wtorek, 30 października 2012

Rozdział 7

To była istna katorga. Wszystkie mięśnie miałam obolałe. Powieki ciążyły mi jak płyty ołowiane, których nic nie było wstanie udźwignąć. Oddech miałam płytki i świszczący, jakbym przebiegła kilkukilometrowy dystans. A najgorszy był fakt, że miałam w sobie coś obcego, co definitywnie i całkowicie miało w tym momencie kontrolę nad moim ciałem. Niemal czułam przepływającą chakrę przez wszystkie kanaliki w moim organizmie. To coś sterowało moimi czynnościami życiowymi. Ten fakt nie byłby tak przerażający, gdyby nie świadomość, że nic z tym nie dam rady zrobić, bo… O ironio, jestem za słaba. W pewnych momentach miałam wrażenie, że tajemnicza istota chciała ze mną porozmawiać, ale ja broniłam się przed tym zaciekle, chociaż wiedziałam, że odwlekam nieuniknione. To coś bawiło się ze mną. Dawało mi pozorną przewagę, ale jakby chciało, to zmusiłoby mnie to czegokolwiek by zechciało. Podświadomie zebrałam kilka ważnych informacji, które po przebudzeniu, jeżeli takowe kiedykolwiek nastąpi, musiałam sprawdzić. Chcę wiedzieć o przeciwniku wszystko, abym mogła go pokonać.
Moją uwagę od tajemniczej postaci idealnie odwracała konwersacja pomiędzy otaczającymi mnie ludźmi. Oczywiście, dotyczyła ona mojej osoby. Słyszałam. Jednak nawet w momentach, gdy moi przyjaciele szeptali między sobą, lub rzucali mi ukradkowe spojrzenia podczas krótkich wymian zdań, to choćby nie wiem, jak się starali, ja i tak wiedziałam o kim debatowali. Proste. O mnie. Chociaż może jestem zbyt wielką egocentryczką myśląc, że ich życie kręci się tylko i wyłącznie wokół mojej osoby? Sama nie wiem. Jedną rzecz przyznaję. Z trudem, ale jednak. Tęsknię za Tsunade. Ona potrafiła rozwiać wątpliwości, odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania, uczyła mnie wszystkiego, co sama umiała. Nie czułam się wtedy taka zagubiona.
Może na tym polega wejście w dorosłość? Na gubieniu się we własnym życiu. Na ciągłym poszukiwaniu odpowiedzi na pytania coraz to nowsze i bardziej zatruwające radość, którą czerpiemy z codziennych czynności. Ale ja nie wiem na czym polega ten proces. Nie wiem, bo w pewnym momencie zabrakło przy mnie kogokolwiek, kto mógłby mnie wprowadzić w te tajniki. Kto wspierałby mnie w tym okresie.
Zastanawiam się, gdzie byli moi rodzice. Gdzie oni w ogóle są? Czuję taką wielką pustkę w sercu, w miejscu, w którym powinni być oni.
Wiem, co się z nimi stało.
Ten głos… Ten sam, który słyszałam, gdy wróciłam z treningu. Taki basowy i jakby powielający się nakładając na siebie poszczególne partie dźwięku. Wzdrygnęłam się…
***
Nadal nie wiedzieli, co się z nią działo. Nadal nie dawała znaku życia.
- Tak to jest, jak się jej nie pilnuje. Gdybym był przy niej, to może nic by się nie stało. Może jakoś bym zapobiegł, coś zdziałał… - przerwał mu gwałtownie.
- Zapobiegł czemu, Naruto?! Jeżeli wiesz, co się tam stało, to powiedz. Teraz jej pomóż. – Sasuke warknął zirytowany. Przeczesał swoje hebanowe włosy i spojrzał na nieprzytomną Sakurę. Cały czas zastanawiał się intensywnie, dlaczego tak strasznie zależy mu na bezpieczeństwie nie tylko jej, ale także wszystkich jego przyjaciół i wioski. Gdy nie odnalazł sensownego dla niego wytłumaczenia, skierował się do drzwi. Kątem oka jednak zarejestrował ruch wykonany przez różowowłosą. Nie tylko on to dostrzegł, bo po chwili przy jej łóżku siedzieli już wszyscy obecni w pomieszczeniu.
***
Wsłuchiwałam się w ten głos jak zahipnotyzowana. Nie wiem co w nim było, ale miał nade mną władzę. Nie tyle nade mną, co na pewno nad moją ciekawością. Jednak musiałam być silna i nie mogłam dać mu się sprowokować. A może to co miał mi powiedzieć stanowiło brakującą część układanki, jaką było moje całe popaprane życie? Nie. Równie dobrze mógł wszystko zmyślić. Jednak ciekawość z każdą chwilą brała nade mną górę, a ja łamałam się.
***
- Sakura. Sakura. – nawoływali ją po kolei. Ta jednak nie dawała znaków życia. Wpatrywali się w nią uparcie, jakby lada moment miała wstać i powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Niestety, nie mogli na to liczyć. Zdawała się była drwić z ich uczuć. Mamiła ich każde spojrzenie złudzeniem jakiegokolwiek ruchu. Zestresowany Naruto nie umiał znaleźć sobie miejsca. Oczy Hinaty przypominały bezbrzeżny ocean smutku i świadomości bolesnej prawdy. Ino zaciskała bezsilnie pięści na swojej bluzce, zaś spojrzenie Sasuke nie wyrażało nic. Zero. Tylko chłód i obojętność. Mimo, iż wróciły w nim uczucia, to nadal wewnątrz siebie toczył zaciętą walkę ze swoją naturą mściciela, która chciała przejąć nad nim władzę. I chociaż tak byłoby łatwiej, to, na szczęście, uparty Pan Uchiha, nie lubił chodzić na łatwiznę.
- Kiedy przyjdzie ta Shizune? – zirytował się Naruto. Ino westchnęła, zdając się być już zmęczona jego głupimi pytaniami, chociaż zadał dopiero pierwsze.
- Powiedziała, że poszuka przyczyn zachowania Sakury w zwojach medycznych. Zdajesz sobie sprawę, ile ich jest? – zapytała zniecierpliwiona, a chłopak opadł ciężko na fotel przy łóżku. Miała rację. Gorączkowaniem się nikt nic tutaj nie zdziała.
- Miałam nadzieję, że jako hokage nie przyjmiesz samych złych nawyków od swojej poprzedniczki i chociaż trochę zainteresujesz się czymś innym poza sake i narzekaniem na stosy papierkowej roboty. Nadal czekam na poprawę. – stwierdziła po chwili Ino. Sasuke zarejestrował kolejny szczegół z życia Konohy podczas jego nieobecności.
- Przecież chodzę po wiosce, komunikuję się z jej mieszkańcami i staram się rozwiązywać ważne problemy osobiście. Może robiłbym to częściej, gdyby nie stos papierów na moim biurku i sake w szufladach, która pomaga w zapanowaniu nad tym całym bałaganem. – oburzył się blondyn.
- I gdyby nie ta różowa istota, której trzeba pilnować na każdym kroku. – dodała raźniej Hinata.
Czekali przeszło godzinę, kiedy do pokoju wpadła Shizune.
- Już wiesz, Shizune-san, co dolega Sakurze? – zapytała Hinata, nim Naruto postanowił wystrzelić z gradem pytań.
- Niestety, nigdzie nie mogłam znaleźć choroby, na którą, jak widać, cierpi Sakura. – odparła spokojnie, jednak widząc zielonooką w opłakanym stanie, żal jeszcze mocniej ścisnął jej serce. Bowiem Haruno przypominała jej Tsunade; jej przełożoną, jednak w większym stopniu przyjaciółkę.
- Nie wiem, co jej dolega, ale wiem, co powinno przywrócić jej przytomność. – odparła pewnie, a wszyscy zgromadzeni popatrzyli na nią. Widziała w ich oczach chęć pomocy i oddanie. Zanim jednak wydała instrukcję postępowania, rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę Sasuke. Nadal nie do końca mu ufała. Ale w razie czego Naruto nie pozwoli, by coś złego się stało. Hinata ze swoim Byakugan także stanie w ich obronie.
- Zabieramy się do pracy… - odgoniła złe myśli i nachyliła się nad nieprzytomną kunoichi.
***
Moja ciekawość osiągnęła poziom krytyczny. Musiałam wiedzieć, jakie informacje na temat mojej rodziny posiadał tajemniczy rozmówca. O ile ROZMÓWCA to dobre sformułowanie w stosunku do stworzenia posiadającego władzę nad moim ciałem. Nadal jednak jakaś, malutka już, część mnie wciąż się wahała. Sama nie wiem czego tu się bać. Może byli źli i krzywdzili innych? Możliwe, że opinia o rodzie Haruno nie należała do chlubnych. Jedno jest pewne: jak nie zapytam to nigdy się nie dowiem. Kiedyś w końcu trzeba wykonać ten pierwszy krok.
- Co wiesz na temat mojej rodziny? Jesteś tam? – zapytałam. Może nie do końca składnie i takimi słowami, jakich chciałam użyć ,ale chyba zrozumiał.
Jestem. Nie ciekawi cię kim jestem, tylko jakieś tam informacje na temat twojej rodziny, które, nawiasem mówiąc, mogą być fałszywe?
Odpowiedział. Wzdrygnęłam się. Miał rację. Przeraziło mnie jeszcze jedno. Jakim cudem znał mój tok rozumowania?
- A powiesz mi kim jesteś? Dasz mi gwarancję, że mnie nie okłamiesz? Że mogę bez przeszkód to po prostu uwierzyć? – byłam z siebie dumna, gdy odparowałam mu tym wywodem. Gdzieś przez tę dumę przebijało się pytanie, skąd we mnie tyle uczuć, jednak gasło ono natychmiast po pojawieniu się.
A czy w życiu jest coś, w co po prostu wierzysz? Gdzie ktoś może dać ci pełną gwarancję? Gdzie wierzysz ślepo, bez zastanowienia?
Zgasił mnie tym, jak wątły płomyczek świeczki jednym lekkim chuchnięciem. No, tak. Miał rację. Nie. Nie było czegoś takiego, w co po prostu wierzę.
Sama odpowiedziałaś sobie na to pytanie. Zatem pozostaje ci ślepo zawierzyć mym słowom.
Kim ja się stałam? Jego wypowiedź ledwie przebijała się przez to pytanie. Co te wszystkie wydarzenia ze mnie uczyniły? Ja w nic już nie wierzę. Nawet w Naruto i w Hinatę. Ta myśl najbardziej mnie przerażała. Za murami, którymi otoczyłam się, aby nikt mnie nie zranił, sama siebie raniłam. Tutaj mogę okazywać uczucia. Tutaj nikt się nie dowie, jak siebie nienawidzę. I nikt nie będzie zadawał mi pytań, na które nie mam siły odpowiadać.
- A więc kim jesteś? Moim uśpionym sumieniem czy drugim JA? – zapytałam z lekką kpiną w głosie. Chwila ciszy, jaka zapadła po mojej odpowiedzi zawartej w pytaniu, napawała mnie lękiem, że być może już się nie odezwie. Nie czekałam jednak długo, bo po chwili odezwał się tym przerażającym głosem.
Ty już nie masz sumienia, Straciłaś je kilka lat temu, gdy odszedł ten, który sprawiał, że byłaś słaba i w siebie nie wierzyłaś.
Zamarłam. Po moim ciele przebiegł dreszcz na samo wspomnienie tych czarnych jak noc oczu. Tylko nie wiem, czy był to dreszcz obrzydzenia czy… podniecenia?
***
Zauważyli, jak po jej ciele przechodzą dreszcze. Shizune podeszła do nieprzytomnej dziewczyny i sprawdziła jej czoło.
- Gorączka się wzmaga. Infekcja atakuje silniej, ale ona się broni. – powiedziała. Zabrali się za przygotowanie potrzebnych składników do sporządzenia naparu przepisu samej Tsunade. Mieli nadzieję, że to coś zdziała. Zwój z instrukcjami wylądował w rękach Ino, która jako medic-ninja podwładna samej Sakurze wiedziała, jak co mieszać. Blondynka przestudiowała linijkę po linijce drobnego druczku i rysunek po rysunku. Spojrzała po zebranych.
- Sakura gdzieś w domu ma potrzebne składniki, ale nie wiem gdzie. Tutaj jest jak w zamku: sieć wijących się piwnicznych korytarzy. W tej plątaninie nigdy nie znajdziemy magazynu z potrzebnymi mi ziołami. – głos blondynki załamał się.
- Przecież Sasuke i ja możemy uaktywnić swoje kekke-genkai o odszukać wejście. – odezwała się pewniej Hinata. Shizune spojrzała na białooką z nadzieją. Skinęła na nią głową, lecz uprzedził ją Sasuke.
- Ja mogę iść. Zrobię to szybciej i sprawniej. – odezwał się. Usta Shizune zacisnęły się w wąską linię.
- Pójdzie Hinata. Może przyjaciele szybko ci zaufali i dali drugą szansę, ale ja nie… Dlatego pójdzie Hyuga, a nie ty… - zrozumiał aluzję. Musiała mieć go na oku. Nadal mu nie ufała.
Może nawet i lepiej? W razie czego znalazł jedną, racjonalnie myślącą osobę, która widziała jego złą stronę. On jednak nadal chce odzyskać zaufanie przyjaciół i stworzyć rodzinę. Ale to potem. Teraz najważniejsze było, aby uratować Sakurę.  Cokolwiek to jest, nadal posuwa się naprzód, siejąc w jej organizmie zniszczenie. Spojrzał na jej ciało trzymane przez Naruto. Niebieskooki chłopak powtarzał jej imię jak mantrę kołysząc się z nią w przód i w tył, jakby uspokajał ją po sennym koszmarze. Jednak to sam siebie chciał uspokoić. Obietnica złożona jej przed kilku laty, mówiąca o chronieniu jej przez zagrożeniem, nadal go obowiązywała. Pomimo tego, że Naruto miał teraz Hinatę i to ją miał obowiązek obejmować troską. Teraz blondyn czuje, że ją zawiódł. Jak na komendę, Naruto zaczął się zwierzać.
- Zerwała moją obietnicę. Powiedziała, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Stwierdziła, że nawet jeżeli zginie, to tylko ulży wiosce. Ludzie i tak ginęli w jej rękach. Nawet ci, którzy przychodzili ze zwykłym przeziębieniem, kilka dni potem potrzebowali miejsca na cmentarzu. Uważała, że jak jej nie będzie, to ty wreszcie wrócisz do wioski, bo pozbędziesz się irytującej dziewuchy, a Hinata, ja i cała reszta Konohy będzie miała wreszcie spokój. Nie wiem tylko dlaczego powiedziała, że Tsunade na jej śmierci wyjdzie najgorzej. – Sasuke wsłuchiwał się w jego wypowiedź, składając kolejne elementy jej życia w kolejny rozdział. Ona sama mu tego nie powie, a chciałby, aby z nim porozmawiała.
Spojrzał na Shizune. Stała wyprostowana jak struna, zaszokowana wiadomością dotyczącą byłej hokage. Wszyscy byli ciekawi co mogło się stać, ale najwidoczniej tylko Sakura posiadała pożądane wiadomości.
- Będzie lepiej, jak Sasuke i Naruto wyjdą. Ogarną trochę dom i postarają się naprawić szkody, jakie wyrządziła Sakura… - powiedziała Ino. Zdawałoby się, że lekko zasugerowała to wyjście, jednak można było wyczuć nacisk nieznoszącego sprzeciwu rozkazu. Blondyn ucałował w czoło Sakurę, ułożył ją delikatnie na poduszkach i, ciągnąc Sasuke za koszulę, wyszli z pokoju zamykając drzwi.
***
Przestałam drżeć. Wspomniał o Nim. Nie wolno nic mówić o Nim. Temat tabu i koniec.
Masz rację. Będziemy mieli całe życie na debatowanie o słabościach. Czyż nie chciałaś się dowiedzieć czegoś na temat swej rodziny?
Zapytał mnie, a ja jak w odrętwieniu pokiwałam sztywno głową.
Twoja matka Rin i twój ojciec Akiro. Brat Daisuke. Starszy o dziesięć lat. Matka miała brązowe włosy i intensywnie zielone oczy, ojciec zaś czarne włosy i brązowe oczy. Daisuke oczy, podobnie jak ty, odziedziczył po matce, po ojcu jednak kolor włosów. Rin była osobą o ciepłym nastawieniu do ludzi. Przywiązana do rzeczy materialnych wywołujących wspomnienia. Akiro był raczej chłodny dla ludzi z zewnątrz, jednak rodzinę kochał ponad wszystko. Inteligentny, z silnym charakterem. Daisuke miał złożony umysł. Twardy charakter i wrodzoną obojętność na otaczający go świat. Jedynie do ciebie posiadał jakikolwiek sentyment. Byłaś jego „Wisienką”. Rodzicom stał się obcy, gdy urodziłaś się ty. Każdego dnia coraz mocniej utwierdzał się w myśli, że tylko dla ciebie warto żyć.
Przerwał na chwilę, a ja przyswajałam informację. Jakieś mgliste wspomnienie chciało wydostać się z mojego umysłu, ale coś skutecznie je hamowało. Wnerwiona, zacisnęłam bezsilnie pięści.
Czekaj. Najlepsze zostawiłem na koniec…
Powiedział z radością. Nie rozumiałam, z czego tak się cieszy. Jego głos stał się normalny. Mocno basowy, jednak zwyczajny. Zdziwiłam się. Poczuła, jakby między mną a nim powstawała jakaś nić zrozumienia i powiązania. Spojrzałam w przestrzeń wyczekując dalszego ciągu.
Nie czuję sprzeciwu, więc kontynuuję. Twoi rodzice zginęli, gdy miałaś trzy latka. Zginęli z rąk twego brata…
Urwał, albo to ja przestałam go słuchać. Mój brat zabił mi moich bliskich? Nie. Nie wierzę. Gdy miałam o coś zapytać tajemniczy głos, coś zaczęło wyciągać mnie z ciemności mojego umysłu. Z mojej, niegdyś bezpiecznej przystani, teraz skażonej bolesną prawdą i obcym, który się we mnie osiedlił. Otworzyłam usta, usilnie starając się krzyknąć, jednak żaden dźwięk nie wydobył się z pomiędzy moich warg. Szarpałam się, jednak wraz ze wzrostem mojego oporu, siła ciągnąca mnie w górę rosła proporcjonalnie. Krótko mówiąc, odzyskiwałam przytomność…
***
Widzieli, jak Hinata wnosi potrzebne zioła do pokoju Sakury, ale wejść im nie pozwoliły. Aby zająć czymś myśli faktycznie zabrali się za sprzątanie zniszczeń w domu zielonookiej. Sprzątnęli potargane materiały, walające się gruzy i pozbijane lustra. Sasuke za pomocą chakry naprawiał szkody, a Naruto zmywał plamy krwi i kurz z podłogi. Zeszyli materac i udali się na strych domu, aby odszukać poduszki, pościele i zasłony. Gdy skończyli przebierać pierze, usiedli pod drzwiami pokoju, gdzie leżała Sakura i w milczeniu czekali na jakiekolwiek wieści co do stanu zdrowia kunoichi.
Tymczasem trzy kobiety walczyły o spojrzenie zielonych tęczówek Sakury. Po dziesiątej próbie ocucenia zielonookiej, powieki dziewczyny zaczęły drgać nieznacznie. Nie poddawały się więc i próbowały dalej. Minęło pół godziny, gdy otwierała oczy na dobre. Odsunęły się od łóżka i patrzyły wyczekująco.
- Budzi się. – zawołała do mężczyzn czekających pod drzwiami Ino. W błyskawicznym tempie znaleźli się przy jej łóżku. Sakura mrugała kilkakrotnie powiekami, aby uzyskać ostrość widzenia. Kiedy już widziała wszystko jasno i wyraźnie spojrzała po twarzach zebranych. Chciała usiąść, ale nie mogła. Spokojnie przeanalizowała wszystko po kolei. Poruszyła nogami, ale ręce odmówiły posłuszeństwa. Spróbowała ponownie, ale z takim samym skutkiem. Popatrzyła z konsternacją na swe dłonie.
- Wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona Ino. Nie zareagowała. Nadal wpatrywała się bezwiednie w nieruchome nadgarstki.
- Sakura? – zaniepokoiła się Shizune. Odchrząknęła.
- Nie mam czucia w dłoniach. – powiedziała ze stoickim spokojem, jednak wewnątrz szalała z rozpaczy.
- Nie zdaje ci się? – zapytał idiotycznie Naruto. Spojrzała na niego oczami nie posiadającymi wyrazu.
- Mogę wam to udowodnić. – rzekła. Ujrzeli chakrę, która utworzyła się w stopach. Powoli osnuwała jej kostki, potem łydki. Następnie kolana, uda i brzuch. Potem klatka piersiowa, ramiona. Kiedy miała przekroczyć linię łokci, ciało Sakury wygięło się w łuk, a z jej ust wydobył się krótki krzyk. Chakra zaczęła się cofać, a kobieta opadła na poduszki.
- Nie zbliżać się do mnie. – warknęła widząc, jak zamierzają podejść do materaca. Posłusznie cofnęli się w tył.
Przejdzie ci… Ale musisz mi się poddać … poddaj mi się, a dostaniesz dłonie…
Odezwał się głos w jej głowie. Zacisnęła usta w wąską linię. Nie mogła głośno odpowiedzieć. Zamknęła oczy i ponownie chakra rozpoczęła drogę od jej stóp, aż po łokcie. Ponownie wygięła się w łuk, ale nie przestała. Jej krzyk ucichł, a ciało wiło się w pościeli z bólu. Niemal widziała zamknięte kanały przepływu energii do jej dłoni. Natarła jeszcze mocniej. Nic z tego.
- Mam zablokowane kanały przepływu chakry. – powiedziała zebranym. Wzięła kilka głębszych wdechów.
- Już nie odzyskam w nich czucia… Nigdy… - szepnęła, a wszyscy zamarli z niemym pytaniem na ustach, brzmiącym: DLACZEGO?

Autor: .romantyczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz