wiatru.
- Naruto, zadałam pytanie. – nawet
się nie zirytowała, tylko wpatrywała się w minę Naruto, która wyrażała
konsternację. Wiedziała, że skacze wzrokiem z jej twarzy, na twarz znajdującą
się za jej plecami i nie wie za bardzo, co ma zrobić. Westchnęła.
- Sakura, spójrz na mnie! – krzyknął
Sasuke.
- Nie drzyj się. Na nikim nie robisz
wrażenia. – zimny jak lód, ton jej głosu, uderzył w niego z podwójną siłą.
- Jeżeli nie masz mi nic innego do
powiedzenia, to pozwól, o Szacowny, że powrócę do przerwanej czynności. –
Sasuke już miał nadzieję, że odwróci się w jego stronę, do wyjścia, ale ona
teleportowała się. Stał skonsternowany, gdy do jego uszu doszedł stłumiony głos
przyjaciela.
- Nie znienawidziłem cię za to, że
odszedłeś, ale za to, że przez ciebie straciłem Sakurę. Moją dawną,
uśmiechniętą Sakurę. Patrz, do czego doprowadził twój egoizm i samolubność. Mam
nadzieję, że dotarły do ciebie skutki. – spojrzał w smutne niebieskie oczy
blondyna. Nie wiedział, że był aż takim głupcem. Myślał, że to ona przyjmie go
z otwartymi ramionami. Teraz zrozumiał, że chociaż pojął wszystkie tajniki
walki, to tak naprawdę nic nie wie o życiu i o ludzkich uczuciach.
- Opowiedz mi jaka była po moim
odejściu. – poprosił. Mimo woli, jego głos stał się zimny. Naruto westchnął.
- Przez pierwsze miesiące prawie
wcale nie wychodziła z domu. Nie otwierała nikomu drzwi, nawet Tsunade. Odchodziliśmy od zmysłów. W nocy nawet cząsteczki
światła w jej oknach nie dało się zauważyć. Tak, jakby nigdy nie istniała. Do
dzisiaj nie wiemy, jak i kiedy chodziła po jedzenie. Co najdziwniejsze,
odkryłem, że nigdy nie widziałem jej rodziców. Pytaliśmy Tsunade, ale, o dziwo,
nawet ona nie wiedziała, kim są i, przede wszystkim, gdzie się obecnie
znajdowali. Akta zaginęły. Wiadome jest jedynie, że matka miała na imię Rin, a
ojciec Satoru. Miała także starszego o 12 lat brata, Daisuke, ale on także
zaginął. Pewnego dnia wyszła z domu. Możesz teraz pomyśleć, że mogliśmy ją
zapytać o rodzinę wtedy, gdy tylko się pojawiła, ale uwierz, nie myśleliśmy o
niczym innym, jak o tym, że żyje.
Była potwornie wychudzona. Oczy
miała podkrążone, usta spierzchnięte, a gdzie tylko nie spojrzeć, sama skóra i
kości. Nie dała się przebadać. Prawdopodobnie nie tylko twoje odejście
doprowadziło ją do takiego stanu. Nie pytaliśmy jednak o nic, bo baliśmy się,
że znowu zamknie się na wieki w tej fortecy. Przez ponad 3 lata prawie w ogóle
się nie odzywała. Siedziała w domu nad jakimiś księgami i papierami. Regularnie
odwiedzała ją Tsunade. Prawdopodobnie uczyła ją jak być medykiem.
Ale pewnego dnia zniknęła i Tsunade.
Była dla niej jak matka, więc wyobraź sobie, jak musiała się wtedy poczuć. Jak
jakiś wyrzutek społeczny. Nic nie pomagały zapewnienia ze strony Hinaty i mojej,
że nigdy jej nie opuścimy. Reagowała tak, jakby była na silnych środkach
odurzających. I wtedy zaczęła się zmieniać.
Z tygodnia na tydzień stawała się
zimna, obojętna, bezuczuciowa. Dosłownie kopia ciebie. Idealny duplikat, ale
różniła się o tyle, że ty od czasu do czasu spotykałeś się z nami, a Sakura
całkiem zerwała wszelki kontakt. I tak jest od tego momentu, aż po dziś dzień.
Żeby tego było mało, przez pewien okres swojego urzędowania w szpitalu,
pacjenci, których przyjmowała, umierali na jej rękach. Nie dlatego, że nie
dawała rady, bo siedziała po 16 godzin na sali operacyjnej. Tylko dlatego, że
oni docierali do niej o krok od śmierci. Nie dało się ich odratować. Blask w
jej oczach gasł.
Kilka dni temu w jej ramionach umarł
chłopiec, którego pobito pod samym szpitalem. Jeżeli tak dalej pójdzie, to ja
nie wiem, czy jeszcze kiedyś z tego wyjdzie. Sasuke, Hinata i ja martwimy się o
nią. Powoli tracimy nadzieję. – spojrzał za okno. Po chwili odwrócił się do
przyjaciela. Sasuke nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Niemożliwe, że aż tak
bardzo go kochała. Jego zemsta okazała się bezpodstawna. Dowiedział się, że to
nie Itachi wybił jego klan, tylko Madara.
Odszedł na tyle lat chcąc zrobić dobrze, a tak naprawdę sprawił, że tylu
bliskich mu ludzi cierpiało. Zawalił.
***
Nawet się nie zdenerwowała. Nie ruszył
nią jego powrót. Dla niej Sasuke umarł kilka miesięcy po odejściu. Teraz jakby
spotkała mgliste wspomnienie. Tak mocno wyparła go ze świadomości, że gdy
usłyszała jego głos, wzięła go za szum wiatru, łudząco przypominający jakieś
słowa. Uderzyła z całej siły w ziemię, tworząc ogromny krater. Zapomniała
założyć rękawiczki. Z kłykci pociekła gorąca krew. Rozprostowała palce. Nie
chciała marnować chakry na takie zadrapanie. Zamknęła oczy i momentalnie
otworzyła je przerażona. Potrząsnęła głową i odwróciła się. Ulżyło jej, gdy nie
zobaczyła żadnej postaci.
Wydawało jej się, że Sasuke ją
obserwuje, ale nie wyczuła jego chakry. Ponownie zamknęła oczy, ale znów
otworzyła je z przerażeniem. Pod powiekami rysował jej się obraz czarnowłosego
chłopaka. Oczy czarne niemal jak smoła wpatrywały się w nią natarczywie.
‘Przeklęty Uchiha’ przemknęło jej przez myśl. Spojrzała w niebo i znowu jego
obraz stanął jej przed oczami. Widziała dwunastoletniego chłopca. Chłopca,
którego kiedyś kochała. Ta gorzka prawda pozostawiała w jej ustach smak
goryczy. Zaczęła czuć jego obecność. Niemal tak bolesną, jak przypalanie
rozżarzonym prętem, a w jej głowie odbijało się jedno imię: SASUKE. Głosy
zaczęły się powielać, nakładając się na siebie. Złapała się za głowę i zacisnęła
powieki. Jedna nic to nie pomogło.
- Nienawidzę Cię, Uchiha! –
wykrzyknęła, a ptaki z pobliskich drzew wzbiły się w powietrze w popłochu.
Nagromadziła w dłoniach chakrę i
uderzyła nimi w ziemię. Nie obchodziło ją to, że zaczyna się powoli osuwać.
Musiała odreagować całą frustrację, którą tłumiła przez siedem lat. Wszystkie
uczucia, które zamknęła w sobie, którym nie pozwoliła ujrzeć światła dziennego,
których nie dopuszczała do siebie. Musiała odreagować siedem długich i
bolesnych lat. Cały czas uderzała pięściami w grunt, nie zważając na rany,
jakie powstawały na jej całych rękach. Odłamki skał odpryskiwały w stronę jej
całego ciała. Przestała dopiero, gdy zjechała na sam dół krateru, zdzierając ze
swoich nóg skórę, aż do mięsa. Krew skapywała z jej rąk, nóg i twarzy.
Zacisnęła szczęki i ostatkiem sił teleportowała się do swojego domu. Wczołgała
się do łazienki. Wsparta na obolałych rękach, wsunęła się do wanny. Nie
zważając na to, że jest ubrana, puściła zimną wodę. Zasyczała cicho, gdy ta
zalała jej obrażenia, ale ból przynajmniej zagłuszał chaos, który zrodził się w
jej głowie. Nabrała głęboko powietrza i zaczęła zdejmować z siebie potargane
ciuchy, które przypominały teraz łachmany.
Wiedząc, że jedynie ból wycisza jej
rozbiegane myśli, postanowiła nie leczyć ran do końca. Nie miała nawet na to
siły, a za kilka godzin mają dotrzeć do wioski ranni z kolejnego starcia z
Akatsuki. Zasklepiła jedynie te najpoważniejsze i umyta wyszła z wanny.
Osuszyła się delikatnie ręcznikiem i zarzuciła na siebie jedynie szlafrok. Tak
ubrana, zeszła na dół do kuchni. Nastawiła wodę, po czym wyjęła szklankę z
szafki i jakieś zioła z pudełek. Zmieszała odrobinę z każdego rodzaju i zalała
wrzątkiem. Z przygotowanym naparem zasiadła przy stole. Po tym napoju powinna
odzyskać większość sił, ale i tak nie w pełni. Przydałoby się jej kilka godzin
porządnego snu, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Może ewentualnie na dwie
lub trzy, ale nie więcej. Wypiła powoli herbatę i położyła się na kanapie.
Zanim jednak zamknęła oczy, przywołała orła i napisała wiadomość do Naruto,
żeby wysłał kogoś po nią, gdy tylko pojawi się oczekiwany oddział. Odprowadziła
ptaka wzrokiem. Gdy tylko zniknął jej z oczu, położyła się i, zamknąwszy
powieki, zasnęła.
***
Obudziło ją pukanie do drzwi.
Podniosła leniwie powieki i momentalnie usiadła. Zerwała się z kanapy i
otworzyła drzwi.
- Pani Haruno, wzywają panią. –
oznajmiła Hanako.
- Tylko się ubiorę i zjawię się
najszybciej jak to będzie możliwe. – zamknęła drzwi i popędziła na górę. Jednak
po kilku stopniach musiała się zatrzymać, bo ból stał się nie do wytrzymania.
Zacisnęła szczęki i ruszyła dalej. Ubrała się w luźne spodnie, podkoszulkę i
kitel lekarski. Włosy związała w warkocz i teleportowała się do szpitala.
W holu stał już Naruto i dowódca
oddziału ANBU. Rozprawiali o czym zawzięcie. Nawet się kłócili, ale momentalnie
przerwali, widząc nadchodzącą Sakurę.
- Sakura! Co ci się stało? – zapytał
zszokowany Naruto. Fakt, kulała, ręce miała obandażowane, a twarz przyozdabiały
liczne szramy, świeżo zasklepione. Zignorowała jego pytanie i zwróciła się w
stronę dowódcy.
- Ilu rannych? – zamrugał
kilkakrotnie powiekami i spojrzał jej w oczy.
- Czterech lekko i trzech poważniej.
Trzech wyszło bez większego szwanku. – zakasała rękawy i, nie zwracając uwagi
na Naruto, pobiegła w stronę izby przyjęć.
To co ujrzała, przypominało mniej
więcej biały talerz ubabrany keczupem. W każdym kącie uwijało się kilku lekarzy
i pielęgniarek. Obrzuciła pomieszczenie wzrokiem i podeszła do najbardziej
obleganego łóżka przez medyków. Odsunęła ich na boki i sprawdziła stan rannego.
Kilka obrażeń po jakimś narzędziu ostrym, kilka ran po uderzeniach tępym
narzędziem i zasinienia. Skumulowała chakrę w dłoni i przyłożyła ją do
najpoważniejszej rany; rany kłutej. Zasklepiwszy najważniejsze miejsca,
nakazała sporządzenie naparu z ziół i obłożenie nim ran poszkodowanego. Otarła
pot z czoła i podbiegła do następnego.
***
Siedzieli na korytarzu, tępo
wpatrując się w, zaświeconą na czerwono, lampkę. Czekali już od kilku godzin.
Ostatnim razem widzieli Sakurę przez ułamek sekundy, gdy drzwi się otworzyły,
aby wywieść łóżko z jednym rannym. Naruto siedział ze zwieszoną głową, a Sasuke
oparty o ścianę. Przeniósł wzrok z kontrolki na sufit, usiłując zobaczyć na nim
coś ciekawego. Widział jej twarz z daleka. Jedynie czym go ostatnio
zaszczyciła, to tył jej tułowia. Był ciekawy, czy coś się zmieniła. Od
ostatniego otworzenia drzwi minęło dobrych kilka godzin.
Około godziny szóstej rano,
pielęgniarka siłą zagoniła ich do pokoju lekarskiego, żeby się przespali.
Twierdził, że to zbędne, ale momentalnie zmienił zdanie, gdy tylko przyłożył
głowę do poduszki. Obudził się w momencie, gdy wskazówki zegara wskazały
godzinę dwunastą w południe. Przeciągnął się i spojrzał na Naruto, który
właśnie otwierał oczy. Odrzucili koce i ruszyli pod izbę przyjęć. Myśleli, że
już dawno skończyła, jednak kontrolka nadal jarzyła się na czerwono. Usiedli
zrezygnowani na krzesłach, lecz nie czekali długo. Już po godzinie z sali
zaczęli wysypywać się medycy, gratulując sobie dobrej roboty. Było ich niewielu.
Znacznie mniej, niż wchodziło wczoraj wieczorem. Szukał wzrokiem różowych
włosów, ale nie mógł ich odnaleźć. Gdy już miał zaczepiać jakąś pielęgniarkę,
drzwi ponownie się otworzyły i wyszła Sakura.
Obydwoje wstali gwałtownie. Mieli do
niej podejść, gdy uprzedził ich dowódca rannego oddziału. Gestykulował
gwałtownie rękami, a Sakura ze stoickim spokojem odpowiadała na jego pytania.
Stała przygarbiona ze zmęczenia. Podeszli do nich i usłyszeli końcówkę rozmowy.
- Wszyscy przeżyli, Haku. Jeszcze
raz powtarzam, że nie wiem, kiedy się obudzą. To może potrwać, ale uwierz mi,
wszystko z nimi już w porządku. Przetrwali noc i nic im nie grozi. Chyba, że
twój wybuchowy charakter i narwanie. – odrzekła spokojnie. Jej głos emanował
spokojem i jednocześnie chłodem i zmęczeniem. Mężczyzna westchnął.
- Dziękuję ci, Sakuro. – uścisnął
jej dłoń i ruszył w stronę oddziału. Odgarnęła niesforny kosmyk i odwróciła się
w ich stronę.
- Jak się czujesz? – wypalił Naruto,
nieomal rzucając się na nią. Zastanowiła się chwilę. Dopiero teraz do
odrętwiałego ciała docierało zmęczenie i ból po ostatnim i za razem pierwszym treningu.
- Wyśmienicie. – rzuciła
beznamiętne, ale zdradziło ją drżenie głosu.
- Dlaczego jesteś tak poraniona? –
zapytał z troską blond włosy. Przymknęła oczy. Ledwie trzymała się na nogach.
Nie dała jednak po sobie poznać irytacji i zmęczenia.
- Nie Twoja sprawa, Naruto. Przestań
się o mnie troszczyć. Świetnie daję sobie radę. Zadbaj lepiej o Hinatę. –
rzuciła kąśliwie, ale niebieskooki nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
- Co to są za rany na nogach? A na
twarzy? Natychmiast zdejmij te bandaże z rąk. Ale już. – niemal krzyknął.
Sakura, nie chcąc się kłócić, odwinęła materiał z rąk, ukazując głębokie
zadrapania. Sasuke aż zaczerpnął powietrza.
‘Stała tyle godzin z takimi ranami i
jeszcze trzyma się na nogach? ‘ przemknęło mu przez myśl.
Jakby na odezwę zachwiała się na
nogach i runęłaby, gdyby nie refleks Naruto. Usłyszał, jak wypowiada pod nosem
kilka siarczystych przekleństw.
- Muszę zanieść ją do domu, a potem
odebrać raporty. Jeszcze Hinacie powiedzieć, co się stało. Nie mam nawet czasu
na ogarnięcie tego, że jesteś w wiosce. – mruknął pod nosem i ruszył w kierunku
drzwi.
- Naruto, zaczekaj! – Sasuke
podbiegł do przyjaciela. Odebrał Haruno z jego ramion.
- Dalej mieszka w tym samym miejscu?
– zapytał, a niebieskooki kiwnął głową. To mu wystarczyło. Ruszył z nią przed
siebie.
Autor: .romantyczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz