Chodził zdenerwowany po korytarzu.
Został wyproszony z pokoju różowowłosej, tak samo jak Naruto, Hinata i Ino.
Bowiem Shizune chciała się dowiedzieć, co Sakura wie na temat Tsunade. Po
chwili Hyuga i Yamanaka zeszły na dół do kuchni zrobić herbatę, a Uzumaki
teleportował się do biura po jakieś ważne dokumenty. Sasuke westchnął i usiadł
pod ścianą. Jedno kolano podciągnął pod klatkę piersiową, drugą nogę zaś
wyprostował. Przymknął powieki i zastanowił się chwilę. Nadal nie uzyskał
odpowiedzi na nurtujące go pytania. Teraz do tej kolejki dołączyło to dotyczące
Tsunade. Musiało się wiele wydarzyć pod jego nieobecność…
"Dzień
należał do tych bardziej upiornych od reszty. Deszcz zacinał pod każdym kątem,
a powietrze przesycone było odorem rozmokłej ziemi zmieszanej z rozkładającym
się truchłem. Szare niebo połyskiwało złowrogimi błyskami i huczało donośnie,
ignorując nieme nawoływanie o ciszę. Spojrzałem na ciało leżące u moich stóp.
Właśnie gasła ostatnia iskierka życia w szarych tęczówkach mojej ofiary. Z
głośnym chlupotem wyjąłem katanę z serca kobiety i starannie wytarłem o jej
szaty. Zerwałem z jej szyi naszyjnik, którego tak pilnie poszukiwał mój szef i
spaliłem ją Katonem. Chwilę potem patrzyłem na rozpływające się w deszczu na
ziemi prochy.
Rozejrzałem
się po polanie, a moje spojrzenie zatrzymało się na drzewie wiśni. Przez moją
świadomość przebiło się mgliste wspomnienie bajecznie różowych włosów i
ciepłych zielonych tęczówek. Zasiadłem pod sakurą i zacząłem starannie czyścić
broń, nie zważając na coraz silniejsze zacinanie deszczu. Nie powiem, ciekawiło
mnie jak teraz wygląda. Podejrzewałem, że jej charakter w ogóle się nie
zmienił, ale pewności nie miałem. Śmiałem nawet przypuszczać, że stała się
zgorzkniała i jeszcze bardziej irytująca. Już niedługo się przekonam, jak to
wszystko się pozmieniało. Wioska, Naruto, Kakashi... I Sakura..."
Po jakiejś godzinie z pokoju
różowowłosej wyszła Shizune. Jej mina
nie wróżyła szampańskiego nastroju. Spojrzeli pytająco w jej stronę.
- Nic mi nie powiedziała. – warknęła
wyraźnie zirytowana. Widocznie upór zielonookiej mocno wyprowadził ją z
równowagi. Szatynka opadła ciężko na kanapę, a Ino podała jej świeżo zaparzoną
herbatę. Uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością i upiła łyk, nieco rozluźniając
spięte mięśnie. Po chwili zaczęli jakąś nieznaczącą rozmowę, która powoli
rozrzedzała zgęstniałą od stresu atmosferę.
***
W tym czasie Sakura siedziała na
łóżku i wpatrywała się w ścianę przed sobą. Zastanawiała się, co, do jasnej
cholery, siedzi w jej ciele i jakie ma plany z nią związane.
Nie
martw się. W swoim czasie wszystkiego się dowiesz. Usłyszała. Gdyby mogła,
zacisnęłaby pięści w geście frustracji.
Odblokuj moje kanały chakry.
Warknęła zła. Usłyszała w odpowiedzi
śmiech. Zacisnęła mocno szczękę i uruchomiła całą swoją wiedzę medyczną.
Szukała innego rozwiązania, dzięki któremu nie musiała by być na łasce tego
czegoś, jeżeli chodzi o jej ręce.
Nie
ma innego wyjścia. Obawiam się, że jesteś zmuszona współpracować ze mną. Poinformował
ją, jakby opowiadał o pogodzie.
Czego ode mnie chcesz? Zapytała.
Ciebie,
Sakuro. Szepnął. Niemal zmysłowo. Dreszcze przebiegły po jej karku, kończąc
swoją drogę na przedramionach i lędźwiach.
Nie... Nie wiem, czym jesteś, ani po
co ci ja.
Powiedziała. Nie odpowiadał.
Widocznie straciła z nim kontakt.
Opanowałaś
ostatnią technikę z księgi, którą dała ci mentorka?
To pytanie zbiło ją z pantałyku.
Nie.
Odpowiedziała. Sama nie wiedziała,
dlaczego rozmawia z nim szczerze. Może dlatego, że czuła od niego wielką moc,
która pomogłaby jej opanować ją, a może wiedziała, że nie uda jej się przed nim
niczego zataić? Może bała się go, a może najzwyczajniej w świecie chciała się
komuś zwierzyć? Wszystkie możliwości były tak samo prawdopodobne jak bezsensowne.
Z
moją pomocą opanujesz ją w chwilę tak ulotną jak moment spadania gwiazdy.
Kusił. Bezceremonialnie ją namawiał
do przyjęcia jego propozycji.
Kim jesteś?
Zapytała.
Mam prawo wiedzieć. W końcu, no...
„mieszkasz” we mnie. Rzekła.
Zgoda.
Powiem, ale tylko dlatego, że mam do ciebie słabość... Znasz historię o
demonach: Ichibim ,Nibim, Sanbim, Yonbim, Gobim, Rokubim, Nanabim, Hachibim i
Kyūbim, tak znasz. I wiesz, co się stanie, jeżeli je połączysz...
Nakierowywał ją na właściwy tor.
Wstrzymała powietrze.
Jūbi. Cały czas dążysz do niego.
Rzekła.
Brawo.
Już wiesz, kim jestem. Zanim jednak zaczniesz strzelać pytaniami pozwól, że
wyjaśnię.
Zachłysnęła się powietrzem.
Wszyscy
myślą, że ujawniam się dopiero po połączeniu tych dziewięciu demonów. Nic
bardziej mylnego. Ja jestem dziedziczony. Nie zamykają mnie w żadnym głupim
pierścieniu, naszyjniku czy czymś tam innym. I nie daję się tak łatwo wyplewić
jak inni moi bracia. Moja chakra jest najsilniejsza. Już wiesz, że jest koloru
czarnego. Muszę iść z duchem czasu, więc powiedziałbym, że jestem odlotowy.
Zaśmiał się, a jego śmiech brzmiał
jak ojcowski. Taki ciepły i czuły.
Niemożliwe.
Powiedziała tylko. Sakura, zachowaj
spokój. Oddychaj. Instruowała się w myślach, a jej słowom towarzyszyły salwy
śmiechu demona.
Odblokuj moje dłonie.
Rozkazała mu.
Nie martw się. Nie powiem, że wiem.
Pewnie zauważyłeś już mój pokrętny tok myślenia. I tak, pragnę mocy. Chcę być
silna i niepokonana.
Dodała. Cisza zapanowała w jej
głowie.
Już
niedługo odblokuję ci ciało. Teraz jednak musisz opanować ostatnią technikę z
księgi.
I jak na zawołanie w jej myślach
zaczęły pojawiać się słowa opisujące ją dokładnie. Tak, jakby nauczyła się jej
na pamięć.
Ucz
się, kochanie. Ucz.
Powiedział, a ona chłonęła jego
słowa jak gąbka.
***
Rozmowę przerwał im pojawiający się
Kakashi. Shizune wyszła piętnaście minut temu. Hinata i Ino również już poszły.
Yamanaka miała dyżur w szpitalu, a Hyuga zaproponowała, że zastąpi ją w
kwiaciarni.
- Cześć dzieciaki. – odezwał się
siwowłosy, a Naruto i Sasuke zgromili go wzrokiem.
- Słyszałem, co się stało z Sakurą.
Jak się czuje? – udał, że nie zauważył ich zdenerwowania.
- Tak jak zwykle, sensei. – odezwał
się blondyn.
- Czasami mam ochotę zrobić jej
porządny trening, ażeby się wreszcie opamiętała. – zażartował, jednak w jego
głosie było słychać smutek. Opowiedzieli mu o całym zajściu z nadzieją, że może
on będzie wiedział, co się z nią dzieje. Jednak nawet Kakashi nie bardzo
orientował się, jaka może być przyczyna jej złego stanu zdrowia. Ostatnio,
kiedy była tak otępiała, przyczyna leżała w odejściu bruneta z wioski...
"Ten
dzień był koszmarny. Nie tylko z powodu pogody, ale także z powodu wieści,
jakie niósł ze sobą. Sasuke odszedł... Zawsze wydawał się odstawać od reszty
drużyny. Indywidualista, zamknięty w sobie, nie przywiązujący się do niczego.
Brak emocjonalnego podejścia do ludzi. Ironiczny. Zdradził. Odszedł. To jest
porażka dla mnie, jako jego sensei i opiekuna. Czuję się odpowiedzialny, że nie
wyplewiłem z niego tych sadystycznych zapędów dokonania zemsty na człowieku,
który jest od niego o wiele potężniejszy, i który nie ma skrupułów. Zawiodłem
nie tylko niego, ale także Naruto i Sakurę. Ona obwinia się najmocniej. To ona
widziała go ostatnia. Rozmawiała z nim. Próbowała powstrzymać. To ją zostawił.
Jakby to było coś osobistego. Kakashi, masz pecha..."
Wydawać by się mogło, że myśli
każdego w tym pokoju krążyły po orbitach różnych problemów. Jednak cały czas
sprowadzały się do tego jednego.
"Kiedy
tylko dowiedziałem się, że ten idiota odszedł z wioski, aż się we mnie
zagotowało. Ale gdy doszła do tego wiadomość jak potraktował Sakurę, to
wybuchłem. Kolejna osoba mnie zdradziła i zostawiła. Kyūbi gotował się do
walki, podczas gdy ja nie miałem wcale ochoty zatrzymywać go. Najchętniej
rozerwałbym Uchihę na strzępy. Powstrzymała mnie Hinata. Podeszła, przytuliła i
uspokoiła. Uspokoiła jednak tylko demona, ja nadal wrzałem. Po złości nadszedł
bezgraniczny smutek, a potem troska. Od momentu jego odejścia, każdy dzień był
owiany obawą, że będzie chciał zniszczyć wioskę. Że wróci silniejszy od
kogokolwiek, a naszą ostatnią nadzieją będzie modlitwa. Musiałem sobie
powiedzieć całą prawdę. Naruto, poległeś... "
***
Powoli tama zapomnienia puszczała
rwące wspomnienia z dzieciństwa. Te najważniejsze dla niej i jej przeszłości.
Te, które miały zaważyć na przyszłości. W pewnej chwili dotarły do niej te
najboleśniejsze...
"Siedziałam
sobie na podłodze i bawiłam się ulubioną zabawką, gdy usłyszałam jakiś głuchy
łoskot. Zaciekawiona wstałam i wyjrzałam z pokoju. Cisza, jaka zaległa, była
nienaturalna i niepokojąca. Oblegała mnie z każdej strony napawając lękiem.
Mamo? Tato? Daisuke? Nikt nie odpowiadał, toteż udałam się na poszukiwania
rodziny. W sypialniach było pusto, więc zbiegłam na parter. Salon, jadalnia,
kuchnia... Pusto. Lekko podenerwowana i przestraszona zeszłam do piwnicy i
swoje kroki skierowałam do sali treningowej.
Usłyszałam
cichy szloch mojej mamy, podniesiony głos taty i śmiech Daisuke. Zaciekawiona
weszłam do środka. Chciałam coś zobaczyć, ale oślepiło mnie mocne światło.
Usłyszałam krzyk rodziców, ale ich głosy zlały się w jedno i nic nie mogłam z
tego zrozumieć. Potem dopiero dotarło do mnie, że każą mi uciekać. Nie
rozumiałam dlaczego. Przecież to Daisuke. Mój braciszek. Podszedł do mnie,
wziął na ręce i posadził na poduszce od ścianą. Gdy rozejrzałam się po sali
zauważyłam rodziców związanych, wiszących głowami do dołu. Pytające spojrzenie
utkwiłam w bracie.
-
Wisienko. To taka zabawa. Nie rozumiesz jej, więc na razie przyglądaj się
uważnie, ażebyś nauczyła się jej reguł. Kiedyś w nią zagramy. Tylko my dwoje. –
pokiwałam ufnie główką, a moja mama zaniosła się jeszcze głośniejszym szlochem.
Skoro Daisuke mówił, że to tylko zabawa, to nie widziałam powodu, dla którego
mama miałaby płakać, a tata krzyczeć na niego. Wziął, z leżącego pod ścianą
stolika, katanę i podszedł do nich. Najpierw do ojca. Ten coś szepnął do niego,
a po chwili zobaczyłam, jak Daisuke wbija broń w jego brzuch i sunie nim
sprawiając, że wszystkie wnętrzności wypływały na zewnątrz.
Siedziałam
zszokowana, a strach sparaliżował mnie całkowicie. Nie byłam wstanie odwrócić
wzroku od tego, co robił. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach, gdy podchodził
do mamy. Ona płakała jeszcze głośniej, ale po chwili umilkła, gdy wbił jej
katanę w serce. Pociągnął ją w dół, a moim oczom ukazał się taki sam obraz jak
w przypadku taty. Wytarł zakrwawione dłonie w ubranie i odwrócił się do mnie.
Nawet nie zauważyłam, jak ukucnął przede mną.
-
Moja kochana siostrzyczko. Masz coś, na czym mi strasznie zależy, ale nie mogę
cię stracić. Kocham cię nad życie. Obiecaj mi, że kiedy przyjdę po ciebie, to
pójdziesz ze mną wszędzie. Zjednoczymy siły i pomścimy rodziców. Obiecaj.
Jeżeli nie, to pobawimy się w tą zabawę razem. Ty i ja. – poprosił, a ja pokiwałam głową. Rozumiałam
to tak, że ktoś go zmusił do zabicia ich. Wtedy tak myślałam..."
Sakura załkała. Po chwili jednak
zaczęła płakać, a jej szloch stawał się głośniejszy. Nie zważała na to, że ją
usłyszą. Nie miała siły, aby się z tym kryć.
Usłyszeli jej płacz. Wbiegli szybko
na górę i niemal wyważyli drzwi do jej pokoju. Widok, jaki zobaczyli, zszokował
ich. Sakura siedziała zapłakana, nie mogąca się uspokoić. Swój zaszklony wzrok
przeniosła na obecnych w pomieszczeniu.
- Moi rodzice... Oni... Brat...
On... O mój Boże! – zajęczała i zaniosła się ponowną salwą płaczu. Naruto i
Kakashi stali i wpatrywali się w widok Sakury, która wreszcie pokazała jakieś uczucia,
zaś Sasuke zareagował natychmiast. Usiadł na łóżku i przytulił ja mocno do
siebie. Nie wyrywała się. Wręcz przeciwnie. Wtuliła się w niego ufnie i płakała
jeszcze głośniej.
- Lepiej będzie, jak pójdziecie.
Zobaczymy się jutro. – zakomunikował brunet. Zrozumieli i wyszli. Przekazał im,
że opowie im wszystko przy kolejnym spotkaniu. Wyszli z jej domu z
przeświadczeniem, że nie wszystko stracone.
- Ci. Spokojnie. – głaskał ją po
plecach, a ona łkała. Coś mruczała pod nosem, ale po chwili uspokoiła się i
zasnęła. Musiała być wycieńczona. Przytulił ją delikatnie do siebie. Zamknął
oczy, aby po momencie pokazać światu swój sharingan. Wkradł się do umysłu
różowowłosej i od razu uderzyło w niego wspomnienie z jej dzieciństwa. Oglądał
je jak film. Gdy tylko dobiegł końca, coś siłą wyrzuciło go z jej wspomnień.
Wpatrywał się w nią zszokowany. Historia łudząco podobna do jego. Coraz więcej
rzeczy zaczynało łączyć go z nią, niż pozwalało na oddalenie się od siebie.
Nawet nie zauważył, jak oddał się w krainę snów.
Śniła jej się data wyznaczona w
kalendarzu. Rzekomo miała jej nie pamiętać, jednak sumienie nie pozwoliło jej
na całkowite oddalenie się od problemu. Data urodzin Sakury miała zmienić jej
życie na zawsze. Niekoniecznie na dobre...
Autor: .romantyczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz