wtorek, 30 października 2012

Rozdział 6


Biegła przez las. Miała nie dopuścić aby wspomnienia zalały ją na nowo powodując kolejne fale bólu, które przez te lata umiejętnie w sobie tłumiła. Na szczęście nie wygadała się przy Naruto… Ani co gorsza przy Sasuke. On był ostatnią osobą, której powiedziałaby co ją trapi. Najlepszym sposobem na odreagowanie był wycieńczający trening, podczas którego jedyną myślą, jaka zaprzątałaby głowę, było by pragnienie butelki wody i kawałka suchego chleba. Tak też postanowiła zrobić.
Dobiegła na pole treningowe numer 11. Porozciągała się chwilę, ale nie chciała marnować czasu na jakieś nic nie znaczące ćwiczenia. Skumulowała chakrę w prawej dłoni, zacisnęła ją w pięść i uderzyła z całej siły w ziemię, tworząc ogromny krater. W momencie zapadania się gleby, wyskoczyła w górę. Spadając zamortyzowała upadek wykonując salto w momencie zetknięcia z ziemią. Pierwsze kropelki potu pojawiły się na jej czole. Otarła je wierzchem dłoni. Ponownie jej umysł zalała potężna fala wspomnień związanych z dawną drużyną siódmą.
"- Głąbie! Mówiłem Ci, że masz go zajść z lewej, a nie z prawej. – ofuknął Naruto Sasuke. Blondyn natychmiast się zbulwersował. Jednak nie zdołał nic powiedzieć, bo ich kłótnię przerwał mistrz Kakashi.
- Gdyby ktoś na poważnie porwał Sakurę, już byłaby martwa przez te wasze kłótnie. – powiedział najspokojniej w świecie. Chłopcy spojrzeli po sobie, a następnie na mnie przywiązaną do drzewa.
- Ona nawet nie musi udawać ofiary. Jest nią na co dzień. – mruknął spadkobierca sharingan. Blondyn obruszył się na to stwierdzenie.
- Zamknij się! Dlaczego tak o niej mówisz? To nasza przyjaciółka… - warknął w jego stronę.
- To nie zmienia faktu, że jest beznadziejna i na dodatek irytująca. Nie wspomnę już o tym, że nic nie potrafi zrobić sama. Jest po prostu słaba… - rzucił beznamiętnie. Widziałam jak lisek zaciska pięści.
- Jest irytująca i nie cierpię jej. Po co w ogóle jest z nami w drużynie. Zawsze sprawia same kłopoty i trzeba ją ratować… - prychnął. Nie wytrzymałam. Zacisnęłam dłonie w pięści i napięłam wszystkie mięśnie w sowim ciele. Usłyszałam trzask łamiącego się drzewa. W moje plecy powbijało się z milion drzazg. Z ran popłynęła gorąca krew. Spojrzeli na mnie przerażeni. W moich oczach szkliły się łzy, a z opuszczonych wzdłuż ciała rąk spływała szkarłatna ciecz. Wszyscy wpatrywali się we mnie, ale mój wzrok utkwiony był w Sasuke. Zagryzłam wargi i zrobiłam krok w tył.
-Za kogo się uważasz, skoro tak o mnie mówisz? Potrafisz tylko ranić. Masz rację. Nie wiem po co jestem z wami w drużynie. – wysyczałam. Odwróciłam się na pięcie i puściłam się biegiem w głąb lasu. Nie zważałam na ich nawoływania. Może dlatego, że tylko dwoje z nich mnie wołało. Ten trzeci milczał…"
To wspomnienie owładnęło nią doszczętnie. Zagryzła wargi. Dreszcze przebiegały po jej plecach. Rozjuszona uderzyła pięścią w najbliższe drzewo. IRYTUJĄCA… Kolejne uderzenie. SŁABA…Zwaliła kolejne drzewo. OFIARA… Ostatnie uderzenie, które miało sygnalizować słaby poziom chakry. Jednak stało się coś dziwnego.
Jej dłonie zaczęła oplatać dziwna poświata. Chakra Sakury zmieniła kolor z niebieskiego w czarny. Powoli pochłaniała jej palce, nadgarstki. Potem przeguby i przedramiona. Nie była wstanie powstrzymać jej. Czuła jakby jej kości wypalał żrący kwas. Przeszywający ból ogarnął, spowite przez nieznaną siłę, części ciała. Krew wypływająca z ran po treningu zmieniła zabarwienie ze szkarłatnej w czarną. Sakura z przerażeniem patrzyła na to, co działo się z jej ciałem. Ciecz wypływająca z jej ciała wypalała dziury w trawie. W momencie, gdy jej umysł opuściła nienawiść i chęć mordu, a zastąpił je strach i rozpacz, tajemnicza chakra zaczęła się cofać.
Kiedy zniknęła już całkowicie, różowowłosą opanowało ogromne zmęczenie. Postanowiła uleczyć swoje rany, zanim wróci do domu. Chciała uniknąć zbędnych pytań, na które i tak nie odpowiedziałaby. Skumulowała w dłoni leczniczą chakrę. Nie była ona jednak cała zielona. W niektórych miejscach była ona czarna, ale zielonooka nie zauważyła tego. Gdy przystępowała do leczenia, zamiast ulgi i przyjemnego mrowienia, jak to zawsze towarzyszyło regeneracji, ponownie poczuła ogromny ból, a rany powiększyły się znacznie. Zdusiła w sobie krzyk i momentalnie zaprzestała tej czynności. ‘Co jest? Co się ze mną dzieje???’ ta myśl krążyła jej teraz w głowie. Była przerażona.
- Wracam do domu. Opatrzę to tradycyjną metodą… - mruknęła i czym prędzej pobiegła w stronę swojej posiadłości.
***
Naruto wcinał już dziesiątą miskę ramen, podczas gdy on kończył dopiero pierwszą. Hinata wraz z Ino zacięcie o czymś rozprawiały. Zapanowała chwila ciszy. Sasuke był przyzwyczajony do otoczenia pozbawionego natłoku ludzkich myśli wypowiadanych na głos. Ale w tym momencie czuł, że milczenie jest nie na miejscu. Zwłaszcza pomiędzy starymi przyjaciółmi.
- Ostatnia rzecz jakiej bym się spodziewała to twój powrót, Sasuke. – odezwała się Ino. Spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem.
- Uwierz mi lub nie, ale ja tak uważam tak samo. – wszyscy zaśmiali się. Czarnowłosy mniej wylewnie, ale jednak. To już były jakieś postępy.
- Sakury nie udało się wyciągnąć, prawda? – Hinata bardziej stwierdziła niż zapytała. Jednak maleńka iskierka nadziei tląca się w jej sercu kazała nadać temu stwierdzeniu pytającego zabarwienia.
- Nie. Zareagowała tak samo jak zawsze. Była apatyczna i bezbarwna. Tak jakby każdego dnia spływał z niej kolejny kolor. – zasmucił się blondyn. Sasuke zastanowił się. Z każdą chwilą widział w niej samego siebie. I z każdą chwilą coraz mniej mu się to podobało. Musiał coś z tym zrobić. Przez swoje rozmyślania nie zauważył gdy dosiadł się do nich Sai. Ino momentalnie przycichła, Hinata zachichotała, a Naruto zamówił jedenastą porcję ramen. Innymi słowy: już wiedział co się kroi.
- Jeny! Na śmierć zapomniałam! Miałam iść do Sakury z wynikami badań drużyny ANBU i Kiby. Lecę. Miłej zabawy. – powiedziała i zerwała się do biegu. Puściła jeszcze perskie oczko do Saia i już jej nie było widać.
- A jak tam odbudowa twojej posiadłości rodowej? – zapytała Hinata odwracając uwagę czarnookiego od znikającej już Ino.
- Prace idą powoli. Okazało się, że wszystko jest do wymiany. Czeka mnie gruntowny remont. Wymiana wszystkich instalacji, malowanie i tak dalej… - odpowiedział, bawiąc się pałeczkami.
- A to oznacza, że jeszcze przez długi okres czasu pomieszkasz u Sakury. – granatowo włosa mrugnęła porozumiewawczo do Sasuke, a ten zarumienił się lekko.
- Hinatka! – skarcił ją roześmiany Naruciak. Sasuke patrząc na tę dwójkę zastanawiał się nad swoją głupotą w momencie opuszczania wioski. Jak mógł zostawić tak wspaniałych przyjaciół. Sam po sobie widział jak diametralnie się zmienił. Tęsknił za nimi. Jak szalony. Musiał nadrobić stracony czas. Po prostu musiał.
***
Na horyzoncie jawił się jej obraz rodowej posiadłości młodej Haruno. Przyspieszyła lekko kroku. Miała przecież pilne dokumenty do dostarczenia. Sumiennie i starannie wykonywała powierzone jej zadania. Była podwładną surowej ordynator. Sakura nie była pobłażliwa dla nikogo, a zwłaszcza dla przyjaciół. Nie chciała aby ktoś posądził ją o stronniczość. Albo co gorsza o dobre serce. Nie rozumiała. Przecież zielonooka miała serce ze złota. Kochała dzieci, wszyscy byli jej przyjaciółmi. Uwielbiała przyrodę i cieszyła się szczęściem innych. Gdzie to zniknęło? Miała wrażenie, że Uchiha odchodząc z wioski zabrał ze sobą tę najpiękniejszą część jej duszy. Jednak pod pokrywką dostarczenia dokumentacji kryła się chęć sprawdzenia czy wszystko jest w porządku. Każdego dnia została wysyłana osoba z ich paczki pod byle jakim pretekstem aby tylko zobaczyć jak miewa się różowowłosa i czy jakoś się trzyma.
Widok, który zobaczyła wcale nie napawał jej spokojem. Ostatni kawałek dystansu przebyła biegiem. Szybko pokonała schody pod drzwi wejściowe i zapukała donośnie.
- Sakura! – krzyknęła. Nikt jednak nie odpowiadał. Obejrzała się za siebie. Na ścieżce prowadzącej od furtki aż pod wejście w słońcu skrzyła się smuga jakiejś czarnej, bliżej niezidentyfikowanej mazi. Na drewnie przed nią widniały ślady dłoni, które chaotycznie próbowały dostać się do środka. Poważnie zaniepokojona Ino zapukała ponownie. Tym razem drzwi same z siebie ustąpiły. Niebieskooka niepewnie zajrzała do środka.
Okna były pozasłaniane przez grube kotary odcinające dopływ światła do całego pomieszczenia. Wszędzie panował, nieprzyjazny dla wyobraźni, mrok. Opuściła wzrok na podłogę. Smugi, które tam ujrzała opowiadały dalszą część historii. Świadczyły o agonicznych zmaganiach się z niebotycznym bólem władającym właścicielem tychże mazistych poszlak. Oczy momentalnie jej się zaszkliły, a umysł tworzył coraz to czarniejsze scenariusze. Niepewnie weszła do środka. Podłoga zaskrzypiała ostrzegawczo. Jakby wszystko w tym domu nie było przeznaczone dla jej oczu. Mimo nieprzyjaznych myśli weszła dalej.
- Sakura! – krzyknęła jeszcze głośniej. Coś na piętrze stuknęło w podłogę.
Dyskretnie wyjęła z kabury kunai i podeszła pod schody. Już miała zawołać ponownie, gdy coś z głośnym łoskotem upadło na podłogę. Tłukło się niemiłosiernie zwalając przy tym jakąś szklaną rzecz, która rozbiła się na milion kawałeczków. Wszystko to tworzyło kakofonię dźwięków w niemiły sposób oddziałującą na wyobraźnię. Nie myśląc wbiegła na górę i szybko znalazła się w pokoju Sakury. To co ujrzała przeszło najmroczniejsze wyobrażenia dotyczące tych odgłosów. Cały pokój był rozwalony. Pościel rozpirzona fruwała po całym pokoju. Ciężkie bordowe kotary wisiały jak samobójcy na stryczkach; ostatkiem sił trzymały się na karniszach, poszarpane, jakby dziki i wygłodzony kot wpadł tutaj i postanowił najeść się tym co znajdzie. Materac dosłownie oszkalowany. Ramy mebla połamane, a na podłodze głębokie żłobienia. Całą tą apokalipsę łączyło jedno: tajemnicza czarna maź, która niekiedy przypomina…
- O zgrozo! Krew! – wrzasnęła blondynka. W tym momencie coś z impetem uderzyło w drzwi prowadzące do łazienki. Odwróciła się w ich stronę. W tym samym czasie ponownie coś na nie naparło. Cofnęła się o krok. Drzwi wypadły z futryny. Blondynka ujrzała najpierw burzę różowych włosów, a potem napotkała obłąkane spojrzenie szmaragdowych tęczówek.
- Idź… po… Naruto… - zdążyła jedynie wyjąkać Sakura. Tylko przez ten moment jej oczy wyrażały przerażenie. Chwilę potem ponownie błądziły nieprzytomnie po pomieszczeniu w poszukiwaniu ofiary. Wybiegła z domu i puściła się pędem w kierunku Ichiraku Ramen. Łzy ciekły jej po policzkach zamazując drogę, którą biegła.
***
Nadal nie umiał pojąć jak Naruto mieści kolejne miski ramen. Hinata śmiała się po cichutku, a Sai wpatrywał się w to z pełnym politowania wzrokiem. Zaśmiał się cicho. Był w szampańskim nastroju. Do pełni szczęścia brakuje tylko tego pełnego życia spojrzenia soczyście zielonych oczu. Znudzony widokiem obżerającego się Naruto obrócił się w stronę wioski. Wyostrzył swój wzrok. Na horyzoncie ujrzał zbliżającą się w zastraszającym tempie postać.
- Ino… - wyszeptał. Wreszcie dobiegła.
- Na..Naru…Naruto… - wydyszała. Wszyscy zamilkli.
- Ino, co się stało? – zaśmiał się blondyn, ale mina niebieskookiej nie świadczyła o niczym dobrym.
- Sakura… ona… szybko… - ledwie wypowiedziała te słowa, zawróciła i pędem rzuciła się w powrotną drogę do domu Haruno. Uzumaki i Hyuuga również. Sasuke siedział chwilę oniemiały. Strach sparaliżował jego ciało. Strach?! Nieustraszony Uchiha Mściciel bał się? O tak! Bezgranicznie.
Zerwał się z miejsca i dogonił przyjaciół. Ino wbiegła do domu i od razu udała się na piętro, resztę jednak zatrzymał na chwilę ogrom strat spowodowany przez nieznanego sprawcę. Chwilę potem ocucił ich wrzask blondynki. Momentalnie pobiegli na górę. Weszli do sypialni. Przez chwilę ich oczy przyzwyczajały się do mroku panującego w pomieszczeniu. Jednak w pokoju nie było nikogo. Za to z łazienki obok dochodziły bliżej niezidentyfikowane dźwięki. Weszli do środka. Płytki były popękane, a lustro stłuczone na kilka kawałeczków. Gdzieniegdzie biała glazura była poznaczona czarnymi i szkarłatnymi szramami. Gdy chcieli wejść dalej, Ino zatrzymała ich ręką. Trzęsącą się dłonią wskazała na kulącą się w najdalszym kącie postać.
- Sakura… - powiedział Naruto, ale postać nawet nie drgnęła.
- Spójrz na mnie, proszę… - jego głos był drżący i troskliwy. Usłyszeli gardłowe warczenie, a burza różowych włosów poruszyła się gwałtownie. Wszyscy ustawili się w pozycji do ataku. Jedynie Uzumaki stał i delikatnie wypowiadał imię Sakury.
- Nie nazywaj mnie tak, Jinchuriki* Kyūbi no Yōko**. – cała łazienka zadrżała pod wpływem dźwięku, który wydobył się z ust zielonookiej. Zdawało się, jakby kilka basowych głosów nałożyło się na siebie tworząc trójwymiarowy, spotęgowany efekt. Sam Sasuke aż się cofnął.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Sakurą? – zapytał wściekły Naruto. Skulona postać zatrzęsła się. Zapewne ze śmiechu, jednak to, co usłyszeli, śmiechu nie przypominało. Raczej odgłos cięcia blachy i jeżdżenia gwoździami o szybę. Skrzywili się.
- Spójrz mi w oczy, Uzumaki Naruto… i Ty także, Uchiha Sasuke. Dokładnie mi się przyjrzyjcie. – warknął, a oni jak na rozkaz popatrzyli w oczy Sakury. Szok ogarnął ich ciała. Jej tęczówki… Wyglądały jak rinnegan pomieszane z sharingan. Kręgi w tęczówce stanowiły podobieństwo do pierwszych więzów krwi, zaś łezka w środku do drugich. Ale tylko jedna.
- Nacieszcie się nią jeszcze. – powiedziawszy to, Sakura wydała z siebie serię jęków i opadła na podłogę.
Pierwszy podbiegł do niej Sasuke. Przyklęknął i położył ją sobie na kolanach. Jej twarz była poraniona, jakby rzuciło się na nią coś z, ostrymi jak brzytwa, pazurami. Włosy potargane, a na ramionach, które fantazyjne fale okalały, widoczne były liczne ślady ran… kłutych? Paznokci prawie w ogóle nie miała. Z palców ściekała bordowo-czarna krew. Już wiedzieli skąd te czarne ślady w całym domu.
- Hinata, wezwij Kakashiego. Ino, przydasz się z umiejętnościami medycznymi. Sasuke, zanieś ją na jakieś całe łóżko. – Naruto wydawał komendy. Przez umysł młodego Uchihy przewinęła się myśl, że Uzumaki wiele się zmienił. Stał się dojrzalszy i odpowiedzialniejszy. Szybko jednak jego troski ponownie owinęły się wokół tej kruchej, bezbronnej istotki leżącej w jego ramionach. Niewiele myśląc pobiegł w poszukiwaniu całego łóżka. Gdy takowe znalazł, ułożył ją delikatnie na pościeli. Odgarnął bajeczne włosy z twarzy. Zapatrzył się w jej spokojną, poharataną twarz.
Po chwili do pokoju wparowała Ino. Niosła miskę z wodą, kilka ręczników i jakieś pudełko, zapewne z lekami.
- Przemyj jej twarz i ręce. Zwiąż także włosy. Ja za moment przyjdę. – Sasuke jakby poznawał ją od nowa. Dawna Yamanaka gdzieś zniknęła, wyparowała. Jej miejsce zajęła nowa. Miła, spokojna, stabilna uczuciowo, emocjonalnie dorosła kobieta, która nareszcie widziała dalsze horyzonty, sięgające wyżej i dalej niż osoba młodego Uchihy. Cieszyło go to.
Hinata także się zmieniła. Stała się śmielsza. Bardziej rozrywkowa. Wzięła życie w swoje ręce. Rozluźniła się bardziej. Inna osoba. Jedynie Haruno owinęła się w kokon z żelaza, marmuru, ołowiu, lodu, cegieł i, Jashin jeszcze wie, z czego. Skończył przemywać jej ramiona. Związał jej włosy kawałkiem materiału. Namoczył czysty ręcznik i powoli obmywał jej czoło, badając przy okazji rysy jej twarzy. Następnie powoli zjechał na policzki. Potem broda i lekko zadarty nos. Odłożył materiał i spojrzał na anielskie lica kobiety. Nie mógł się powstrzymać i opuszkami palców powoli wodził po rysach Sakury. Miała tak delikatną i miękką w dotyku skórę. Chwilę zapomnienia przerwała wchodząca do pokoju Ino.
- Przesuń się trochę. – powiedziała do Uchihy, który natychmiast wykonał jej polecenie. Patrzył, jak blondynka kumuluje w dłoniach zieloną chakrę i przykłada do ran. Znał ten proces. Wiele razy widział jak wykonują go inny. Rany w mgnieniu oka goiły się i nie pozostawała po nich nawet blizna. U Sakury nie szło najlepiej.
- Co jest? – poruszył się zdenerwowany Sasuke, a swoim wzrokiem przeskakiwał z niebieskookiej na przedramiona różowowłosej.
- Coś poważnie zainfekowało jej rany. To coś blokuje leczniczą chakrę. Nie mogę jej uleczyć. Moje działania tylko powiększają jej obrażenia. – szepnęła Ino. Sasuke znieruchomiał.
- Tylko Tsunade wiedziałaby co robić. Ewentualnie Sakura. – mruknęła zdenerwowana kobieta.
- Sakura nie da rady, a Tsunade nie ma. - powiedział spadkobierca sharingan.
- No właśnie… - zaskomlała blondynka.

Autor: .romantyczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz