Biegła przez las. Miała nie dopuścić
aby wspomnienia zalały ją na nowo powodując kolejne fale bólu, które przez te
lata umiejętnie w sobie tłumiła. Na szczęście nie wygadała się przy Naruto… Ani
co gorsza przy Sasuke. On był ostatnią osobą, której powiedziałaby co ją trapi.
Najlepszym sposobem na odreagowanie był wycieńczający trening, podczas którego jedyną
myślą, jaka zaprzątałaby głowę, było by pragnienie butelki wody i kawałka
suchego chleba. Tak też postanowiła zrobić.
Dobiegła na pole treningowe numer
11. Porozciągała się chwilę, ale nie chciała marnować czasu na jakieś nic nie
znaczące ćwiczenia. Skumulowała chakrę w prawej dłoni, zacisnęła ją w pięść i
uderzyła z całej siły w ziemię, tworząc ogromny krater. W momencie zapadania
się gleby, wyskoczyła w górę. Spadając zamortyzowała upadek wykonując salto w
momencie zetknięcia z ziemią. Pierwsze kropelki potu pojawiły się na jej czole.
Otarła je wierzchem dłoni. Ponownie jej umysł zalała potężna fala wspomnień związanych
z dawną drużyną siódmą.
"- Głąbie! Mówiłem Ci, że masz
go zajść z lewej, a nie z prawej. – ofuknął Naruto Sasuke. Blondyn natychmiast
się zbulwersował. Jednak nie zdołał nic powiedzieć, bo ich kłótnię przerwał
mistrz Kakashi.
- Gdyby ktoś na poważnie porwał
Sakurę, już byłaby martwa przez te wasze kłótnie. – powiedział najspokojniej w
świecie. Chłopcy spojrzeli po sobie, a następnie na mnie przywiązaną do drzewa.
- Ona nawet nie musi udawać ofiary.
Jest nią na co dzień. – mruknął spadkobierca sharingan. Blondyn obruszył się na
to stwierdzenie.
- Zamknij się! Dlaczego tak o niej
mówisz? To nasza przyjaciółka… - warknął w jego stronę.
- To nie zmienia faktu, że jest
beznadziejna i na dodatek irytująca. Nie wspomnę już o tym, że nic nie potrafi
zrobić sama. Jest po prostu słaba… - rzucił beznamiętnie. Widziałam jak lisek
zaciska pięści.
- Jest irytująca i nie cierpię jej.
Po co w ogóle jest z nami w drużynie. Zawsze sprawia same kłopoty i trzeba ją
ratować… - prychnął. Nie wytrzymałam. Zacisnęłam dłonie w pięści i napięłam
wszystkie mięśnie w sowim ciele. Usłyszałam trzask łamiącego się drzewa. W moje
plecy powbijało się z milion drzazg. Z ran popłynęła gorąca krew. Spojrzeli na
mnie przerażeni. W moich oczach szkliły się łzy, a z opuszczonych wzdłuż ciała
rąk spływała szkarłatna ciecz. Wszyscy wpatrywali się we mnie, ale mój wzrok
utkwiony był w Sasuke. Zagryzłam wargi i zrobiłam krok w tył.
-Za kogo się uważasz, skoro tak o
mnie mówisz? Potrafisz tylko ranić. Masz rację. Nie wiem po co jestem z wami w
drużynie. – wysyczałam. Odwróciłam się na pięcie i puściłam się biegiem w głąb
lasu. Nie zważałam na ich nawoływania. Może dlatego, że tylko dwoje z nich mnie
wołało. Ten trzeci milczał…"
To wspomnienie owładnęło nią
doszczętnie. Zagryzła wargi. Dreszcze przebiegały po jej plecach. Rozjuszona
uderzyła pięścią w najbliższe drzewo. IRYTUJĄCA… Kolejne uderzenie.
SŁABA…Zwaliła kolejne drzewo. OFIARA… Ostatnie uderzenie, które miało
sygnalizować słaby poziom chakry. Jednak stało się coś dziwnego.
Jej dłonie zaczęła oplatać dziwna
poświata. Chakra Sakury zmieniła kolor z niebieskiego w czarny. Powoli
pochłaniała jej palce, nadgarstki. Potem przeguby i przedramiona. Nie była
wstanie powstrzymać jej. Czuła jakby jej kości wypalał żrący kwas. Przeszywający
ból ogarnął, spowite przez nieznaną siłę, części ciała. Krew wypływająca z ran
po treningu zmieniła zabarwienie ze szkarłatnej w czarną. Sakura z przerażeniem
patrzyła na to, co działo się z jej ciałem. Ciecz wypływająca z jej ciała
wypalała dziury w trawie. W momencie, gdy jej umysł opuściła nienawiść i chęć
mordu, a zastąpił je strach i rozpacz, tajemnicza chakra zaczęła się cofać.
Kiedy zniknęła już całkowicie,
różowowłosą opanowało ogromne zmęczenie. Postanowiła uleczyć swoje rany, zanim
wróci do domu. Chciała uniknąć zbędnych pytań, na które i tak nie
odpowiedziałaby. Skumulowała w dłoni leczniczą chakrę. Nie była ona jednak cała
zielona. W niektórych miejscach była ona czarna, ale zielonooka nie zauważyła
tego. Gdy przystępowała do leczenia, zamiast ulgi i przyjemnego mrowienia, jak
to zawsze towarzyszyło regeneracji, ponownie poczuła ogromny ból, a rany
powiększyły się znacznie. Zdusiła w sobie krzyk i momentalnie zaprzestała tej
czynności. ‘Co jest? Co się ze mną dzieje???’ ta myśl krążyła jej teraz w
głowie. Była przerażona.
- Wracam do domu. Opatrzę to
tradycyjną metodą… - mruknęła i czym prędzej pobiegła w stronę swojej
posiadłości.
***
Naruto wcinał już dziesiątą miskę
ramen, podczas gdy on kończył dopiero pierwszą. Hinata wraz z Ino zacięcie o
czymś rozprawiały. Zapanowała chwila ciszy. Sasuke był przyzwyczajony do
otoczenia pozbawionego natłoku ludzkich myśli wypowiadanych na głos. Ale w tym
momencie czuł, że milczenie jest nie na miejscu. Zwłaszcza pomiędzy starymi
przyjaciółmi.
- Ostatnia rzecz jakiej bym się
spodziewała to twój powrót, Sasuke. – odezwała się Ino. Spojrzał na nią i
uśmiechnął się pod nosem.
- Uwierz mi lub nie, ale ja tak
uważam tak samo. – wszyscy zaśmiali się. Czarnowłosy mniej wylewnie, ale
jednak. To już były jakieś postępy.
- Sakury nie udało się wyciągnąć,
prawda? – Hinata bardziej stwierdziła niż zapytała. Jednak maleńka iskierka
nadziei tląca się w jej sercu kazała nadać temu stwierdzeniu pytającego
zabarwienia.
- Nie. Zareagowała tak samo jak
zawsze. Była apatyczna i bezbarwna. Tak jakby każdego dnia spływał z niej
kolejny kolor. – zasmucił się blondyn. Sasuke zastanowił się. Z każdą chwilą
widział w niej samego siebie. I z każdą chwilą coraz mniej mu się to podobało.
Musiał coś z tym zrobić. Przez swoje rozmyślania nie zauważył gdy dosiadł się
do nich Sai. Ino momentalnie przycichła, Hinata zachichotała, a Naruto zamówił
jedenastą porcję ramen. Innymi słowy: już wiedział co się kroi.
- Jeny! Na śmierć zapomniałam!
Miałam iść do Sakury z wynikami badań drużyny ANBU i Kiby. Lecę. Miłej zabawy.
– powiedziała i zerwała się do biegu. Puściła jeszcze perskie oczko do Saia i
już jej nie było widać.
- A jak tam odbudowa twojej
posiadłości rodowej? – zapytała Hinata odwracając uwagę czarnookiego od
znikającej już Ino.
- Prace idą powoli. Okazało się, że
wszystko jest do wymiany. Czeka mnie gruntowny remont. Wymiana wszystkich
instalacji, malowanie i tak dalej… - odpowiedział, bawiąc się pałeczkami.
- A to oznacza, że jeszcze przez
długi okres czasu pomieszkasz u Sakury. – granatowo włosa mrugnęła
porozumiewawczo do Sasuke, a ten zarumienił się lekko.
- Hinatka! – skarcił ją roześmiany
Naruciak. Sasuke patrząc na tę dwójkę zastanawiał się nad swoją głupotą w
momencie opuszczania wioski. Jak mógł zostawić tak wspaniałych przyjaciół. Sam
po sobie widział jak diametralnie się zmienił. Tęsknił za nimi. Jak szalony.
Musiał nadrobić stracony czas. Po prostu musiał.
***
Na horyzoncie jawił się jej obraz
rodowej posiadłości młodej Haruno. Przyspieszyła lekko kroku. Miała przecież
pilne dokumenty do dostarczenia. Sumiennie i starannie wykonywała powierzone jej
zadania. Była podwładną surowej ordynator. Sakura nie była pobłażliwa dla
nikogo, a zwłaszcza dla przyjaciół. Nie chciała aby ktoś posądził ją o
stronniczość. Albo co gorsza o dobre serce. Nie rozumiała. Przecież zielonooka
miała serce ze złota. Kochała dzieci, wszyscy byli jej przyjaciółmi. Uwielbiała
przyrodę i cieszyła się szczęściem innych. Gdzie to zniknęło? Miała wrażenie,
że Uchiha odchodząc z wioski zabrał ze sobą tę najpiękniejszą część jej duszy.
Jednak pod pokrywką dostarczenia dokumentacji kryła się chęć sprawdzenia czy
wszystko jest w porządku. Każdego dnia została wysyłana osoba z ich paczki pod
byle jakim pretekstem aby tylko zobaczyć jak miewa się różowowłosa i czy jakoś
się trzyma.
Widok, który zobaczyła wcale nie
napawał jej spokojem. Ostatni kawałek dystansu przebyła biegiem. Szybko
pokonała schody pod drzwi wejściowe i zapukała donośnie.
- Sakura! – krzyknęła. Nikt jednak
nie odpowiadał. Obejrzała się za siebie. Na ścieżce prowadzącej od furtki aż
pod wejście w słońcu skrzyła się smuga jakiejś czarnej, bliżej
niezidentyfikowanej mazi. Na drewnie przed nią widniały ślady dłoni, które
chaotycznie próbowały dostać się do środka. Poważnie zaniepokojona Ino zapukała
ponownie. Tym razem drzwi same z siebie ustąpiły. Niebieskooka niepewnie
zajrzała do środka.
Okna były pozasłaniane przez grube
kotary odcinające dopływ światła do całego pomieszczenia. Wszędzie panował,
nieprzyjazny dla wyobraźni, mrok. Opuściła wzrok na podłogę. Smugi, które tam
ujrzała opowiadały dalszą część historii. Świadczyły o agonicznych zmaganiach
się z niebotycznym bólem władającym właścicielem tychże mazistych poszlak. Oczy
momentalnie jej się zaszkliły, a umysł tworzył coraz to czarniejsze
scenariusze. Niepewnie weszła do środka. Podłoga zaskrzypiała ostrzegawczo.
Jakby wszystko w tym domu nie było przeznaczone dla jej oczu. Mimo
nieprzyjaznych myśli weszła dalej.
- Sakura! – krzyknęła jeszcze
głośniej. Coś na piętrze stuknęło w podłogę.
Dyskretnie wyjęła z kabury kunai i
podeszła pod schody. Już miała zawołać ponownie, gdy coś z głośnym łoskotem
upadło na podłogę. Tłukło się niemiłosiernie zwalając przy tym jakąś szklaną
rzecz, która rozbiła się na milion kawałeczków. Wszystko to tworzyło kakofonię
dźwięków w niemiły sposób oddziałującą na wyobraźnię. Nie myśląc wbiegła na
górę i szybko znalazła się w pokoju Sakury. To co ujrzała przeszło
najmroczniejsze wyobrażenia dotyczące tych odgłosów. Cały pokój był rozwalony.
Pościel rozpirzona fruwała po całym pokoju. Ciężkie bordowe kotary wisiały jak
samobójcy na stryczkach; ostatkiem sił trzymały się na karniszach, poszarpane,
jakby dziki i wygłodzony kot wpadł tutaj i postanowił najeść się tym co
znajdzie. Materac dosłownie oszkalowany. Ramy mebla połamane, a na podłodze
głębokie żłobienia. Całą tą apokalipsę łączyło jedno: tajemnicza czarna maź,
która niekiedy przypomina…
- O zgrozo! Krew! – wrzasnęła
blondynka. W tym momencie coś z impetem uderzyło w drzwi prowadzące do
łazienki. Odwróciła się w ich stronę. W tym samym czasie ponownie coś na nie
naparło. Cofnęła się o krok. Drzwi wypadły z futryny. Blondynka ujrzała
najpierw burzę różowych włosów, a potem napotkała obłąkane spojrzenie
szmaragdowych tęczówek.
- Idź… po… Naruto… - zdążyła jedynie
wyjąkać Sakura. Tylko przez ten moment jej oczy wyrażały przerażenie. Chwilę
potem ponownie błądziły nieprzytomnie po pomieszczeniu w poszukiwaniu ofiary.
Wybiegła z domu i puściła się pędem w kierunku Ichiraku Ramen. Łzy ciekły jej
po policzkach zamazując drogę, którą biegła.
***
Nadal nie umiał pojąć jak Naruto
mieści kolejne miski ramen. Hinata śmiała się po cichutku, a Sai wpatrywał się
w to z pełnym politowania wzrokiem. Zaśmiał się cicho. Był w szampańskim
nastroju. Do pełni szczęścia brakuje tylko tego pełnego życia spojrzenia
soczyście zielonych oczu. Znudzony widokiem obżerającego się Naruto obrócił się
w stronę wioski. Wyostrzył swój wzrok. Na horyzoncie ujrzał zbliżającą się w
zastraszającym tempie postać.
- Ino… - wyszeptał. Wreszcie
dobiegła.
- Na..Naru…Naruto… - wydyszała.
Wszyscy zamilkli.
- Ino, co się stało? – zaśmiał się
blondyn, ale mina niebieskookiej nie świadczyła o niczym dobrym.
- Sakura… ona… szybko… - ledwie
wypowiedziała te słowa, zawróciła i pędem rzuciła się w powrotną drogę do domu
Haruno. Uzumaki i Hyuuga również. Sasuke siedział chwilę oniemiały. Strach
sparaliżował jego ciało. Strach?! Nieustraszony Uchiha Mściciel bał się? O tak!
Bezgranicznie.
Zerwał się z miejsca i dogonił
przyjaciół. Ino wbiegła do domu i od razu udała się na piętro, resztę jednak
zatrzymał na chwilę ogrom strat spowodowany przez nieznanego sprawcę. Chwilę
potem ocucił ich wrzask blondynki. Momentalnie pobiegli na górę. Weszli do
sypialni. Przez chwilę ich oczy przyzwyczajały się do mroku panującego w
pomieszczeniu. Jednak w pokoju nie było nikogo. Za to z łazienki obok
dochodziły bliżej niezidentyfikowane dźwięki. Weszli do środka. Płytki były
popękane, a lustro stłuczone na kilka kawałeczków. Gdzieniegdzie biała glazura
była poznaczona czarnymi i szkarłatnymi szramami. Gdy chcieli wejść dalej, Ino
zatrzymała ich ręką. Trzęsącą się dłonią wskazała na kulącą się w najdalszym
kącie postać.
- Sakura… - powiedział Naruto, ale
postać nawet nie drgnęła.
- Spójrz na mnie, proszę… - jego
głos był drżący i troskliwy. Usłyszeli gardłowe warczenie, a burza różowych
włosów poruszyła się gwałtownie. Wszyscy ustawili się w pozycji do ataku.
Jedynie Uzumaki stał i delikatnie wypowiadał imię Sakury.
- Nie nazywaj mnie tak, Jinchuriki*
Kyūbi no Yōko**. – cała łazienka zadrżała pod wpływem dźwięku, który wydobył
się z ust zielonookiej. Zdawało się, jakby kilka basowych głosów nałożyło się
na siebie tworząc trójwymiarowy, spotęgowany efekt. Sam Sasuke aż się cofnął.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Sakurą?
– zapytał wściekły Naruto. Skulona postać zatrzęsła się. Zapewne ze śmiechu,
jednak to, co usłyszeli, śmiechu nie przypominało. Raczej odgłos cięcia blachy
i jeżdżenia gwoździami o szybę. Skrzywili się.
- Spójrz mi w oczy, Uzumaki Naruto…
i Ty także, Uchiha Sasuke. Dokładnie mi się przyjrzyjcie. – warknął, a oni jak
na rozkaz popatrzyli w oczy Sakury. Szok ogarnął ich ciała. Jej tęczówki…
Wyglądały jak rinnegan pomieszane z sharingan. Kręgi w tęczówce stanowiły
podobieństwo do pierwszych więzów krwi, zaś łezka w środku do drugich. Ale
tylko jedna.
- Nacieszcie się nią jeszcze. –
powiedziawszy to, Sakura wydała z siebie serię jęków i opadła na podłogę.
Pierwszy podbiegł do niej Sasuke.
Przyklęknął i położył ją sobie na kolanach. Jej twarz była poraniona, jakby
rzuciło się na nią coś z, ostrymi jak brzytwa, pazurami. Włosy potargane, a na
ramionach, które fantazyjne fale okalały, widoczne były liczne ślady ran…
kłutych? Paznokci prawie w ogóle nie miała. Z palców ściekała bordowo-czarna
krew. Już wiedzieli skąd te czarne ślady w całym domu.
- Hinata, wezwij Kakashiego. Ino,
przydasz się z umiejętnościami medycznymi. Sasuke, zanieś ją na jakieś całe
łóżko. – Naruto wydawał komendy. Przez umysł młodego Uchihy przewinęła się
myśl, że Uzumaki wiele się zmienił. Stał się dojrzalszy i odpowiedzialniejszy.
Szybko jednak jego troski ponownie owinęły się wokół tej kruchej, bezbronnej
istotki leżącej w jego ramionach. Niewiele myśląc pobiegł w poszukiwaniu całego
łóżka. Gdy takowe znalazł, ułożył ją delikatnie na pościeli. Odgarnął bajeczne
włosy z twarzy. Zapatrzył się w jej spokojną, poharataną twarz.
Po chwili do pokoju wparowała Ino.
Niosła miskę z wodą, kilka ręczników i jakieś pudełko, zapewne z lekami.
- Przemyj jej twarz i ręce. Zwiąż
także włosy. Ja za moment przyjdę. – Sasuke jakby poznawał ją od nowa. Dawna
Yamanaka gdzieś zniknęła, wyparowała. Jej miejsce zajęła nowa. Miła, spokojna,
stabilna uczuciowo, emocjonalnie dorosła kobieta, która nareszcie widziała
dalsze horyzonty, sięgające wyżej i dalej niż osoba młodego Uchihy. Cieszyło go
to.
Hinata także się zmieniła. Stała się
śmielsza. Bardziej rozrywkowa. Wzięła życie w swoje ręce. Rozluźniła się
bardziej. Inna osoba. Jedynie Haruno owinęła się w kokon z żelaza, marmuru,
ołowiu, lodu, cegieł i, Jashin jeszcze wie, z czego. Skończył przemywać jej
ramiona. Związał jej włosy kawałkiem materiału. Namoczył czysty ręcznik i
powoli obmywał jej czoło, badając przy okazji rysy jej twarzy. Następnie powoli
zjechał na policzki. Potem broda i lekko zadarty nos. Odłożył materiał i
spojrzał na anielskie lica kobiety. Nie mógł się powstrzymać i opuszkami palców
powoli wodził po rysach Sakury. Miała tak delikatną i miękką w dotyku skórę.
Chwilę zapomnienia przerwała wchodząca do pokoju Ino.
- Przesuń się trochę. – powiedziała
do Uchihy, który natychmiast wykonał jej polecenie. Patrzył, jak blondynka
kumuluje w dłoniach zieloną chakrę i przykłada do ran. Znał ten proces. Wiele
razy widział jak wykonują go inny. Rany w mgnieniu oka goiły się i nie
pozostawała po nich nawet blizna. U Sakury nie szło najlepiej.
- Co jest? – poruszył się
zdenerwowany Sasuke, a swoim wzrokiem przeskakiwał z niebieskookiej na
przedramiona różowowłosej.
- Coś poważnie zainfekowało jej
rany. To coś blokuje leczniczą chakrę. Nie mogę jej uleczyć. Moje działania
tylko powiększają jej obrażenia. – szepnęła Ino. Sasuke znieruchomiał.
- Tylko Tsunade wiedziałaby co
robić. Ewentualnie Sakura. – mruknęła zdenerwowana kobieta.
- Sakura nie da rady, a Tsunade nie
ma. - powiedział spadkobierca sharingan.
- No właśnie… - zaskomlała
blondynka.
Autor: .romantyczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz